Świat, w którym chcieliśmy żyć. Rozdział siódmy, część druga.


***

Miał nadzieję, że nie trzasnął drzwiami zbyt mocno. Chociaż jakimś cudem udało mu się wejść po schodach powoli i z zachowaniem spokoju, gdy tylko zniknął z oczu Pewdie’mu emocje znów wzięły nad nim górę. Gdy już zamknął się w sypialni, po prostu zsunął się bezwładnie na podłogę, oddychając nierówno i trzęsąc się. Miał ochotę krzyczeć ze szczęścia, wyjść na balkon i wykrzyczeć wszystkie emocje, ale z drugiej strony był tak zszokowany i zdezorientowany, że nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Klęczał więc, patrząc się na swoje drżące dłonie i próbując przeanalizować wszystko po kolei. Pewds go kochał. Ta informacja brzmiała tak niedorzecznie, że nie mógł w nią uwierzyć, chociaż usłyszał ją przed chwilą na własne uszy i to z najbardziej wiarygodnego źródła. Te wszystkie lata spędzone na ukrywaniu swoich uczuć, te nieprzespane noce, przepłakane godziny – i nagle jego marzenie tak po prostu się spełnia? Jak miałby w to uwierzyć? Co więcej, Pewdie uważał, że była to dla niego całkowicie nowa sytuacja, coś, co odkrył niedawno. Cry nie ukrywał, że nieco mu to przeszkadzało. Tyle namęczył się w swojej jednostronnej miłości, że wyznawanie komuś uczuć po zaledwie tygodniu, lub nawet krócej, od odkrycia tego było dla niego pewnego rodzaju obrazą. Owszem, potwornie cieszył się z tego, ale także czuł ogromną niesprawiedliwość z tego powodu. Uwierało go też to, że za bardzo czuł w całej tej sytuacji klasyczne „jestem gejem tylko dla ciebie”. Nigdy co prawda nie rozmawiali o swoich orientacjach seksualnych, ale być może przez związek z Marzią Cry automatycznie stwierdzał, że Pewdie musi być hetero. Jeśli był, to pewnie był jego pierwszym zauroczeniem tej samej płci, a to oznaczało, że jeśli ta relacja miałaby zaistnieć, będzie bardzo skomplikowana. Cry bał się, że zostanie wykorzystany i choć nigdy normalnie nie posądziłby przyjaciela o tak podłe działanie, teraz nie mógł być tego pewien. Marzia była także sporym problemem. Amerykanin miał za dużo szacunku do niej, by czuć się w pełni komfortowo z byciem w związku z jej chłopakiem bez jej wiedzy, a gdzieś w głębi duszy czuł, że Pewds wyznał mu uczucia dlatego, że nie widział swojej ukochanej od dłuższego czasu i dlatego, że Cry jest najbliższą mu osobą, która może zaspokoić jego duchowo-cielesne potrzeby. To go bardzo uwierało. Nie chciał być kochankiem na jedną noc. Traktował to bardzo poważnie.
Łzy zaczęły spływać mu po policzkach, chociaż nie wstrząsał nim gwałtowny szloch. Był to płacz cichy, tylko słona woda tworząca się pod powiekami, żadnych silnych reakcji. Wciąż się trząsł i wciąż miał mętlik w głowie. Co miał zrobić w tej sytuacji? Gdyby wyglądała ona inaczej, prawdopodobnie siedziałby w salonie wtulony w Pewdie’go, uśmiechnięty i przeszczęśliwy, bez żadnych wątpliwości gotowy na zaczęcie nowego rozdziału w ich wspólnej historii. Jednak było tak jak było, więc siedział na twardej ziemi w pokoju, zszokowany, zrozpaczony i szczęśliwy zarazem, płacząc i drżąc przez zbyt duży natłok skrajnie różnych emocji. Życie było bardziej skomplikowane, niż mu się wydawało, a Pewds wcale nie pomagał mu go uprościć. Jak mówiło się mężczyźnie swojego życia „nie”? Jak można było się na niego wściec i wykrzyczeć mu w twarz wszystkie wyrzuty, które do niego miał? Cry nie potrafił tego zrobić. Potrafił tylko siedzieć, obejmując kolana i słysząc w głowie smutny głos ukochanego, powtarzający „Kocham cię” w kółko i w kółko.
Pewdie też nie trzymał się najlepiej. Żałował tego, co zrobił. Nie sądził, że będzie; myślał, że w końcu mu ulży jak się do wszystkiego przyzna, ale wcale tak nie było. Czuł się jak skończony debil. Nie spodziewał się co prawda, że jego uczucie będzie odwzajemnione i przynajmniej to było plusem całej tej sytuacji, chociaż Cry wyglądał na dosyć poirytowanego. Dlaczego? Pewds spodziewał się, że jego przyjaciel może zareagować wściekłością, ale nie spodziewał się zupełnie tego, że okaże się, że także go kocha. Tym bardziej niejasna była dla niego ta ironia, którą słyszał w głosie bruneta, gdy ten zarzucał mu niezdecydowanie i brak zrozumienia. Cóż, ich sytuacja była co prawda inna, gdyż Cry nie miał nikogo i dla niego było to tylko odwzajemnieniem uczuć, nie zdradą. Być może gdyby ktoś, w kim Pewds byłby zakochany powiedział mu, że już kogoś ma, ale jednocześnie chce z nim być, też by się wkurzył. Nigdy nie miał jednak takiego problemu, mógł się więc tylko domyślać, dlaczego Amerykanin jest taki zły. Nie, żeby go winił za to. Cry miał prawo do wszelkich emocji, nieważne, jakie by nie były. Po prostu nie do końca je rozumiał, to tyle. Chciał móc o nich porozmawiać, najlepiej tu i teraz, ale szanował przyjaciela i jego potrzeby. Chciał to przemyśleć? Da mu tyle czasu na przemyślanie tego, ile zechce. Miał tylko nadzieję, że kiedyś do niego wróci, nawet jeśli jako kumpel, nie kochanek. Teraz odpowiadało mu wszystko. Przynajmniej wiedział, że jego uczucia są odwzajemnione.
Obrócił się na plecy i zapatrzył się na sufit. Jego wzrok szybko się zamglił, gdy łzy napłynęły mu do oczu. Nie miał zamiaru się powstrzymywać, udawać, że nic mu nie jest. Był smutny, był na siebie wściekły. Pozwolił łzom popłynąć. Oto on, Felix Kjellberg, najgorszy przyjaciel i chłopak na świecie. Komplikujący wszystko, nie zważający na uczucia innych podły dupek. Tak się czuł. Miał prawo być zły, miał prawo być zrozpaczony. Miał prawo leżeć pogrążony w czarnych myślach przez niemalże dwie godziny, obwiniając się za każdą rzecz, jaka mu się przytrafiła. Nie pomagało mu to ani trochę, ale przynajmniej było prawdą. Był okropny i wcale nie dziwił się przyjacielowi, że tak o nim myślał. Wyobrażał sobie twarz Marzii, gdyby miała się dowiedzieć o tym, co wydarzyło się zaledwie parę chwil temu. Nakrzyczałaby na niego, byłaby zła? Czy może ze spokojem powiedziałaby to samo co Cry, że to tylko przejściowe, że najzwyklej w świecie coś mu odbiło i ubzdurał sobie miłość do bruneta? Chyba nie byłby w stanie jej tego powiedzieć, powiedzieć, że chce być z Cry'em i że tym samym z nią zrywa. Jeśli jednak rzeczywiście chciał być ze swym przyjacielem, musiał to zrobić. Musiał powiedzieć Marzii, że z nimi koniec, chociażby dlatego, że szanował Cry'a i że nie mógłby potraktować go w tak obrzydliwy sposób – pierw robić mu nadzieję na związek, potem zostawić go i wrócić do swojej dziewczyny, nie informując jej nawet o zdradzie. Był świnią, to prawda. Ale nie aż tak.
Wstał powoli z kanapy, kierując swe kroki do kuchni. Ochlapał zmęczoną godzinnym płaczem twarz, chłodną wodą kojąc nieco piekące go oczy. Wytarł się papierowym ręcznikiem i odetchnął głęboko. Był głodny, a nie miał zamiaru odpuszczać sobie jakiegokolwiek posiłku, wiedząc, że w tej grze pora kolejnego jest niewiadoma. Chociaż w obecnym stanie nie miał za bardzo ochoty na jedzenie, czy chociażby nawet na przygotowanie go, nie chciał skazywać się na głodówkę. Ruszył więc do lodówki, chcąc sprawdzić jej zawartość, ale rozmyślił się w połowie. Cry. Wypadałoby się go spytać o to, czy też nie zechciałby czegoś spożyć. Choć rozmawianie z nim było w tym momencie dość trudnym i przykrym doświadczeniem, Pewds nie był aż tak wredny, by nie zaproponować mu czegoś do zjedzenia. Jęcząc więc pod nosem coś na temat tego, jak bardzo nie chce być odpowiedzialnym dorosłym jeszcze raz ochlapał sobie twarz lodowatą wodą, osuszył ją, wziął kilka głębokich wdechów i wydechów, po czym odważnie ruszył na drugie piętro, do ich wspólnej sypialni. Zatrzymał się tuż przed nią, znowu głęboko oddychając i licząc do dziesięciu, zanim zdecydowanie zapukał do drzwi. Nie otworzył ich jednak, czekając na pozwolenie, które po chwili dobiegło, słabym głosem mówiąc „proszę”.
Gdy otworzył drzwi, ujrzał Cry'a skulonego na ziemi, trzymającego się za kolana, z twarzą schowaną z złożonych na tych kolanach ramionach. Gdy mężczyzna usłyszał skrzypienie, podniósł głowę i spojrzał na intruza. Pewdie'go uderzyło smutne i zmęczone oblicze Cry'a, który, sądząc po zaczerwienionych oczach i ciągłym pociąganiu nosem, też spędził te dwie godziny samotności na płakaniu.
- Hej – powiedział bardzo niewyraźnie. Nie uśmiechał się. - Coś się stało?
- Chciałem tylko spytać, czy nie chciałbyś czegoś zjeść – odparł Pewds, starając się zachowywać normalnie. Zauważył jednak, że w spojrzeniu bruneta coś się zmieniło. Nie patrzył już na niego jak na przyjaciela; raczej jak na kogoś obcego. Mocno go to zabolało, tak mocno, że musiał wręcz odwrócić wzrok, poświęcając swą uwagę wzorzystemu dywanowi.
- Chętnie, dziękuję. Robisz kolację?
- Tak, chcesz coś konkretnego? Jeszcze nie zacząłem, nawet nie wiem, co jest w lodówce...
- Cokolwiek, mogą być zwykłe kanapki – Cry oparł głowę na kolanach i zapatrzył się na ścianę przed sobą, gdy spostrzegł, że Pewdie nie patrzy mu już w oczy. Jego głos był bezbarwny, podając same suche informacje.
- Zrozumiałem – Pewds skinął głową i obrócił się do wyjścia, z zamiarem odejścia. - Zawołam cię, jak jedzenie będzie gotowe. Jak będziesz chciał zjeść ze mną, to zapraszam, jak nie, to zostawię ci kolację w kuchni, okay?
- Okay, dzięki.
Zamknął drzwi za sobą, jak gdyby nigdy nic. Zszedł powoli po schodach, próbując wymazać sobie z pamięci przygnębioną minę Cry'a i jego głos, pozbawiony emocji. Próbował nie myśleć, tylko zrobić sobie te głupie kanapki, zjeść je, włączyć telewizję i gapić się w ekran bez sensu, a potem umyć się i położyć spać, mając nadzieję, że chociaż sen przyniesie mu ukojenie i uwolni go od niespokojnych myśli. Może był zbyt wymagający, bo nie zasługiwał na spokój, po tym, jak sam go sobie doszczętnie zburzył, jednak miał zamiar przynajmniej spróbować go sobie zapewnić choćby w najmniejszym stopniu. Wszedł więc do kuchni, znalazł książkę kucharską z której Cry wyciągnął przepis na rybę i wyszukał w niej niezbyt wymagającą potrawę, która nadałaby się na kolację. Zapiekanki. Brzmiało dobrze i ciepło, więc bez zastanowienia wziął potrzebne do tego składniki i zabrał się za przygotowywanie jedzenia. Chleb z serem i szynką zapiekany w piekarniku robiło się w dziesięć minut, także już po chwili kolacja była gotowa. Nałożył sobie dwie porcje i zaniósł je na stół, ale zanim zabrał się za jedzenie, udał się do Cry'a, by spytać się o to, czy także zamierza jeść teraz. Mimo swych wielkich nadziei, że przyjaciel odmówi i powie, że zje później, Cry od razu podniósł się z ziemi, dziękując mu za posiłek. Pewds westchnął więc tylko i zszedł na dół, wyciągając z piekarnika także porcję przysługującą brunetowi i kładąc ją po drugiej stronie stołu. Chwilę później zasiedli do kolacji, beznamiętnie i dość niezręcznie życząc sobie smacznego i zaczęli jeść. Nie odzywali się do siebie przez cały czas spożywania dania, ba, nawet na siebie nie patrzyli. Ze wzrokiem wbitym w talerze powoli przeżuwali zapiekanki, starając się myśleć o czymkolwiek, byleby nie o swoich wyznaniach miłości. Było ciężko, zważając na to, że byli nawzajem swoimi obiektami westchnień, ale przynajmniej sprawiali, że było to łatwiejsze do zniesienia przez unikanie kontaktu wzrokowego. Gdy w końcu skończyli jeść, podziękowali sobie za towarzystwo podczas posiłku i rozeszli się w milczeniu, gdy Pewds ruszył przed telewizor, a Cry powrócił do sypialni, by dalej siedzieć na ziemi zwinięty w kłębek.
Pewdie odpalił telewizor i włączył jakieś reality show, szukając rozrywki i odmóżdżenia. Nie znalazł go jednak, chociaż niektóre teksty wypowiadane przez prowadzącego program były naprawdę zabawne i w normalnych okolicznościach umierałby pewnie ze śmiechu. Teraz jednak ze znudzeniem obserwował wydarzenia na ekranie, w nieustannym pragnieniu by po prostu zacząć krzyczeć i robić to tak długo, aż zejdą z niego wszystkie emocje, co mogło oznaczać wieczność. Miał to w głębokim poważaniu. Był w emocjonalnym chaosie, sam nie wiedział, czego chciał i jak wyobrażał sobie dalszy rozwój wypadków. Był zmęczony, bardzo zmęczony. Nie fizycznie, ale emocjonalnie już nie dawał rady. Wyłączył więc telewizor, choć ledwie go włączył i ruszył schodami w górę. Prysznic, sen. Nic więcej. Tylko kilka dobrych godzin snu w ciepłym i wygodnym łóżku, w nadziei, że Cry nie wyrzuci go z pokoju, by spał na kanapie i że wstanie rano z wystarczająco dużym zapasem energii do przeżycia kolejnej gry i z lepszym nastrojem, dzięki któremu będą mogli dojść z Cry'em do jakiegoś porozumienia i przynajmniej udawać, że nie rozwalili sobie zupełnie wieloletniej przyjaźni.
Gdy znalazł się już na drugim piętrze zauważył, że Cry jest w łazience i bierze prysznic, o czym świadczył szum wody dobiegający z pomieszczenia. Udał się więc do sypialni, wyciągając nienagannie ułożoną piżamę spod poduszki i w milczeniu i bezruchu siedząc na łóżku w oczekiwaniu na swoją kolej na mycie się. Nie musiał czekać długo; kilka minut później usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi i Cry wszedł do pokoju, wycierając mokre włosy. Szybko jednak spostrzegł obecność drugiego gracza, cofając się w zaskoczeniu. Zreflektował się prędko, udając, że wcale go to nie zmieszało i udał się do swojego łóżka, mamrocząc tylko, że łazienka jest już wolna. Pewds nie odpowiedział mu, tylko udał się pod prysznic, marząc o ciepłych kroplach wody zmywających z niego poczucie winy i wyrzuty sumienia. Niestety, gdy już skończył się myć dotarło do niego, że gorący prysznic nie przyniósł mu wyczekiwanego ukojenia. Tak właściwie, w kwestii psychologicznej nie dał mu absolutnie niczego. Był przyjemny, owszem, ale nie uwolnił go od natrętnych myśli, jak wcześniej zakładał. Rozczarowany, wrócił do pokoju pogrążonego już w ciemnościach i odnalazł swoje łóżko, kładąc się w nim natychmiast. Spojrzał na elektroniczny zegar, wskazujący godzinę dwudziestą pierwszą. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio kładł się o tak wczesnej godzinie. Cóż jednak miał innego do roboty niż spanie? Potrzebował odciąć się od intensywnego myślenia, które tak go męczyło, a Cry najwyraźniej też był tym zmęczony, skoro też położył się o tak wczesnej godzinie.
Pewdie odwrócił się do przyjaciela, próbując dostrzec jego sylwetkę w słabym świetle księżyca dochodzącym zza okna. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się już do półmroku, ze zdziwieniem odkrył, że Cry też zwrócony jest w jego stronę i że się na niego patrzy. Nawet, gdy Pewds to zobaczył, Amerykanin nie próbował nawet udawać, że to przez przypadek. Po prostu tam leżał, patrząc się wprost na niego, z twarzą pozbawioną emocji.
- Przepraszam – powiedział blondyn cicho, czując, że to właśnie powinien teraz powiedzieć. Przeprosiny po prostu należały się Cry'owi. Ta sytuacja była w końcu jego winą. - Rzeczywiście, może nie przemyślałem tego w stu procentach. Po prostu... Nie mogłem już znieść własnego niezdecydowania. Chciałem, żebyś wiedział, bo... myślałem, że poczuję się lepiej. Myliłem się. Przepraszam.
- Już ci kiedyś mówiłem, że powinieneś martwić się bardziej o swoje uczucia, niż o uczucia innych – odparł Cry, po chwili zastanowienia. - Nie sądziłem co prawda, że dojdzie do takiego obrotu spraw, ale nadal tak uważam. Nie neguję twoich uczuć, neguję tylko okoliczności, w jakich się narodziły. Musisz wziąć to pod uwagę, Pewds. Nie zamierzam być kochankiem na jedną noc.
- Wiem. Nie śmiałbym ci tego zrobić.
- Wiem. Ale wiem to tylko wtedy, gdy Marzii nie ma w pobliżu – zauważył. - I pewnie ty także. Nie musisz mnie przepraszać, Pewdie, bo serce nie sługa, jak mawiają. Naprawdę się cieszę, że odwzajemniasz moje uczucia, marzyłem o tym od Bóg wie kiedy. Niestety nie wiem, czy jesteś pewny swoich uczuć. Nie mogę ryzykować. Przepraszam.
- Myślę, że niepotrzebnie się przepraszamy – Szwed uśmiechnął się słabo, chociaż Cry i tak pewnie nie mógł tego dostrzec. - Myślisz, że będziemy w stanie dalej współpracować?
- Przekonamy się jutro. Może być różnie, jak wiesz. Dalej sobie tego nie poukładałem, dalej biję się z myślami. Będę potrzebował trochę czasu, okay?
Pewds poczuł pewnego rodzaju ulgę, słysząc te słowa. W głosie Cry'a była wyraźnie słyszalna nadzieja. Jakby naprawdę wierzył, że między nimi jeszcze może być w porządku, że dadzą radę podjąć współpracę, może nawet pozostać przyjaciółmi. Jego uśmiech momentalnie stał się bardziej szczery i radosny. Może jeszcze wszystko będzie dobrze?
- Jasne, absolutnie nie będę cię do niczego zmuszał ani pospieszał. Trochę ci namieszałem, za co przepraszam.
- Trochę? Mało powiedziane – głos Cry'a też się stał radośniejszy. - Odłóżmy to na chwilę. Dzisiejszy dzień był ciężki i zasługujemy na odpoczynek. Śpij dobrze.
- Ty także. Dobranoc.
W znacznie lepszych nastrojach, obaj z wielką radością ułożyli się do snu. Nareszcie, przynajmniej mogli mieć nadzieję, że wszystko się ułoży. Ta nadzieja pozwoliła im przymknąć oczy w spokoju i oddać się przyjemnej czynności niemyślenia i odpoczynku, gdy pogrążyli się w śnie głębokim i niezmąconym, gotowi do dnia następnego.

***

Dzień następny jednak nie nadszedł, choć się tego spodziewali. Pierwszy, jak zwykle, obudził się Pewds. Chociaż dość nieprzytomny po spaniu, które wydawało mu się trwać wieki, bardzo łatwo mógł stwierdzić, że otaczające go zewsząd ciemności nie są czymś normalnym. Gdy już nieco się ogarnął, spojrzał na jasny wyświetlacz zegara elektronicznego, tylko po to, by ze zdziwieniem odkryć, że wskazuje on godzinę dwudziestą pierwszą czterdzieści osiem, czyli prawdopodobny czas, w którym zasnął. Chociaż miał nadzieję, że oznaczało to po prostu awarię mechanizmu w zegarku, szybko do niego dotarło, że to nie w tym jest problem: gdy tak wpatrywał się w cyfry na wyświetlaczu, cyfry minut ciągle się zmieniały, zbliżając godzinę do dwudziestej drugiej. Zaalarmowany zjawiskiem zerwał się z łóżka i podszedł do Cry'a, by usłyszeć od niego informację, że wcale nie oszalał ani sobie tego nie wyśnił, tylko że naprawdę coś było mocno nie tak.
- Co się dzieje? - wymamrotał Cry, niezadowolony z faktu bycia budzonym, jak zawsze. - Która jest godzina?
- Dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt cztery. Nie czuję się, jakbym spał zaledwie pięć minut, nie wiem, jak ty – poinformował go zdenerwowanym głosem, mając nadzieję, że wszystko w porządku z jego stanem psychicznym i że gra nie wpłynęła na niego aż tak.
- Cóż, ja zawsze uważam, że mam za mało snu – brunet podniósł się do siadu powoli i niechętnie. - Jesteś pewien, że nie spaliśmy tylko pięć minut?
- Nie wiem, czuję się jakbym przespał co najmniej dziesięć godzin – mruknął Pewds, ocierając twarz wierzchem dłoni. – Nie wiem, czuję się dziwnie. Co myślisz?
- Myślę, że tylko ci się wydaje. Pewnie masz problemy z zaśnięciem i na chwilę się zdrzemnąłeś – Cry wzruszył ramionami i wrócił do leżenia, dokładnie nakrywając się kołdrą.
- Może pójdę się czegoś napić? – Pewdie zwątpił w swoje dziwne poczucie wyspania, gdy usłyszał całkiem logiczne wyjaśnienie. Być może rzeczywiście przysnął tylko na chwilę i natychmiast się obudził, przez cały ten stres minionego dnia?
- Dobry pomysł, może jak się przejdziesz i łykniesz trochę wody lub mleka to będzie ci lepiej zasnąć – odparł drugi gracz, głosem jednak przytłumionym przez poduszkę, w którą wtulał twarz. – Mam nadzieję, że ci pomoże. Dobranoc.
Pewdie westchnął ciężko, kiwając głową. Niepotrzebnie go budził, zaalarmowany czymś tak nieistotnym jak niespokojny sen. Jeszcze raz przecierając zaspaną twarz dłońmi powoli skierował się do drzwi, starając się nie tupać zbyt mocno. Pewnie położył dłoń na klamce i szarpnął, z zamiarem wyjścia z pokoju, jednak drzwi nawet nie drgnęły. Spróbował jeszcze raz i jeszcze raz, pchając i ciągnąć na zmianę, ale nic się nie zmieniło. Wyjście było zamknięte.
- Cry, naprawdę coś jest nie tak – odezwał się głośno, jednocześnie podchodząc do przyjaciela by go obudzić. Amerykanin nie był najbardziej zadowolonym człowiekiem na ziemi z tego powodu, pewien, że Pewds znów bez sensu zawraca mu głowę jakąś błahostką. Podniósł się powoli, wstając z łóżka i stając naprzeciw blondyna. – Drzwi nie chcą się otworzyć.
- Nie zamykaliśmy ich od środka? – mruknął w odpowiedzi Cry, marząc o powrocie do ciepłego łoża. Podszedł do drzwi, szarpnął kilka razy i ze zdziwieniem stwierdził, że Pewdie ma rację i że nie chcą się one chociażby uchylić. W zamku nie było klucza.
- Nie pamiętam, żebyśmy to robili. Trochę byłoby to bez sensu, nie uważasz? – Pewds zapalił światło i gdy już przestało go razić w oczy, rozejrzał się po pokoju. Klucza nigdzie nie było, więc niemożliwym było, by zamknęli drzwi od środka. W pokoju pojawiła się natomiast kartka papieru, wisząca na drzwiach i zapisana czerwonym atramentem. Cry zerwał ją od razu, zbliżając do oczu.
- Bez okularów jestem kompletnie ślepy, przeczytasz ją? – poprosił Szweda, podając mu list od Alice. Pewdie chwilę przyzwyczajał się do drobnego pisma dziewczyny, nim zaczął czytać wiersz następnej gry.

VII. Zrozumienie
Dziesięć efektów jest do znalezienia
W dwunastu różnych sennych marzeniach
Wykonać to zadanie musicie koniecznie
Jeśli nie snem waszym, żeby spać już wiecznie

- Masz jakiś pomysł, co to za gra? – spytał, po odczytaniu tekstu. Cry pokręcił przecząco głową, jednak na jego twarzy malowało się wahanie.
- Jest kilka gier o snach, ale nie wiem, która może to być… Nie ma czegoś jeszcze, jakiejś wskazówki lub coś? Któryś z nas musiał w to grać, nie?
- Na tej kartce nic, może gdzieś w pokoju…? – gdy Cry ochoczo ruszył na poszukiwanie czegokolwiek, co mogłoby im pomóc w grze, Pewds nagle zgiął się w pół z bólu, czując nieprzyjemne pieczenie na plecach.
- Coś się dzieje? Pewds, wszystko w porządku? – brunet znalazł się przy nim w kilka sekund, nieco przestraszony.
- Alice zostawia mi podpis na łopatce, nic nowego. Chociaż gdyby się zastanowić, już dawno tego nie czułem… Pominęła dwa rozdziały?
- Niemożliwe, mam tytuł piątki na plecach, widziałem przy kąpieli – stwierdził Cry. – Jedyne, co mnie niepokoi to fakt, że nie zauważyliśmy tego w momencie ich tworzenia.
- Ty byłeś prawdopodobnie nieprzytomny ostatnim razem, a ja… za bardzo zaaferowany trzęsieniem ziemi i znikającym kościotrupem gigantycznego potwora, sam nie wiem – Pewds wzruszył ramionami, wyraźnie nie mając ochoty na rozmyślania w tym momencie. Po krótkiej chwili z jego twarzy ustąpił grymas bólu i gracz mógł się wyprostować. – Nie ważne, już mi przeszło. Znalazłeś cokolwiek?
- Na biurku leży jakiś otwarty notes, właśnie miałem cię o tym poinformować – odparł, prowadząc go do stolika i pokazując zapełnione pismem kartki. Pewdie podniósł notatnik do oczu, odczytując zasady gry po cichu, a potem powtarzając je przyjacielowi.
- Według zapisków tutaj, mamy zebrać dziesięć „efektów” z dwunastu miejsc, do których można dostać się przez drzwi. Żeby jednak dostać się w ogóle do tych drzwi, musimy pójść spać, bo wszystko znajduje się rzekomo w świecie snów… Mamy się położyć, policzyć do trzech i wtedy powinniśmy znaleźć się w tym całym sennym świecie i stamtąd podróżować do różnych miejsc i szukać tych całych efektów… Nie wyjaśnia niestety, czym są te całe efekty, ale cóż, będziemy to musieli sprawdzić – blondyn przewrócił stronę, mając nadzieję na jakieś wytłumaczenie, ale znalazł tylko jeden mały dopisek. – Jeśli chcemy trafić do tego świata razem, to musimy trzymać ciągły kontakt, żeby „zsynchronizować sny”. Cokolwiek to znaczy… No i wybudza się poprzez uszczypnięcie, jeśli chcemy obaj to znów się mamy zsynchronizować. Po zebraniu wszystkich dziesięciu efektów mamy zostawić je w „Centrum”. Na pewno nic ci to nie mówi?
- Nie wiem, stary, jeśli w to kiedyś grałem, to nie była to dobra gra albo grałem w nią bardzo krótko, bo nic mi się nie nasuwa na myśl… - Cry westchnął. – Dobra, nic nie wiemy, ale myślę, że nie warto panikować. Skoro udaje nam się jakoś przechodzić gry bez prowadzenia za rączkę, to w realnej sytuacji też powinniśmy dać radę. Prawda?
- Nie mamy wyjścia, nawet gdybyśmy nie dawali rady – odpowiedział Pewds, kierując swe kroki do łóżka, jednak zatrzymując się w połowie drogi. – Czekaj, dosuwamy do siebie łóżka? Nie chcę wylądować w tej grze całkiem sam, więc będziemy musieli zsynchronizować sny.
- Tak, już dosuwam. Pomożesz mi?
- Jasne – Pewdie dołączył do niego i razem z nim popchnął łóżko tak, by stykało się z jego posłaniem. Gdy już skończyli, wyprostował się i lekko uśmiechnął. – W sumie, mogłeś spać ze mną w jednym łóżku, pomieścilibyśmy się. Chyba nie miałbyś nic przeciwko?
- Wybij to sobie z głowy, miałbym wiele przeciwko – warknął Cry, w natychmiastowym tempie robiąc się dość nieprzyjemnym. – Wydawało mi się, że coś ustaliliśmy. Nie próbuj nawet rzucać do mnie tymi bezczelnymi tekstami na podryw, okay? Nie chcę tego słyszeć.
Pewds aż się wzdrygnął, słysząc jego ostry głos. Jeszcze parę dni temu zaśmiałby się z tego, szturchnąłby go łokciem i ochoczo się na to zgodził, oczywiście dla żartu. Teraz nie było nawet tego, ale sytuacja była też inna. Może rzeczywiście nieco przegiął z tym komentarzem?
- Nieważne, chodźmy już spać – odparł słabo, odwracając wzrok i szybko władował się pod kołdrę, pragnąc zniknąć albo przynajmniej móc udawać, że go tam nie ma. Poczekał, aż Cry położy się w łóżku obok, po czym spojrzał na niego niepewnie. Amerykanin nawet nie odwrócił się w jego stronę, tylko bez słowa chwycił go za przedramię, układając się wygodnie na plecach. Po chwili wiercenia się byli gotowi. Cry nadal nie patrzył na swojego przyjaciela, nawet wtedy, gdy w końcu zdecydował się na rozpoczęcie siódmej rozgrywki.
- Mogę odliczać? – spytał, a następnie, gdy blondyn skinął głową, zaczął odliczać. Raz, dwa…
Trzy.
***

Czuli się, jakby nagle coś wcisnęło ich z ogromną siłą w materace, zatapiając ich w miękkiej gąbce. Nie mogli otworzyć przez chwilę oczu, a ich ciała niespodziewanie stały się ociężałe i obaj mieli wrażenie, jakby to nie były ich ciała. Cały proces trwał jednak tylko chwilę, bo gdy uczucie ciężkości zniknęło, poczuli własne stopy stające na twardej podłodze i nareszcie mogli otworzyć oczy, by rozejrzeć się po nowym otoczeniu. Gdy tylko to uczynili, mogli być stu procentowo pewni, że trafili do jakiegoś innego miejsca. Stali bowiem w okrągłym pomieszczeniu, które równie dobrze mogło nie być żadnym pomieszczeniem: potencjalne ściany i sufit były czarnego koloru, przez co sprawiały wrażenie całkowitej nicości. Być może właśnie były nicością? Otaczającą ich bezkresną czernią? Żaden z graczy nie miał zamiaru tego sprawdzać, nie za bardzo ufając tym ciemnościom, zamiast tego skupili się na tym, co widoczne – podłodze w azteckie wzory, przedstawiające jakieś postacie z szeroko rozstawionymi nogami i rękami, o dziwnych twarzach. Wzory układały się w kręgi, każdy z nich przedstawiał inne osoby, lecz rysunki w danym okręgu powtarzały się. Było to dość niepokojące – zewsząd otaczał ich mrok, jednak ziemia pod ich stopami była bardzo dobrze widoczna, tak jak ustawione w kręgu drzwi w różnych kolorach, nie prowadzące do żadnego pomieszczenia. Tak po prostu – dwanaście drzwi donikąd. A wszystko to widoczne, w pełnym świetle, które nie miało swego źródła. Panowała tam też całkowita cisza: każdy krok, każdy oddech czy chociażby przełknięcie śliny zdawało się być sto razy głośniejsze, gdy zakłócało ten idealny brak dźwięków. To wszystko wystarczyło, by sprawić, że gracze poczuli się niesamowicie przytłoczeni i zagubieni, a strach rósł powoli w ich sercach. To miejsce było zdecydowanie dziwne, w znaczeniu jak najbardziej negatywnym.
Ich ubrania także uległy zmianie – zamiast zwykłych piżam, które zakładali do snu, mieli różowe koszulki z długim rękawem i z czarno-białą kratką w czerwonej ramce nadrukowaną na nich oraz ciemne, fioletowe spodnie w parze z brązowymi butami.
- Trochę dziwne te przebrania – skomentował Pewds cicho, bojąc się, że jego zwyczajowy ton zabrzmi niczym krzyk w tej pustej przestrzeni. Spojrzał z rozbawieniem na materiał w kolorze pudrowego różu, który pokrywał jego ramiona i tułów. – Takie dziewczęce.
- Przypomniało mi się – odezwał się Cry, patrząc zaskoczony na swój strój. – Zacząłem kiedyś taką grę, typowa gierka z RPG Maker, zresztą wydaje mi się, że dość popularna… Nie pamiętam, grałem w to bardzo krótko, bo gra była bardzo dziwna. Dużo odkrywania nowych miejsc… Mało akcji. Mam wrażenie, że to właśnie ta gra, tam była główna bohaterka właśnie w takich ubraniach? Jezu, jak ona się nazywała…
- Czy pamiętasz cokolwiek z tej gry, co mogłoby nam się przydać? – spytał Pewds z nadzieją, chociaż słysząc niepewność w głosie przyjaciela już znał odpowiedź.
- Ani trochę, zrobiłem z tego kilka odcinków i urwałem, nie miałem do tego cierpliwości albo nie rozumiałem o co chodzi… Nieważne, po prostu zrezygnowałem. Niestety nie mogę nam pomóc.
- Szkoda.
Jeszcze chwilę stali w środku pokoju, podziwiając dziwne wzory na podłodze i walcząc z silną ochotą, żeby się obudzić i nie musieć brać w tym udziału. Obaj dobrze wiedzieli, że jest to absolutnie niemożliwe, ale mimo wszystko czuli, że siedzenie bez snu przez całą noc aż do ranka jest bezpieczniejszą opcją, niż pałętanie się po jakichś sennych światach, o których żaden z nich nie miał pojęcia. Może ostatecznie nie był to taki zły pomysł…? Jakby tak przesiedzieli do rana, może udałoby się im oszukać system i wyjść z gry bez przebywania w niej?
- To co, jedziemy z tym? – Pewds uśmiechnął się słabo, czując, że za chwilę zwariuje od tej ciszy. Rozglądał się wokół, próbując stwierdzić, które z drzwi wyglądają najbezpieczniej i najmilej. – Dostajesz możliwość wyboru, które drzwi?
- Nie wiem, pierwsze z brzegu…? – Cry zwrócił się w stronę drzwi po prawej, najbliżej tych, które prowadziły z ich sypialni. Były koloru zielonego, z brązowymi elementami i nie wyglądały jakoś bardzo przerażająco. Opatrzone były tabliczką z podpisem „Świat leśny”. Pewdie skinął głową na przyjaciela, dając mu znać, że nie ma nic przeciwko jego wyborowi i po chwili wahania, Cry nacisnął mocno klamkę i otworzył drzwi na oścież.
Niepewnie weszli do środka, nie wiedząc, czego mogą się spodziewać. Stąpali po czarnym podłożu, które jednak wydawało się tak samo bezkresne jak otoczenie, z którego właśnie wyszli. Po zrobieniu kilku bardzo ostrożnych kroków dotarło do nich, że złudzenie przepaści pod stopami jest tylko złudzeniem i tak naprawdę nic im nie grozi; rozluźnili się więc znacznie, zajmując się rozglądaniem po najbliższym otoczeniu. To miejsce nie do końca wyglądało jak las, gdyż drzewa stały pojedynczo lub w niewielkich grupkach, zamiast pokrywać jakiś większy obszar.
- Cóż, to będzie bardzo ciekawe doświadczenie – oświadczył Pewds, próbując ogarnąć wzrokiem jak najwięcej szczegółów. Spojrzał pod nogi i natychmiast krzyknął, odskakując w tył gwałtownie.
- Co jest? – zaalarmowany tym Cry podążył za wzrokiem drugiego gracza i zobaczył, jak po ziemi pod nim przesuwa się powoli jakiś kolorowy obrazek. Nie było to coś, co jakoś specjalnie by im przeszkadzało, gdyż nie było to żadną przeszkodą. Wyglądało bardziej jak stały element podłogi, rysunek wolno płynący w lewo, przedstawiający jakąś dziwnie wygiętą postać, trochę przypominającą azteckie malowidła na podłodze w poprzednim pokoju. Amerykanin uśmiechnął się pod nosem, widząc, czego przestraszył się jego kumpel i spojrzał na niego z politowaniem.
- To tylko zwykła tekstura, nic ci nie zrobi – powiedział, rozbawiony żywiołową reakcją Pewdie’go oraz naburmuszoną miną, którą przybrał po jego słowach.
- Przymknij się, zaskoczyło mnie to, okay? – odparł blondyn, zakładając ręce na piersi. – Zamiast się wymądrzać, lepiej ruszajmy. Chciałbym w miarę możliwości skończyć tą dziwaczną grę jak najszybciej. Proszę, panie przodem.
Cry przewrócił tylko oczami, po czym powoli zaczął iść przed siebie, nie do końca wiedząc, jak i w którym kierunku ma się poruszać. Nie miał absolutnie żadnej mapy czy wskazówki, gdzie może znaleźć te całe efekty, o które został poproszony w liście, więc pójście przed siebie wydawało mu się dobrym pomysłem. Nie uszedł nawet kilku kroków, gdy wzrokiem napotkał dziwną figurę ducha lub jakiegoś innego stwora, czarnego z fioletową obwódką i z żółtymi oczami. Był podłużnego kształtu, z jednej strony miał coś w rodzaju ogona, zawiniętego w górę, a z zielonych ust wylewała się zielona ciecz; choć równie dobrze mógł być to jego wywalony na wierzch język. Brunet bardzo ostrożnie podszedł do nieruchomej sylwetki, zastanawiając się, czy nie jest to może jeden z efektów. Nie wiedząc za bardzo jak wyglądają przedmioty, których szukał i w jaki sposób je zdobyć, zdecydował się dotknąć duszka, mając nadzieję, że w ten sposób czegoś się dowie.
Wraz z dotknięciem figury na głowie Cry’a pojawiła się półprzeźroczysta wersja ducha, falując dziwnie na boki. Przestraszony tym mężczyzna próbował przegonić istotę, jednak trzymała się ona mocno, uczepiona jego głowy.
- Co to jest do jasnej cholery!? – krzyknął, zastanawiając się, czy to jest ten cały efekt i czy będzie miał jakiś efekt na niego; na razie nic się nie działo, poza tym, że było to bardzo dziwne i niezbyt komfortowe.
- Nie wiem – Pewds podszedł do przyjaciela, ale utrzymywał pewien dystans, bojąc się jednak, żeby nietypowe nakrycie głowy nie przeszło na niego. – Czy to coś ci robi? Czujesz coś?
- Nie, tak tylko się giba na boki, nic mnie nie boli… Nie czuję różnicy w sumie, tylko trochę mnie to wpienia. Myślisz, że to może być efektem? – spytał Cry, próbując przegonić ducha.
- Nie jestem pewien, chociaż może tak być. Lepiej się jeszcze porozglądajmy, okay?
- Jasne, to nie jest zły pomysł.
Ruszyli dalej w dół, Amerykanin cały czas starał się ignorować fakt, że ma coś przyczepione do głowy i że to coś nie chce przestać się ruszać. Pewdie był na początku zmartwiony, tak samo jak Cry nie mając pojęcia czym jest dziwny stwór, ale po chwili, gdy upewnił się, że drugiemu graczowi krzywda się nie dzieje, zaczął się z tego nawet cicho śmiać, rozbawiony idiotycznym wyglądem kumpla, który to zaś ze stoickim spokojem znosił kierowane do niego docinki, zbyt zrezygnowany, by próbować jakoś uspokoić czy uciszyć przyjaciela. W końcu jednak dotarli na sam dół, to bardzo gęstego, wręcz niemożliwego do przebycia lasu, co zmusiło ich do zmiany trasy. Pewds nieco zmarkotniał, zawiedziony tym, że jego plan nie wypalił.
- I co teraz, na prawo, na lewo? Szukamy jakiejś dalszej drogi, czy wracamy do drzwi i stąd wychodzimy? – Cry rozglądał się dookoła, mając nadzieję na jakąś wskazówkę, jednak Alice najwidoczniej nie była na tyle łaskawa, by im pomóc.
- Na lewo, czuję, że to dobry kierunek – stwierdził blondyn, mając nadzieję, że tym razem się nie pomylił i że rzeczywiście dotrą do jakiejś wskazówki lub informacji, czy znaleźli efekt, czy potrzebują go jeszcze poszukać.
Gdy tak jednak szli, szybko okazało się, że kolorowych duchów jest znacznie więcej i że występują także w barwach różowych. Opcje były dwie: albo efektów było kilka na mapie i wystarczyło zebrać jeden, albo były to tylko elementy dekoracyjne. Niestety, znając działanie gier komputerowych, opcja druga była zdecydowanie bardziej prawdopodobna. Nikt raczej nie ułatwiłby graczowi zadania tak bardzo, bo zabrałoby mu to zabawę i przyjemność z przechodzenia tej gry. To jednak, co popsułoby rozrywkę normalnym grającym, byłoby teraz znacznym ułatwieniem dla obu mężczyzn. W końcu droga w lewo też natrafiła na swój kres i postanowili pójść w górę, mając nadzieję, że tą metodą przejdą całą mapę i w końcu znajdą efekt, a nawet jeśli nie, to że chociaż znajdą drzwi powrotne. Na ich ścieżce stało jeszcze kilka gąszczy nie do przebycia, ale były one zdecydowanie mniejsze i łatwe do ominięcia. Idąc według duchów, dwóch różowych i jednego fioletowego las w końcu nieco przerzedził się, doprowadzając ich na teren nieco bardziej porośnięty trawą.
- To już koniec trasy z tego co widzę, nie da się iść dalej w górę. Zostało nam tylko prawo – stwierdził Cry, rozglądając się. Pewds pokiwał smutno głową, rozczarowany bardzo swoimi umiejętnościami orientacji w terenie i westchnął. Będą się na pewno super bawić, chodząc w milczeniu po światach bez żadnych punktów odniesień, w których niesamowicie łatwo jest się zgubić, szukając jakichś głupich efektów bez najmniejszej choćby wiedzy, jak te cholerstwa wyglądają… W tym zamyśleniu krążył między drzewami, czekając aż przyjaciel do niego dołączy, aż nagle przed jego nogi wyskoczyła żaba. Zdziwiony jej nagłym pojawieniem się odskoczył do tyłu i zauważył, że zwierzę zostawiło za sobą niewielkie zielonkawo-brązowe jajko. Podniósł je do góry by ujrzeć, że widnieje na nim napis, „żaba”. Wyglądało też na to, że nie było to prawdziwe jajko, tylko takie z porcelany, zamknięte złotym klipsem. Felix majstrował przy nim chwilę, by móc otworzyć jajko i sprawdzić jego zawartość. Jak się okazało, nie było w nim zupełnie nic, co sprawiło, że Pewds poczuł się trochę oszukany. Przez krótką chwilę miał nadzieję, że jest to jeden z efektów – okoliczności, w jakich je znalazł wyraźnie na to wskazywały…
- O mój Boże! – usłyszał krzyk Cry’a i natychmiast zwrócił się w jego stronę, zastanawiając się, co takiego mogło się wydarzyć i czy ma biec przyjacielowi na pomoc. Mężczyzna nie wyglądał jednak na potrzebującego pomocy, raczej był osobą dość przestraszoną i zszokowaną. – Co to… co to jest?
- Coś za mną stoi? Cry, mów do mnie, czy to coś jest niebezpieczne? – Pewdie nie zauważył, żeby ktoś się do niego zbliżał, ale wszystko było możliwe, wolał nie ryzykować. Brunet zmarszczył brwi, słysząc jego słowa i niepewność natychmiast pojawiła się na jego obliczu.
- Pewds, to ty…? – spytał w końcu, podchodząc bliżej. Teraz Szwed zaczął się naprawdę bać. Co się właśnie działo? – Twoja głowa… Ona… Masz głowę żaby.
- Co? – jego dłonie powędrowały do twarzy, napotykając śliską skórę, szerokie usta, płaskie nozdrza. Czyżby to jednak był efekt? Tylko dlaczego taki dziwny? – Chyba… Chyba znalazłem pierwszy z efektów, na to wygląda…
- Efekt głowy żaby? Nie zazdroszczę – odparł Cry, rozluźniając się nieco, jednak wciąż zachowując ostrożność, gdy podchodził do przyjaciela by odebrać od niego otwarte jajko. Gdy je zamknął, głowa Pewdie’go wróciła do normalnej formy, powodując u nich obu westchnięcie ulgi.
- W sumie szkoda, że tak łatwo znika – stwierdził Pewds, wzruszając ramionami. – Mógłbyś spróbować pocałować żabę, może zmieniłaby się w przystojnego… mnie? Księcia ci nie mogę zagwarantować niestety.
- Naprawdę mnie to nie bawi – odparł Cry oschle, odwracając wzrok i chowając porcelanowe jajo do kieszeni. – Skoro już tyle chodzimy, to myślę, że to idealna okazja dla ciebie, żebyś sobie wszystko mocno przemyślał. Zastanów się nad swoim życiem, nad Marzią, nad przyszłością… Nad swoją orientacją seksualną też. Nie mam zamiaru wiązać się z kimś, kto nie jest wszystkiego pewien, okay? Za duże ryzyko dla mnie.
- Ja- Rozumiem, okay. Przemyślę to sobie – poddał się Pewdie, nieco już zrezygnowany. Nie chciał już więcej myśleć, nic innego nie robił od kilku dobrych dni. Chciał z nim być. Tyle.
W milczeniu ruszyli w drogę powrotną, szukając znów drzwi, przez które tu trafili. Nie zajęło im to zbyt wiele czasu, a i po drodze nie znaleźli niczego ciekawego lub przydatnego, nie musieli się więc zatrzymywać. W przeciągu kilku minut doszli do wyjścia, przenosząc się do głównego pomieszczenia i znów podejmując decyzję, gdzie udać się następnie. Tym razem decyzję podjął Pewds, wybierając ładnie wyglądające, świecące się na kolorowo fioletowe drzwi, znajdujące się po lewej. Prowadziły one do bardzo chaotycznego, pełnego migających świateł i obrazków pomieszczenia, z którego wychodziło się rozmaitymi korytarzami.
- Epilepsji można dostać – skomentował Cry, chwilę przyzwyczajając oczy to ostrego migotania i natłoku neonowych barw. Tabliczka na drzwiach ostrzegała, że jest to „Świat neonowy”, ale żeby aż tak? – I patrząc na te korytarze coś czuję, że to będzie istny labirynt. Zanim my znajdziemy ten jeden durny efekt…
- Cóż, mamy na to całą noc, nie będzie tak źle – spróbował pocieszyć go Pewds, ale szczerze mówiąc sam nie był pewien, czy ma ochotę włóczyć się po labiryncie, który kolorowymi światłami razi go po oczach niemiłosiernie. Nie mając jednak innego, lepszego rozwiązania dla swojej sytuacji, powoli ruszyli na wyprawę długimi i zawiłymi korytarzami neonowego świata. Nie odzywali się do siebie przez długi okres czasu, wracając do wcześniejszej napiętej ciszy, każdy z innego powodu
Cry był maksymalnie skupiony na drodze, którą obierali, po jakimś czasie zauważając, że świat lubi się powtarzać, jak gdyby nie miał końca. Metoda poruszania się tylko w jednym kierunku aż do znalezienia efektu, która podziałała we wcześniejszym przypadku, teraz nie była zbyt skuteczna – korytarze zapętlały się i sprawiały, że gracze bezsensownie kręcili się w kółko. Zaczęli więc nieco zmieniać swoją ścieżkę, próbując przechodzić różnymi przejściami, choć wciąż odnosili wrażenie, jakby nic się w ich otoczeniu się nie zmieniało. Na podłodze znajdowało się kilka, czasem kilkanaście kolorowych kwadratów, migających mocno, a w kolejnych pokojach chodziły różne barwne, neonowe stworki, przypominające robaki, uśmiechnięte, kanciaste twarze czy jakieś dziwne figury, nie będące podobne do niczego, co mężczyźni widzieli w prawdziwym świecie. Chociaż zbyt trudno było spamiętać jakiś konkretny układ, który ułatwiłby im poruszanie się, przynajmniej po ilości kwadratów i stworków w pomieszczeniu mogli stwierdzić, czy już byli w danym miejscu. Niestety tylko po tym, bo ściany i korytarze łączące ze sobą pokoje były tak samo wzorzyste i w ten sam sposób agresywnie atakowały ich oczy jasnymi kolorami zmieniającymi się w ułamku sekundy. Cry, mimo krążenia w kółko, nie pozwalał sobie jednak na poirytowanie czy złość, spokojnie obserwując otoczenie i wierząc, że w ten sposób w końcu znajdą kolejny efekt. Oczywiście, za każdym razem gdy widzieli jakiegoś dziwnie wyglądającego potwora podchodzili do niego, by upewnić się, że to nie on, ale po chwili doszli do wniosku, że jeśli znajdą szukany przez siebie przedmiot, to na pewno rzuci im się on w oczy. Amerykanin prowadził ich więc przez długie korytarze, nie tracąc skupienia i uważając na każdy nowy element, nie wiedząc jak będzie wyglądał efekt.
Pewdie natomiast pogrążony był w myślach. Posłuchał rady przyjaciela, poważnie zastanawiając się nad swoim wyznaniem. Wiedział, co czuł, tego był pewien: nie było to w końcu jego pierwsze zakochanie, znał dziwne ciepło, które rozgrzewało jego wnętrze przy każdym spojrzeniu na Cry’a. Było to jednak jego pierwsze zakochanie w mężczyźnie i to trochę go niepokoiło. Zawsze uważał, że jest hetero. Zawsze. Chociaż jego rodzina miała go niegdyś za geja przez to, że przez całą swoją młodość wolał grać w gry komputerowe niż umawiać się z dziewczynami, odkąd pamiętał podobały mu się tylko kobiety. Sytuacja bycia zauroczonym drugim mężczyzną była więc dla niego dość dziwna i nowa. Nie miał zamiaru zaprzeczać własnym uczuciom, po prostu nieco go zaskoczyły. Szczególnie, że nie mógł być już pewien, czy jest takiej orientacji, jak mu się wydawało. Nie do końca wiedział jak reagować na tą nagłą zmianę i nie mógł winić bruneta za to, że nie ufał do końca jego uczuciom. Sam nie był pewien w stu procentach tego, co działo się w jego głowie i sercu. Kochał go, ale czy to oznaczało, że był gejem albo bi? Nie potrafił tego stwierdzić. Gdyby to się wydarzyło w realnym świecie pewnie byłoby mu łatwiej to ocenić, ale niestety nie miał takich luksusów. Musiał to wykombinować na własną rękę, z tymi informacjami, które miał i z tymi uczuciami, które go męczyły. Samodzielnie do tego dojść.
- Jesteś gejem? – rzucił do Cry’a, sprawiając, że ten odwrócił się do niego gwałtownie z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Może nie powinien być taki bezpośredni, ale nie miał też zamiaru owijać w bawełnę i tworzyć kolejnych nieporozumień.
- Masz zamiar teraz ze mną o tym rozmawiać? – zapytał, równając z nim krok. – Nie możemy kiedy indziej, tylko w trakcie gry? Bo wiesz, to niezbyt odpowiednie warunki.
- Na razie nic nas nie próbuje zabić, nic nas nie goni ani nam nie grozi w żaden sposób. Skoro jesteśmy teraz bezpieczni to tak, mam zamiar z tobą o tym rozmawiać – odparł niewzruszony zimną postawą swego rozmówcy. – Kazałeś mi to przemyśleć.
- Przemyśleć, nie przedyskutować. Jest różnica. Przemyślać możesz sobie po cichu.
- Ostatnim razem jak prowadziłem takie przemyślenia doszło do kłótni i masy nieporozumień, więc wolałbym tego uniknąć za drugim razem. Jak to przegadamy będziemy znali swoje punkty widzenia i będzie nam łatwiej się dogadać, nie uważasz?
Cry nie odpowiedział, widać było jednak, jak zaciska szczękę. Po chwili głośno wypuścił powietrze przez usta, zanim odważył się odpowiedzieć.
- Nie jestem. Jestem panseksualny.
Pewds spojrzał na niego zaciekawiony. Pierwszy raz słyszał nazwę takiej orientacji seksualnej i choć bardzo chciał się dowiedzieć o co w niej chodziło, było mu nieco głupio, że musi o to pytać. Pewnie wyjdzie na bardzo ignoranckiego i niezbyt miłego. Pochylił głowę lekko, zawstydzony swoją niewiedzą. Cry chyba jednak przyzwyczajony był do tego, że musi się ludziom tłumaczyć, gdyż po chwili znów się odezwał.
- Chodzi o to, że interesują mnie wszyscy ludzie, niezależnie od ich płci… Źle to ująłem, sorry, po prostu płeć nie gra roli w tym, czy się w kimś zakocham czy nie. Zależy mi bardziej na charakterze tej osoby, jeśli pokocham ją za charakter to z łatwością pokocham ich ciała i to, jak się identyfikują… Trochę to skomplikowane, ale tak właśnie czuję.
- Nie, rozumiem – odparł szybko Pewds, chociaż w rzeczywistości było to dla niego nieco zagmatwane. Nie miał zamiaru okazywać swojej głupoty, więc po prostu przytaknął, akceptując każdą wypowiedź przyjaciela. Kochanie za osobowość? To chyba odpowiednia nazwa na to, co mu się przydarzyło. Nie był jednak pewien, czy mógłby tak z każdą osobą, potrzebował dłuższej znajomości. Być może była na to jakaś nazwa? Może gdyby się zastanowił nad resztą swoich relacji z męską częścią znajomych doszedłby do wniosku, że to nie tylko Cry mu się podoba? Nie potrafił tego stwierdzić, chociaż pewnie było to możliwe. Trochę się gubił w tej kwestii, jednak zrozumienie perspektywy bruneta było dość ważne. Przynajmniej wiedział, jak to wyglądało z jego strony, że w sprawie miłości do mężczyzny miał znacznie większe pojęcie niż on.
- To piękne – odezwał się po chwili ciszy, gdy tak intensywnie myślał. Cry znów posłał mu zaskoczone spojrzenie. – Kochać kogoś za to kim jest, nie za to jak wygląda. To piękne.
- To nie wszystko, mam też na myśli, że czuję pociąg do wszystkich atrakcyjnych dla mnie ludzi, niezależnie od ich płci oraz płci, z którą się identyfikują – wyjaśnił szybko brunet, drapiąc się po karku. Czuł się trochę niezręcznie. – To dość skomplikowane, mówiłem. Nie oczekuję, że zrozumiesz to od razu, więc jeśli masz jakieś pytania… Śmiało, nie gryzę.
- Nie, wydaje mi się, że wszystko ogarniam – zapewnił go szybko, myśląc sobie, że tak naprawdę nie potrzebował niczego rozumieć. Akceptował to. Miał wrażenie, że czegokolwiek nie powiedziałby o sobie Cry i tak by to zaakceptował, był nim za bardzo zauroczony. Był w nim za bardzo zakochany. – Chciałem wiedzieć, dzięki.
- Nie ma za co. Jak to wygląda u ciebie?
- Nie jestem jeszcze pewien, jesteś pierwszym mężczyzną, który mi się spodobał, więc nie wiem… Wybacz, po prostu… Być może odkrywam dopiero swoją seksualność? Trochę późno co prawda, ale to chyba możliwe?
- Cóż, wydaje mi się, że u różnych ludzi różnie to wygląda, ja sam wiem już od kilku dobrych lat, jeśli nie dłużej. Nie wiem, Pewds, chyba powinieneś się pierw upewnić. Nie chcę żyć z przeświadczeniem, że jestem tylko eksperymentem – odparł Cry, zatrzymując się na środku jednego z pomieszczeń i marszcząc brwi. Pewdie chciał zaprzeczyć, ale zamiast tego podążył wzrokiem w stronę, w którą wpatrywał się gracz. Przed nimi ruszał się dość niski, kolorowy ptak, zmieniający barwy i świecący się na neonowo. Nie różnił się więc bardzo od reszty stworków, jakie napotkali w tym świecie, jednak coś sprawiło, że brunet postanowił się zainteresować akurat nim. – Napotkaliśmy już wcześniej takie coś? Wygląda jak papuga, widziałeś to wcześniej?
- Nie pamiętam, nie bardzo uważałem – Felix wzruszył ramionami, próbując stwierdzić,  czy gdzieś w jego pamięci nie znajduje się obrazek takiego stworzenia. – Dotknij go, to się przekonasz.
Cry ostrożnie wyciągnął dłoń w kierunku papugi, ledwie muskając ją palcami. Ptak jednak odsunął się szybko, zostawiając na ziemi jajko, tym razem migające na fiolet, błękit i zieleń na zmianę. Mężczyzna otworzył je, uwalniając drugi z efektów zwany neonem, który otoczył jego ciało świetlistą otoczką, zmieniając kolor jego sylwetki na neonową wersję. Gdy podniósł głowę zauważył, że sufit też zmienia barwy i wzmacnia rażące światło pokrytych jasnymi wzorami ścian. Chociaż Cry mógł normalnie widzieć nosząc ten efekt, Pewdie aż przymrużył oczy, gdy neony uderzyły go po oczach.
- Blask twego piękna mnie oślepia – skomentował i w ułamku sekundy Amerykanin zamknął jajko, wracając do swojego poprzedniego wyglądu i spoglądając wilkiem na uśmiechniętego blondyna.
- Mówiłem ci już, że masz tak do mnie nie mówić.
- Przepraszam, po prostu świetnie wpasowało się w sytuację – Pewds uniósł ręce w poddańczym geście, odwracając się na pięcie i kierując się z powrotem do korytarza, z którego przyszli. – Nie powstrzymasz mnie i moich słabych podrywów. Mam nadzieję, że któryś z nich w końcu na ciebie zadziała.
- Jeśli oczekujesz powolnej śmierci w męczarniach, to w końcu zadziała – odparł Cry tylko, podążając za nim. Tym razem jakoś łatwiej się odnaleźli w labiryncie, gdyż okazało się, że wystarczyło zejść w dół dwa korytarze, a następnie skręcić w lewo, by dojść do głównego pomieszczenia, z którego wychodziło się do Centrum. Obaj byli poirytowani tym faktem, pamiętając, ile nachodzili się, nim udało im się dotrzeć do efektu. Bez słowa przeszli przez fioletowe drzwi, wracając do sali pełnej drzwi. Następny  świat, który wybrali, nazywał się „Światem ludowych tarcz” i krył się za niebieskawo fioletowymi drzwiami poniżej tych z neonowego. Nazwa była dostatecznie intrygującą, by gracze zdecydowali się na wybranie tego miejsca jako następnego celu.
W środku było jeszcze dziwniej niż w świecie neonów – na całej podłodze, która znów była czarna z ruszającym się azteckim stworem, stały porozrzucane w różnych miejscach duże figury niezwykłych postaci z okrągłymi tarczami w dłoniach. Nie ruszały się i wszystkie stały w tej samej pozycji, z ugiętymi nogami i tarczą z boku, z lewej lub prawej strony ciała. Ich twarze miały owalny kształt i nie poruszały się, tak samo jak sylwetki, ani nie wyrażały żadnych emocji, pusto patrząc się w przestrzeń przed sobą. Mężczyźni podeszli do nich, ale okazały się być one tylko dekoracją, nie efektem. Tak samo bezużyteczne okazały się dziwne kulki leżące na ziemi, obracające się w miejscu i migające małymi lampkami oraz trójkąty, także nerwowo ruszające się, ale nie zmieniające swojego położenia. Przeszli więc obok, odkrywając kolejny świat, który tym razem zamiast dezorientować ich niezliczoną ilością korytarzy i pomieszczeń wyglądających tak samo, gubił ich swoją otwartością i brakiem wyraźnych punktów orientacyjnych. Zmuszeni więc byli iść przed siebie, mając nadzieję, że trafią na coś, co pokieruje ich dalej. Oczywiście po chwili chodzenia doszli znów do drzwi, co było oznaką jednego z powtarzających się światów, nie mających żadnych granic. Zboczyli więc nieco z prostej ścieżki, obierając drogę na prawo i próbowali osiągnąć coś w ten sposób. Ku ich zdziwieniu, nie nachodzili się za wiele nim znaleźli latającą w powietrzu głowę kota, która w żaden sposób nie pasowała do otoczenia. Zaalarmowani tym zjawiskiem gracze od razu wiedzieli, że trafili na kolejny efekt, rzucili się więc w pogoń za kotem.
- Spróbujmy go zajść z dwóch stron, nie ucieknie nam! – krzyknął Cry, widząc jak szybko porusza się latająca głowa. Złapanie jej w pojedynkę byłoby naprawdę wielkim wyczynem.
Usilnie próbowali ją zatrzymać, rzucając się przed nią, biegając za nią i starając się ją usidlić. Głowa była jednak bardzo szybka i sprytnie wymijała ich za każdym razem, gdy zbliżali się do niej choćby na parę kroków. W końcu jednak Pewdie stanął na jej drodze, pozwalając Cry’owi na dotknięcie kota i tym samym na uzyskanie jajka, w którym krył się następny efekt. Ułamek sekundy później kot uciekł gdzieś w bok, kontynuując swój chaotyczny lot wśród figur z tarczami, nie zwracając tym jednak szczególnej uwagi żadnego z mężczyzn, którzy teraz zainteresowani byli bardziej zawartością wzorzystego, niebiesko-zielonego jaja z porcelany. Amerykanin otworzył je i od razu zauważył, że na jego głowie pojawiła się para kocich uszu, a z tyłu wesoło poruszał się długi różowy ogon.
- Wyglądasz w tym lepiej niż ja w moim kocim stroju w Alice: Madness Returns – stwierdził Pewds, z rozbawieniem patrząc jak Cry goni za swoim ogonem, próbując dostrzec czy jest on przyczepiony, czy wyrasta z jego ciała.
- Nie mam zamiaru reagować na ten komentarz – oświadczył, zamykając jajko i wkładając je do kieszeni, powróciwszy do swojej normalnej formy. – Nie mam zamiaru reagować na żaden twój komentarz, więc może sobie lepiej odpuść. Idziemy.
Chociaż ton głosu Cry’a był chłodny, Pewdie nie potrafił powstrzymać uśmiechu. To przekomarzanie zaczęło go bawić, choć dobrze wiedział, że jego przyjaciel jest tym bardzo poirytowany. W pewien dziwny sposób przypominało mu to ich zwyczajowe docinki, które od jakiegoś czasu przestały być tak częste i tak zabawne. Zapewne podświadomie chciał, żeby wszystko w ich relacjach wróciło do normy, żeby było jak dawniej. Z drugiej strony, bardzo tego nie chciał. Jeśli była szansa na to, by mogli stać się sobie bliżsi, Pewds nie miał zamiaru rezygnować z tej szansy. Chciał z nim być, chociaż nigdy w życiu nie myślał, że kiedyś dojdzie do takiego wniosku. Już dawno nie pragnął niczego tak bardzo i szczerze mówiąc, tęsknił za takim pragnieniem.
Z tego świata wydostali się dość szybko, jak zwykle idąc w ciszy. Szło im dość dobrze, w godzinę zebrali całe trzy efekty i jeśli dalsza część gry miała wyglądać jak do tej pory, to jedyne co musieli robić to chwilę włóczyć się po dziwnym otoczeniu aż nie znajdą szukanego efektu, a potem wrócić tą samą drogą do drzwi. Jeszcze nic ich tu nie atakowało, więc prawdopodobnie była to jedna z tych spokojnych gier, gdzie masz do zbierania przedmioty pomagające ci w dalszej rozgrywce i prowadzącej cię do jakiegoś tłumaczącego wszystko zakończenia, nie każąc ci po drodze uważać na swoje życie, na które dybią przeróżni wrogowie, od ludzi przez potwory aż do zwykłych dziur w podłodze czy tajemnych pułapek. Gracze nie zamierzali na to narzekać – śmierć groziła im tyle razy w poprzednich sześciu grach, że mały, bezstresowy spacerek po nieco dziwnym otoczeniu była dla nich świetną alternatywą. Z zadowoleniem udali się do kolejnych drzwi, tym razem w biało-fioletowej oprawie. Wyglądały bardzo ładnie, więc bez żadnych oporów nacisnęli klamkę, wchodząc do środka.
Cry nie pożałował decyzji nie ściągania ręki z klamki, gdy otoczyła ich kompletna ciemność, sprawiając, że drzwi stały się niewidoczne. Nie było tam żadnego źródła światła, które chociażby trochę rozjaśniło mrok. Pewds gwałtownie chwycił bruneta za ramię i ścisnął je tak mocno, że mężczyzna odczuł dość silny ból. Odwrócił się w stronę przyjaciela, ale nie był w stanie go dostrzec. Czy to na pewno on trzymał jego rękę…?
- Pewdie, co się dzieje? – rzucił pytanie w przestrzeń, mając nadzieję, że dłonie zaciskające się na jego ramieniu jednak należą do Szweda.
- Cry, wyjdźmy stąd. Proszę, chodźmy – zaczął ciągnąć go do wyjścia, jednocześnie szukając drugą ręką klamki gdzieś w otaczającej go czerni. Słysząc spanikowany głos Pewdie’go brunet bez zastanowienia otworzył drzwi, wypuszczając ich obu z powrotem do Centrum. Pewds odsunął się od drzwi jak najdalej, trzęsąc się okropnie i kryjąc twarz w dłoniach. Cóż, nikt nie lubił przebywać w ciemności, ale taka reakcja poważnie zaniepokoiła Cry’a. Podszedł bliżej do przyjaciela, chcąc upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Stary, wszystko okay? – zapytał, klękając tuż obok blondyna, który bezwładnie osunął się na ziemię, wciąż roztrzęsiony i przerażony. – Czy coś tam widziałeś? Mów do mnie.
- Możemy się obudzić? – usłyszał w odpowiedzi i natychmiast przytaknął. Nie wiedział, co się działo, ale jeśli musieli odzyskać przytomność by mógł się tego dowiedzieć, nie miał z tym żadnego problemu.
- Policzę do trzech, okay? Nie chcę, żeby któryś z nas tu został. Dobra, to… Raz, dwa, trzy!
Lekkie uszczypnięcie w rękę wystarczyło, by wyjść ze świata snów. Leniwie otworzyli oczy, powoli się budząc i jeszcze nie do końca rozumiejąc to, co się wydarzyło. Po chwili jednak przypomnieli sobie, co widzieli podczas snu i tym razem te obrazy nie ulatywały im z pamięci tak łatwo, jak prawdziwe sny w świecie rzeczywistym, których pamięta się tylko skrawki. Pewds przetarł twarz półprzytomnie mając nadzieję, że Cry pozapominał parę faktów, a w szczególności jego atak paniki sprzed zaledwie minuty, ale niestety nadzieja szybko okazała się być płonną: gdy tylko brunet zaczął rozróżniać „rzeczywistość” od snu, odwrócił się szybko w stronę przyjaciela i spojrzał na niego ze zmartwieniem. Sam Pewdie czuł się nieco oderwany od tego, co wydarzyło się gdy spał, chociaż wciąż czuł to nieprzyjemne uczucie strachu, które choć już minęło, pozostawiło po sobie to widmo niedawnego przerażenia.
- Co się stało? – Cry ponownie podjął próbę dowiedzenia się, co tak mocno przestraszyło blondyna. Ciemność ciemnością, każdy trochę się jej boi, ale rzadko kiedy ludzie reagują na to aż tak mocno. Chyba, że było tam coś poza ogarniającym ich mrokiem…
- Nic, nieważne – odciął się Pewds szybko, ale dobrze wiedział, że czymś takim nie zakończy konwersacji; nie po tym, jak niemalże zemdlał ze strachu. – Ta ciemność… Przypomniała mi bardzo taki jeden koszmar, który kiedyś miałem. Nie sądziłem, że zadziała na mnie tak mocno, ale cóż, najwidoczniej nie wiem o sobie paru rzeczy.
- O czym był ten koszmar? – Cry drążył temat dalej, a Pewdie przeklął w myślach, bo wolał żyć nadzieją, że taka prosta odpowiedź będzie wystarczająca, żeby Amerykanin nie zadawał więcej niewygodnych pytań. Pewds wolał nie rozmawiać o swoich słabościach.
- Pamiętasz safe point przed Alice: Madness Returns? Wtedy, gdy obudziłeś się obok mnie, w sierocińcu? Wtedy mi się to śniło – chociaż milczał przez chwilę, odważył się na kontynuowanie swojej opowieści. Teraz nie miał już nic do stracenia. – Ogółem sen był taki, że obudziłem się w jakimś ciemnym pokoju, oświetlanym przez jedną lampę. Było dziwnie, nie miałem pojęcia co tam robię i ogółem czułem się nieswojo. Potem zjawiłeś się ty, zaczęliśmy się całować, znikąd pojawiła się Marzia, nakrzyczała na mnie i uciekła, kazałeś mi za nią biec, goniłem ją przez kompletnie czarny korytarz, nic nie mogłem dostrzec… Dotarłem do innego pokoju, tam coś zaatakowało Marzię, jakiś dziwny, ciemny kształt, nie byłem w stanie zobaczyć, jak to wygląda dokładniej… No i Marzia zginęła, ja tonąłem w rozpaczy, aż przypomniałem sobie, że ty też jesteś całkiem sam i bezbronny, więc wróciłem do ciebie…
Na chwilę przestał mówić, gdy poczuł jak zaszkliły mu się oczy. Ten koszmar był jednym wielkim wołaniem jego podświadomości, która wyraźnie pokazała mu czego pragnął i czego się bał, za jednym razem. To były jego największe fobie, że dwie najważniejsze dla niego osoby umrą. Że Marzia odkryje jego zdradę. Że jest tak bardzo zakochany w Cry’u, że jest w stanie poświęcić dla niego związek i… życie.
- Nie przeżyłem tego, hmm? – dokończył za niego brunet, kiwając głową ze zrozumieniem. Nie wyglądał na zszokowanego tą historią, wydawało się, że nie zrobiła ona na nim żadnego wrażenia. Patrzył się tylko na Pewdie’go ze współczuciem, jakby dobrze wiedział, jak wyglądają tego typu złe sny.
- Nie – przytaknął mu Pewds, nie podnosząc wzroku. Nie chciał widzieć teraz twarzy bruneta, wciąż mając gdzieś przed oczami jego bladą twarz pokrytą krwią, którą zmuszony był widzieć w sennym koszmarze i o której przypomniał sobie w tej chwili. – Ale ja też nie przeżyłem. Próbowałem do ciebie dobiec, ale ten stwór wbił mi pazury w klatkę piersiową i się obudziłem. Nie umiałem potem zasnąć przez długi czas.
- Nie dziwię się. To dlatego tak zareagowałeś? Ciemność ci się z tym kojarzy?
- Tak, z tymi dziwnymi potworami. Nie wiem, co to było, ale czaiło się w mroku i okropnie się ich bałem. Nie chcę nawet o tym myśleć – odparł natychmiast, przeciągając się. Czas na elektronicznym zegarze ruszył, wskazując teraz kilka minut po pierwszej. – Nieważne, po prostu nie wracajmy do tego pokoju, przynajmniej nie bez światła, okay? Dobrze nam idzie, jeszcze tylko siedem efektów i możemy odpocząć. Powinniśmy się za to zabrać, bo nie odpoczniemy, póki nie skończymy zadania. Gotowy?
- Szybko odcinasz się od rozmowy – zwrócił mu uwagę Cry, ale posłusznie położył się na swoim posłaniu i chwycił Pewdie’go za ramię. Blondyn odsunął się lekko, sprawiając, że dłoń drugiego gracza zsunęła się po jego przedramieniu i ułożyła się na jego ręce. Cry posłał mu zmęczone spojrzenie, ale Pewds nie przejął się tym zupełnie, splatając ich dłonie mocno i nie pozwalając Amerykaninowi na wycofanie się z tego.
- Nie powinniśmy tego robić – przez ostatnie kilka godzin wypowiadał to tyle razy, że Felix zaczął to uważać za jakiegoś rodzaju mantrę. Problem był w tym, że nie działała ona zbyt dobrze. – Nie mam zamiaru ci tego tłumaczyć jeszcze raz, Pewds. Ta sytuacja… To po prostu nie jest fair wobec Marzii.
- Zamiast skupiać się na tym czego nie powinniśmy i co jest nie fair, lepiej skupiać się na tym czego chcemy i czego nie chcemy – odparł lekko na ten zarzut, uśmiechając się. – Chcę trzymać cię za dłoń. Nie chcę cię stracić. A ty?
Cry przez chwilę patrzył się mu w oczy, jakby próbował coś z nich wyczytać, coś zrozumieć. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, chociaż być może kryła się w niej ciekawość, smutek, zmęczenie? Kontakt wzrokowy nie trwał niestety na tyle długo, by Pewdie mógł to stwierdzić, gdyż brunet odwrócił się na plecy, przymykając oczy.
- Po prostu idź spać – mruknął w odpowiedzi, głosem bardzo spokojnym, pozbawionym agresji, może nawet trochę rozbawionym? Nad tym też nie dane było się zastanowić blondynowi, gdyż dosłownie chwilę później Cry policzył do trzech, wysyłając ich znowu do sennego świata. Nie puścił jednak jego dłoni.

***

Centrum nie uległo żadnej zmianie, dalej zapraszając ich do dwunastu drzwi i dwunastu światów. Odnotowując w pamięci, które efekty mają już zebrane, gracze postanowili udać się do granatowych drzwi, znajdujących się poniżej wejścia do kompletnych ciemności, w których byli przed przebudzeniem. Świat, który wybrali tym razem, nosił nazwę „Śnieżnego świata” i brzmiało to na tyle nieszkodliwie, że bez żadnego wahania weszli do środka. Nie rozczarowali się. Z bezkresnego nieba padał śnieg, zalegając na ziemi i skrzypiąc pod ich nogami z każdym wykonanym krokiem. Iglaste drzewa rosły grupkami co kilka metrów, jednak nie tworzyły gęstego lasu i łatwo było się wśród nich poruszać. Co jednak dziwne, mimo typowo zimowego krajobrazu mężczyźni nie odczuwali tam zimna. Śnieg był lodowaty, ale powietrze miało temperaturę pokojową, tworząc bardzo niezwykłą atmosferę. Żaden z graczy nie miał zamiaru jednak protestować, wciąż pamiętając mróz, w jakim musieli przebywać bawiąc się na dworze dwa safe pointy temu. Zamiast tego spokojnie ruszyli przed siebie, mrużąc oczy przed rażącą ich bielą i wzdrygając się czasem, gdy jakaś śnieżynka przypadkiem zawędrowała im za kołnierz. Ten świat był bardzo cichy oraz jasny i szczerze mówiąc Pewds zdecydowanie czuł się tu lepiej, niż w poprzednim. Chociaż nieco się uspokoił, otaczający go mrok przypomniał mu o koszmarze i tym samym odkrył, że tamten koszmar był dla niego dość traumatyczny. Wnioski, do których doszedł po obudzeniu się wcale mu nie pomagały. Naprawdę, już tak wcześnie jego podświadomość miała problem ze stwierdzeniem, na kim mu bardziej zależy? To, że śniła mu się śmierć dwóch najbliższych osób go nie dziwiła. Dziwił go fakt, że podświadomie wiedział o swoich uczuciach.
- Jak się czujesz? – głos Cry’a przerwał ciszę, niemalże strasząc Pewdie’go. Nie powiedział tego zbyt głośno czy zbyt agresywnie, wręcz przeciwnie, jednak blondyn nie spodziewał się tak nagłego dźwięku tuż obok siebie. Spojrzał na przyjaciela.
- Lepiej, dzięki – odparł po chwili, zastanawiając się, czy Cry martwił się o niego przez cały ten czas. Uśmiechnął się lekko, bardzo chcąc, żeby jego wymysły były prawdą. – Szybko ochłonąłem, nawet nie wiem, dlaczego tak bardzo wtedy spanikowałem. Cóż, przynajmniej dowiedziałem się o sobie czegoś nowego.
- Ten koszmar musiał na ciebie mocno podziałać – przytaknął Amerykanin, uważając na drogę i nie posyłając mu ani jednego spojrzenia. – Nigdy nie widziałem cię w takiej panice. Ba, nigdy nie widziałem nikogo w takiej panice z powodu ciemności.
- Dam sobie z tym radę, nic mi nie będzie – zapewnił szybko. – To tylko koszmar. Okropny, traumatyczny, ale tylko koszmar. Nie spełni się, o ile będziesz na siebie uważać.
- Zawsze na siebie uważam.
- Nie, kiedy jestem obok.
Cry zatrzymał się na chwilę, w końcu spoglądając na Pewdie’go. Patrzył się niepewnie, zagryzając wargę, ale jednocześnie prosto w oczy, nie bojąc się tego zupełnie. Wpatrywali się w siebie przez moment, póki brunet nie odwrócił wzroku i nie ruszył dalej. Pewds miał już pytać o znaczenie tego, co się wydarzyło przed sekundą, ale zanim zdążył się w ogóle odezwać, Cry zabrał głos:
- Wiesz, co myślę na ten temat, bo mówię o tym głośno od ostatnich kilku godzin, w kółko powtarzając to samo. Jasne, że mi na tobie zależy i że nie zawsze na siebie uważam, przyznaję, ale to nie jest coś, co można tak łatwo rozwiązać. Znamy się od tylu lat i po prostu… Nie chcę tego zepsuć, okay?
- Rozumiem – odparł Szwed spokojnie. To wyznanie nie prowadziło ich do niczego nowego, ale nie miał zamiaru tego komentować, nie teraz, gdy Cry postanowił omówić tą sytuację. Być może nareszcie gdzieś z tym ruszą? Być może mają szansę na…
- Hej, myślisz, że to może być kolejnym efektem? – Amerykanin natychmiast zmienił temat, widząc, że niedaleko nich chodzi jakaś niska postać, cały czas tą samą drogą, jakby nie mogła wyjść poza wyznaczoną trasę. Gdy podeszli bliżej okazało się, że jest to drobna kobieta, Azjatka o granatowych włosach i w błękitno-białym kimonie, która zasłaniając pół twarzy rękawem dreptała w koło małymi kroczkami, czasami zatrzymując się i kiwając na boki. Nie mieli więc problemu, by do niej podejść i zagrodzić jej drogę. Kobieta podniosła wzrok na nich, wyciągnęła do nich dłonie z białym jajkiem w kropki z podpisem „Yuki-onna”, po czym wyminęła ich i kontynuowała swój spacer. Zanim Cry zdążył je otworzyć, Pewds wyrwał mu je z ręki, uwalniając efekt na sobie. Jego włosy stały się tak samo ciemnoniebieskie jak u kobiety, ubrany był też w podobne kimono.
- Wybacz, ale zgarnąłeś ostatnie dwa efekty i chciałem coś dla siebie – wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym schował skorupki jajka za pas. – Chyba tak będę chodził, pasuje mi to.
- Rób co chcesz – odparł Cry, ale odpowiedział słabym uśmiechem. – Zbierajmy się, jeszcze sześć do zebrania, a ten sen mnie bardzo męczy.
Pewdie skinął głową, zgadzając się z jego słowami, po czym ruszyli w drogę powrotną. Nie do końca jednak pamiętali, skąd przyszli, biorąc pod uwagę to, że przez pół drogi rozmawiali, zamiast uważać na to, co dzieje się dookoła. Nie było to bardzo wielkim problemem, bo większość światów działało na zasadzie pętli i non stop wracało się do tego samego punktu, w końcu więc musieli natrafić na drzwi prowadzące do Centrum. Wydawało im się, że przejście w dół i w prawo będzie dobrą drogą, chociaż całe to miejsce było tak skomplikowane, że nie byli tego pewni. Zamiast drzwi natrafili bowiem na igloo. Widzieli grupkę takich niedaleko drzwi, sugerując się więc tym jako wskazówką, zatrzymali się przed nim i próbowali odkryć, gdzie powinni iść dalej.
- Mam wrażenie, że tych igloo było więcej, nie tylko jedno stojące samotnie, wiesz…? – Cry nie był do końca pewien, czy to mogło im jakoś pomóc w poruszaniu się. Nieco inaczej to zapamiętał, był pewien, że to nie do końca tak wyglądało.
- Nie wiem, nie pamiętam – odparł Pewds beztrosko, wymijając go i wchodząc do lodowego domu. – Sprawdźmy, co jest w środku, może trafimy na więcej śnieżnych kobiet, które nam coś powiedzą?
- Tamta nie była zbyt rozmowna – skomentował Cry pod nosem, na tyle cicho by przyjaciel nie mógł go usłyszeć, po czym wszedł za nim do środka. W igloo nie było nic poza dziurą w ziemi, wypełnioną różowym płynem. – Okay, to jest dziwne. Nie sądzę, że powinniśmy się tego ruszać, więc najlepiej będzie, jak pójdziemy już do drzwi…?
- Proszę cię, nikt nie powiedział, że efektów jest tylko dziesięć i tylko w tych dwunastu światach – Pewds najwyraźniej nie chciał słuchać rad bruneta. – Być może to tylko mały zbiornik z wodą, zamoczę sobie stopę i będę chodził w mokrych skarpetkach, nie przeginaj.
- Boże, nie ma nic gorszego niż mokre skarpetki, uwierz mi – Cry próbował mu jeszcze przemówić do rozsądku, ale zupełnie mu nie wychodziło. Pewdie ledwie dotknął stopą powierzchni małego basenu i w ułamku sekundy wpadł do różowej wody całkowicie, już się nie wynurzając. Przerażony Cry wskoczył tam za nim i odkrył, że było to przejście do jakiejś innej lokacji, całej w kolorach pudrowego różu i bieli. Pewds stał obok niego, rozglądając się po nowym miejscu z uśmiechem na twarzy.
- Nie strasz mnie tak więcej, debilu skończony – blondyn zarobił mocne uderzenie w tył głowy, ale nie przejął się tym zbytnio. Zamiast tego zaczął się śmiać. – To nie jest zabawne, naprawdę mnie przestraszyłeś. Poza tym, przez ciebie utknęliśmy w jakimś dziwnym świecie i jeśli nie znajdziemy stąd wyjścia, to cię osobiście utopię.
Znajdowali się bowiem na niewielkiej wyspie, która dość wąskim pasmem ziemi zawijała się w jakiś dziwaczny wzór i która otoczona była wodą, w takim samym pastelowym różu jak wszystko wokół. Nie widać było wyjścia z tej wyspy, a nie mogli przecież wrócić drogą, którą tu przyszli. Pewds nie był tym w ogóle zmartwiony, beztrosko idąc wzdłuż jedynej dostępnej drogi. Ziemia tu była pokryta śniegiem, zupełnie tak samo jak w świecie, z którego tu przyszli i skrzypiał tak samo przyjemnie. Po krótkiej chwili podróżowania przez nieco zawiły ląd dotarli na drugi koniec wyspy, który okazał się nie być wcale tak oddalonym od miejsca, w którym wylądowali. Chociaż wydawało się, że nie ma stamtąd za bardzo drogi wyjścia, mały różowy balon przyczepiony do podłoża wyglądał bardzo dziwacznie w pustej przestrzeni wypełnionej tylko wodą i powietrzem. Myśląc, że jest to jeden z efektów, Pewds odważył się podejść do samotnego balonika i ku swemu wielkiemu zdziwieniu, przetransportował go on na sam środek morza, które chyba morzem nie było, biorąc pod uwagę to, że mógł swobodnie stanąć na dnie i woda sięgała mu wtedy zaledwie do piersi. Chwilę później zjawił się obok niego Cry, dość wściekły i wyraźnie niezadowolony z faktu, że musi przebywać w wodzie.
- Miałeś mi więcej nie robić takich rzeczy – warknął, rozglądając się. Najchętniej wróciłby na ląd, ale wiedząc, że absolutnie nic na nim nie ma, jedyną opcją pozostawało pływanie tak długo, aż nie znajdą jakiegoś wyjścia z tego dziwnego świata. – Teraz na pewno mam mokre skarpetki. Dzięki, stary.
- Co ty masz z tymi skarpetkami?
- Po prostu uważam, że chodzenie w mokrych butach i skarpetach to najgorsza rzecz, jaka może się przydarzyć człowiekowi, okay? – odpowiedź nie była bardzo sensowna, ale musiała Pewdie’mu wystarczyć; Cry nie wyglądał na chętnego do tłumaczeń.
- Okay, nieważne. Płyniemy?
- Wiesz chociaż dokąd?
- Skoro gramy w to na czuja, to tak też będziemy się poruszać. Zresztą, nawet jakbyśmy mieli mapę, wątpię, że umielibyśmy się nią posługiwać w tak zawiłym świecie.
- Jesteś beznadziejnym przypadkiem – odparł tylko brunet, trochę zrezygnowany i zaczął iść przed siebie. Woda nieco spowalniała jego ruchy, ale nie zatrzymywał się, nie czekając nawet na Pewdsa, który chwilę później ruszył i próbował go dogonić.
- Cry, możemy wrócić do poprzedniej rozmowy? Tej zanim znaleźliśmy ostatni efekt?
- Musimy?
- Już ci to mówiłem, chciałbym to przegadać, teraz, kiedy mamy na to okazję i kiedy nic nas nie próbuje zabić. Skoro już musimy chodzić, to nie róbmy tego w milczeniu i wykorzystajmy jakoś ten czas, co ty na to? – Pewds nie miał zamiaru odpuścić, chociaż wiedział, że Cry bardzo by tego chciał. Ten temat był męczący, prawda. Dlatego właśnie powinni go na spokojnie omówić teraz, a nie podczas safe pointu. Pewdie nie dostał żadnej odpowiedzi od przyjaciela, niewzruszony tym jednak kontynuował:
- Słuchaj, wiem, że to nie jest przyjemne. Wiem, że się tego nie spodziewałeś i że moje wyznanie było dla ciebie nieco szokujące…
- Nieco szokujące? – Cry nie mógł się powstrzymać od prychnięcia. – Nieco? Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że dojdzie do czegoś takiego. Nigdy nie sądziłem, że usłyszę od ciebie słowo „kocham” skierowane do mnie, a nie do Marzii. Cóż, nie sądziłem, że usłyszę je naprawdę, a nie tylko gdzieś w własnej wyobraźni. Nasze uczucia są dwoma różnymi rzeczami, Pewds. To jest dla ciebie coś nowego i rozumiem, naprawdę rozumiem, że chciałbyś spróbować, że ciekawi cię jak to będzie wyglądało, okay. Dla mnie? Z jednej strony to spełnienie wszystkich marzeń, z drugiej koszmar. Ponieważ kogoś już masz, a ja nie chcę być skończonym dupkiem. Nie lubię tej roli, wybacz.
- Wytłumaczę ci to raz i dokładnie, w porządku? – Pewdie też zaczynał się już irytować, słysząc atak przyjaciela. Nie odbierał mu prawa do wściekłości, po prostu to co się działo nie było tylko problemem Cry’a, ale chyba to do niego nie docierało. – Zależy mi na tobie, bo jestem w tobie zakochany. Znam cię tyle czasu, co więcej, poznałem cię zaledwie kilka miesięcy po tym, jak zacząłem rozmawiać z Marzią. Z tej perspektywy nie ma żadnej różnicy w naszych relacjach, znamy się już tak długi okres czasu… Słuchaj, nie jest łatwo, ale jedną rzecz wiem na pewno: jestem dorosłym, świadomym i odpowiedzialnym mężczyzną, Cry. Nie traktuj mnie jak dziecka, nie udawaj, jakby twoja perspektywa była jedyną. Spójrz na to z mojej strony i pomyśl przez chwilę, przez co ja przechodzę. Inaczej nie ma szans, żebyśmy się dogadali. Nie chcesz ze mną rozmawiać? Nie ma sprawy, ale chciałbym jeszcze przynajmniej uważać się za twojego przyjaciela. Bo wiesz, nie jestem jedyną osobą, która musi sobie przepracować tą zmianę w naszych relacjach.
Cry nie odpowiedział, jego twarz także nie wyrażała żadnych emocji. Cała złość, frustracja i zagubienie znalazły ujście w słowach i teraz obaj byli znacznie bardziej spokojni i opanowani. Nie doszli do niczego, to prawda, ale przynajmniej wyrzucili sobie wszystko, co do siebie mieli. Teraz musieli tylko to sobie przetrawić i zrozumieć, mając nadzieję, że kiedyś w końcu dojdą do jakiegoś porozumienia.
Z ulgą przyjęli widok zielonego balonu, który pojawił się wśród rozległych wód. Jeśli spełniał on tą samą funkcję co balonik, który wrzucił ich do tego morza, to powinni wydostać się na jakiś suchy ląd albo chociaż przetransportować w jakieś miejsce, które nie jest gigantycznym zbiornikiem bez kresu, wypełnionym różową cieczą, która konsystencją przypominała zabarwioną wodę. Na szczęście nie pomylili się i zielony balon przerzucił ich na inną wyspę, tym razem nieco bardziej zwartą w formie i nieco mniej skomplikowaną niż poprzednia. Co prawda dalej złożona była z zawiłych dróg prowadzących w ślepy zaułek, ale sam środek wyspy, z którego odchodziły te otóż ścieżki, zajęty był przez rzucający się w oczy pasiasty namiot, w barwach będących różnymi odcieniami fioletu i różu. Przed wejściem do niego, po obu stronach stały trzy mniejsze kopie namiotu, wyglądające jednak nieco inaczej: nie miały żadnego wejścia i nie wiadomo było nawet, czy jest to rodzaj tipi, czy po prostu jakiś rodzaj architektury, polegający na budowaniu dziwnych figur w kształcie stożków jako elementów dekoracyjnych. Gracze nie mieli zamiaru się nad tym zastanawiać, będąc bardziej zainteresowanymi tajemniczym budynkiem na środku. Bez zwłoki więc ruszyli do niego, mając cichą nadzieję, że będzie to przejście na kolejny poziom. Niestety, trafili do czyjegoś pokoju, dziwnie kwadratowego jak na budynek złożony głównie ze stożków. Pomieszczenie nie było jakoś nadzwyczajne – był to najnormalniejszy pokój, bardzo dziewczęcy i bardzo różowy; poza dywanem koloru zielonego i niebieskim łóżkiem całe wnętrze było fioletowo-różowe. Nie było w nim też dużej ilości mebli: łóżko, szafa, biurko i półka na książki były wszystkim, co zajmowało pokój. Jedyne, co wyróżniało się w tym niezbyt ciekawym pomieszczeniu, to postać stojąca na środku. Niska, około dziesięcioletnia dziewczynka w blond kucyku, koszulce w kolorze khaki oraz brązowej spódniczce od czasu do czasu robiła krok lub dwa, poruszając się po pokoju. Zatrzymywała się dosyć często, ale ani razu nie spojrzała na żadnego z graczy, chociaż naruszyli jej teren. Nie wydawała się też zbytnio zainteresowana tym, że dwójka obcych jej mężczyzn zaczyna obchodzić jej pokój i sprawdzać, czy gdzieś nie znajdą efektu albo chociaż wyjścia z tego dziwnego, rozległego świata. Nie przejęła się nawet wtedy, gdy jeden z nich podszedł do niej i próbował z nią rozmawiać.
- To nie efekt niestety – Cry wyprostował się, zostawiając blondynkę w spokoju i przechodząc do sprawdzania reszty pokoju. – Nie wiem, czy jest tu cokolwiek wartego naszej uwagi. Idziemy?
- Daj mi chwilę, chcę się tylko upewnić – odparł Pewds, oglądając rzeczy na biurku i zaglądając do szafy. W końcu zrezygnowany podszedł do drzwi, wzruszając ramionami. – Chyba możemy spadać. Jedyne co można tu zrobić, to całonocną imprezę. Zainteresowany?
Zanim Cry zdążył się odwrócić, by sprawdzić o czym mowa, Pewdie pstryknął wyłącznik światła, pogrążając pokój w półmroku. Czego się nie spodziewał to tego, że to niewinne działanie zmieni pomieszczenie całkowicie.
Cały budynek zaczął się trząść okropnie, cisza panująca wcześniej w pokoju została zakłócona przez przeszywający, rozstrojony dźwięk, brzmiący naprawdę niebezpiecznie. Dziewczynka zniknęła, przemieniając się w czarną, trochę zaokrągloną masę z białą twarzą, na której tkwił przerażający grymas – przekrzywione, przymrużone oczy wraz z otwartymi ustami, układającymi się w nieprzyjemny uśmiech. Cry w kilka sekund podbiegł bliżej przyjaciela, przemykając obok monstrum, które pojawiło się znikąd i zaskoczyło ich obu. Światło nie dawało się włączyć, budynek wciąż się trząsł, a dźwięk zaczął coraz bardziej przypominać niski, nieco przerobiony krzyk. Wyjścia nie było, drzwi pozostawały zamknięte. Wystrój pokoju także się zmienił, nagle szafa zaczęła wyglądać jak zdeformowana twarz, w oknie pojawiły się oczy, oczy pokrywały też cały dywan. Potwór nie ruszał się w ogóle, wciąż uśmiechając się niebezpiecznie.
- Co to jest?! – krzyknął Pewdie, panicznie wręcz naciskając włącznik światła, które i tak nie miało zamiaru się włączyć. – Cry, pamiętasz coś takiego?
- Nie! Nie, zapamiętałbym – odkrzyknął w odpowiedzi. Spróbował otworzyć drzwi, szarpiąc mocno za klamkę, ale nawet gdy uzyskał pomoc od Pewdie’go, nie udało mu się zapewnić im drogi ucieczki. Bardzo chcieli się stamtąd wydostać. Chociaż stwór nie wydawał się robić im krzywdy, coś w jego twarzy i tym nieznośnym, przerażającym dźwięku sprawiało, że obaj mężczyźni czuli, jakby mieli za chwilę umrzeć i to poczucie napawało ich większym strachem niż niejeden horror, w jaki grali. W końcu jednak dotarło do nich, że nie mają jak się wydostać z tej pułapki i że jedyną opcją jest się obudzić. Zadowoleni ze swojej zimnej krwi i trzeźwego myślenia w takiej sytuacji odliczyli do trzech, zanim uszczypnęli się w rękę. Tym większa była ich histeria, gdy okazało się, że nie mogą wyjść z tego koszmaru.
- Może to jakiś rodzaj efektu! – krzyknął Pewds, próbując znaleźć wyjście z sytuacji. Chciał tylko, żeby ten okropny dźwięk przestał wwiercać mu się w czaszkę, bo miał wrażenie, że jeszcze chwila i oszaleje. – Jeśli do niego podejdziemy, da nam stąd wyjść…
- To nie brzmi zbyt prawdopodobnie – odparł Cry, ale wyciągnął dłoń do przyjaciela. Ten natychmiast chwycił ją, mając wrażenie, że trzymając się bruneta, trzyma się także swojego ostatniego ratunku. – Ale wątpię, żebyśmy mieli inną opcję. To- to chyba nasz koniec.
Pewdie nie odpowiedział nic. Władował ich w to. Gdyby tylko nie podkusiło go, żeby wyłączać to głupie światło… Właśnie doprowadził do ich śmierci, teraz, gdy byli tak blisko kończenia tej gry, kiedy większość już mieli za sobą. Kiedy akurat byli w uczuciowym bałaganie i nie potrafili się pogodzić. Jeśli jednak rzeczywiście miała być to ich ostatnia chwila… Cieszył się, że umiera u jego boku.
Cry zdecydowanie podszedł do stwora, jeszcze jeden raz patrząc się na Pewdsa, zanim dotknął ciemnej masy. Przez krótki moment wydawało im się, że twarz monstrum zmieniła się na dziwną abstrakcję, ale nie mogli tego stwierdzić, gdyż nagle rozbłysnęło mocne światło, rażąc ich obu. Gdy odzyskali już wzrok, z ulgą stwierdzili, że wciąż żyją, ale… miejsce, w które się przenieśli, wcale nie stało się milsze. Dźwięk zniknął, powodując u nich dziwne poczucie pustki – chociaż było to o wiele przyjemniejsze niż ciągły rozstrojony krzyk, wcale nie zmniejszyło się poczucie strachu w ich sercach. Zanurzeni byli po pas w białej cieczy, która chlapała w nich falami. Wylewała się ona z pięciu łap dziwnych stworków, które przytwierdzone do ściany wolno płynęły obok nich, z językami na wierzchu i dużymi, czerwonymi oczami, plując krwią. Było tak spokojnie i tak cicho, ale mężczyźni wciąż czuli łomot serc w swoich klatkach piersiowych i paraliżujący strach przejmujący kontrolę nad ich ciałami. Zmusili się w końcu do ruszenia się, ale bardzo szybko dotarło do nich, że droga zatopiona w bieli nie miała końca i że zdeformowane, sprawiające bardzo niepokojące wrażenie malowidła na ścianach będą powtarzać się już w nieskończoność.
- Myślisz, że znajdziemy stąd wyjście? – głos Cry’a przerwał ciszę i obaj gracze odkryli, że nawet najcichszy szept tu  brzmiał jak krzyk.
- Prędzej popadniemy w obłęd – odparł Pewds słabo, patrząc się na niego ze zmartwieniem. Czuł, że przestaje dawać radę. – Przepraszam, Cry, przepraszam, to moja wina, moja wina, że teraz stąd nie wyjdziemy…
- Hej, wszystko będzie w porządku – nie wierzył w to, ale nawet obecna sytuacja nie przerażała go tak bardzo, jak widok dorosłego mężczyzny, który płacze z bezsilności i żalu. – Słuchaj, może tu nam się uda obudzić? To inna lokacja, więc gdybyśmy spróbowali… Pewdie, skup się, to może się udać. Musimy tylko przypilnować, żeby ocknąć się w tym samym czasie, okay?
Pewds skinął lekko głową, zgadzając się na jego pomysł, po czym chwycił kawałek skóry na swojej dłoni, gotowy do uszczypnięcia się. Przymknął oczy, słuchając głosu Cry’a, odliczającego do trzech. Raz, dwa, trzy.

Cry otworzył oczy powoli, czując, że są jeszcze zlepione od snu. Zajęło mu zaledwie parę sekund, by wrócić do rzeczywistości. Irracjonalne uczucie strachu powoli mijało, wyciszając go i jego rozszalałe serce i sprawiając, że natychmiast poczuł się bezpieczniej. Ścisnął dłoń Pewdie’go, którą wciąż trzymał, uśmiechając się nawet lekko pod nosem. Byli bezpieczni, ten dziwny potwór już im nie groził. Już nigdy więcej nie będą musieli przez to przechodzić. Z ulgą ogarniającą jego umysł odwrócił się do przyjaciela, by spytać o jego samopoczucie i wtedy, jego serce zamarło ponownie. Pewds wciąż miał zamknięte oczy, a jego twarz wykrzywiał dziwny grymas. Był spocony i oddychał niezbyt równo, leżąc kompletnie bez ruchu.
- Pewds, obudź się – Cry zerwał się do siadu, obracając przyjaciela na plecy. Wciąż spał. Nie obudził się wraz z nim. – Stary, błagam cię, wstawaj.
Szarpał go za ramiona, krzyczał jego imię, ale blondyn nie ruszał się. Jego oczy nadal były zamknięte, usta zaczęły ruszać się niespokojnie, jakby wypowiadały bezgłośnie jakieś słowa, których niestety Amerykanin nie był w stanie odczytać. Wyraz rozpaczy malował się na jego twarzy, a Cry znów poczuł ogarniający go strach.
Nie wybudził się z tego koszmaru wraz z nim. Zostawił go tam. Samego.
--------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry,
Nie podoba mi się ten rozdział xD
Było z nim mega dużo roboty, bo wybrałam sobie dość skomplikowaną grę - Yume Nikki (nie mogłam podać nazwy w treści, gdyż ponieważ według fabuły panowie nie pamiętają nazwy, sooo...). Gra ta jest baaaardzo dziwna i pełna różnych niedopowiedzeń i w sumie brak jej także konkretnej fabuły poza fanowskimi teoriami i szczerze mówiąc nie wiem, czemu ją wybrałam. No, niby wiem, w końcu muszę wiedzieć, bo jestem autorem i za wszystkim musi stać motyw, ale bardzo żałuję, że wpadłam na tak głupi pomysł xD Przemęczyłam się strasznie z pisaniem tego, nie lubię tego co napisałam, zarwałam wczoraj nockę i pisałam to do 3 w nocy, bo tak naprawdę bardzo chciałam napisać tą końcówkę, ale nie wiem czy mi wyszła no i no. Pływam w samokrytyce i nienawiści xD
Ogółem rozdział nie przeszedł korekty, bo byłam zbyt zmęczona, a biorąc pod uwagę to, jak bardzo narzekam na ten rozdział, boję się trochę, że jak go przeczytam w całości od początku to go usunę i nie ujrzy on światła dziennego. Kasumi powiedziała, że jest okay, jak coś przegapiła albo mnie okłamała to możecie ją za to linczować, a ja w tym czasie pójdę poprawiać błędy.

Przypisyyyy!
1. Jak już mówiłam, rozdział nie przeszedł korekty, więc połowy nie pamiętam. Jak zrobię, to uzupełnię, teraz spiszę to co pomnju.
2. Ogółem w oryginalnej grze jest do zebrania 24 efekty, ale tego byłoby znacznie za dużo, niektóre z nich wymagają bardzo dokładnego szukania i ten rozdział rozciągnąłby się do osobnego fanfika na 200 stron jakbym chciała opisać wszystkie, stąd decyzja do skrócenia ich do 10.
3. Wszystkie nazwy światów są tłumaczeniem angielskich nazw. Tu chciałabym niesamowicie podziękować absolutnie cudownej Yume Nikki wiki (http://yumenikki.wikia.com/wiki/Yume_Nikki_Wiki). Ogółem polecam gorąco, wikia jest super i można tam się wszystkiego dowiedzieć. Bez niej nigdy bym nie ogarnęła światów i efektów <3
4. Zauważyłam przy oglądaniu gameplay'ów Cry'a, że naprawdę ma on niesamowicie wielki problem z postaciami chodzącymi w wodzie w ubraniach, wiecznie narzekając na to, jak źle się chodzi w przemoczonych skarpetkach. Przypomniał mi o tym jego nowy gameplay z Inside, gdzie powiedział głównemu bohaterowi, że lepiej jest, żeby stał się bezmyślnym zombie niż żeby miał mokre skarpetki. Stąd moja inspiracja, bo to chyba główny problem życiowy tego youtubera xD
5. Pod koniec, kiedy Pewds i Cry są w pokoju dziewczynki, Pewdie mówi, że mogą sobie urządzić całonocną imprezę. Jest to nawiązanie do gameplay'u Cry'a z tej gry, w którym Cry po dostaniu się do tego pokoju zaczął na zmianę włączać i wyłączać światło, krzycząć "rave party!".
6. Ostatnia lokalizacja nazywana jest "Pink sea" i stamtąd przechodzi się do "pokoju Poniko", tej blondwłosej dziewczynki. Dziwny potwór, który się tam pojawił i wszystko, co się podziało jest pewnego rodzaju eastereggiem w grze i nosi nazwę Uboa event. Więcej do poczytania na wiki ---> http://yumenikki.wikia.com/wiki/Uboa

Zgaduję, że to wszystko :D Jeszcze raz polecam wikię, gameplay'e lub grę do zagrania samemu, jeśli ktoś lubi rozgrywkę polegającą na szukaniu, odkrywaniu i łażeniu po wielkich mapach xD Najfajniejsze są teorie though, z tym też polecam się zapoznać. Jakby ktoś chciał, to Cry zrobił trzy odcinki tej gry (chociaż nigdy jej nie dokończył) i no. Spoko jest xD

Zapraszam do komentowania, pomocy w korekcie, krytyki i pocieszania, zależy od tego co wolicie, przyjmę oba z wdzięcznością xD
Jak będzie bardzo źle, to najwyżej będę poprawiać.
Spróbujcie się cieszyć tym czymś.
Kc <3
Brofist!
~Maru <3

Komentarze

  1. Przepraszam was ludzie, właśnie zauważyłam, że znowu zmienił mi czcionkę w połowie tekstu. Mam nadzieję, że nie będzie wam to bardzo przeszkadzać :c
    Jeśli ktoś wie, jak to można naprawić, niech mi pomoże, proszę, bo jestem totalną sierotą i nie umiem w internety XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomogę ci to ogarnąć jak do mnie przyjedziesz xD i może zrobię ci nowy szablon, co myślisz bro? C:

      Usuń
    2. To mam powód, żeby się do ciebie wybrać xD
      Bardzo chętnie, przyda mi się mała odmiana, szczególnie, że obrazek u góry nie jest już tak aktualny. Z tym jednak będziemy musiały poczekać, bo mój blog jest teraz oceniany i nie mogę zmieniać szablonu w trakcie tworzenia oceny, soooo... Trza poczekać xD

      Usuń
  2. W moim liczniku zajebistości skalę wyje**ło, tyle ci powiem xD
    Gra dziwna. Nie słyszałam o niej i w sumie chętnie zobacze cóż to jest.
    Omg omg omg końcówka. Kocham cię za nią i nienawidzę jednocześnie XD Naprawdę, każdy rozdział czytam z zapartym tchem i po każdym mam wrażenie, że właśnie przeczytałam coś cudownego. To jest po prostu... Ugh... Nie dam rady. Umieram *dead* Choć w sumie nie... Muszę dotrwać do końca xD
    Tak czy inaczej, nie masz się o co martwić i Kasumi jest bezpieczna xD
    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, aż tak poza skalę wypadłam? xD
      Ja bardzo ją lubię, właśnie za tą dziwaczność. No i a teorie: uwielbiam teorie xD
      Super, jesteśmy teraz w love/hate relationship <3 Nie umieraj, prawie ci się udało! Co w sumie śmieszne jest, bo główni bohaterowie wciąż się martwią, czy dotrwają do dziesiątej gry, a tu się okazuje, że nawet czytelnicy nie dają rady xD
      Jeju, to miło :D Dalej nie lubię tego, co napisałam, ale przynajmniej Kasumi nie spłonie xD
      Pozdrawiam także <3

      Usuń
  3. GUESS WHO! <3
    *brain orgasm* :D
    Czytając ten rozdział zdałam sobie z czegoś sprawę. A czegoś prywatnego, ale jednocześnie dość istotnego i z czegoś, z czym miałam problem od dłuższego czasu. Ja pierdolę (przepraszam za wyrażenie), Maru, mogę tylko dziękować! :D Nigdy nie sądziłam, że zdam sobie sprawę z czegoś takiego czytając fanfika XDD Czuj się zaszczycona, niemalże odmieniłaś mi życie XDDD
    Co do gry... Faktycznie, dziwna... Trzeba ogarnąć! Lubię dziwne i skomplikowane gry, więc poszukam jej (oby była darmowa, bo hajsu ani widu, ani słychu :c) i ogram z przyjemnością.
    A co do zmiany czcionki, to w ogóle tego nie zauważyłam o.O
    IDĘ DO CIEBIE Z WIDŁAMI ZA TĘ KOŃCÓWKĘ ;____;
    Ale całość - jak to stwierdziła Ariess Artevia - licznik zajebistości wyje**ło poza skalę :D
    UMIERAM Z CIEKAWOŚCI, CO BĘDZIE DALEJ, AMEN.
    Pozdrawiam i wyczekuję ciągu dalszego z widłami obok siebie,
    Nighty
    PS. To co z tym dodaniem do znajomych? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. IT'S YOU! <3
      Nie pytam, ale cieszę się, że jakoś pomogłam xD Jeśli chodzi o zmienianie żyć fanfikami to wcale mnie to nie dziwi, słyszałam o przypadkach, którym książki i opowiadania odświeżały nagle traumy lub działały jako terapia (taką terapeutyczną mam jedną, nie pamiętam strony w niej, której bym nie przepłakała xD). Dobrze, że mój ff działa podobnie, chociaż TO JEST TAK GŁUPIE, że nie wiem, jakim cudem. Nie ma za co, anyway xD
      Polecam, polecam, jest dziwna i napakowana symboliką i metaforami, choć dla niektórych zakończenie jest zupełnie bez sensu i nie (ja natomiast bardzo lubię xD). Darmowa, darmowa, to zwykłe RPG Maker jest, mam ściągnięte u siebie na komputerze. Ogółem te popularne darmówki japońskie z RPG Maker polecam, jak Ib, Witch's House, Mad Father etc., bo są zwykle mega super jeśli chodzi o klimat i fabułę (bo grafiki full HD 3D to ty tam nie znajdziesz xD).
      Dobrze, bo ja zauważam zawsze i chociaż mam tak od kilku rozdziałów, to nie wiem jak to naprawić ;_;
      ALE TO KASUMI MIAŁA BYĆ LINCZOWANA, NIE JA :C
      O nie, naprawdę jest źle xD
      POSTARAM SIĘ TO PISAĆ DALEJ, AMEN XD
      Jadę teraz na obóz okatu mango amino i mnie nie będzie przez prawie dwa tygodnie, ale biorę ze sobą lapka i może uda się cośkolwiek napisać xD
      Odłóż te widły plz :c

      PS. Napisałam ci esej pod poprzednim komentarzem, ale pisałam go na telefonie, a mój telefon to wuj skończony, więc usunął mi wszystko i we wściekłości nie chciało mi się odpisywać ci jeszcze raz, stwierdziłam, że jak napiszesz tutaj to ci odpowiem: dodawaj, jeśli się mnie nie boisz i jeśli obiecasz, że cokolwiek byś nie widziała, będziesz dalej czytać to opko xD

      Usuń
  4. Gdy zobaczyłam nowy rozdział to go od razu zaczęłam chłonąć wszystko co napisałaś jak gąbka.
    Nawet kolega mnie nie mógł oderwać... xD
    Jak zwykle opisy są nieziemskie i ogólnie wszystko jest nieziemskie *o*
    Ale ten koniec... to tak jak oglądasz jakiś dobry film na Polsacie i w najgorszym momencie jest długa reklama i tak siedzisz i czekasz aż się skończy XD
    Jednak nie będę narzekała, bo rozdział i tak jest długi co mnie bardzo uszczęśliwiło, bo lubię jak są długie (that what she said( ͡° ͜ʖ ͡°))
    No po prostu Kocham no~... co ja mogę więcej powiedzieć ;w;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolega nie rozumie powagi sytuacji, toż to nowy rozdział w czasie krótszym niż dwa miechy :o
      Dziękuję! <3 Jak już wszyscy wiedzą, nienawidzę opisów, także cieszę się, że mi wychodzą :D
      Każdy autor wie, że dobry cliffhanger jest podstawą tego, by się nikt nie znudził za szybko xD (problem ze mną jest taki, że cliffhangery mam słabe, chociaż trik działa xD)
      20 kilka stron. 24 bodajże? Przestałam liczyć w pewnym momencie xD Następny chyba też będzie podobny, bo mam już 3 strony, a jeszcze wieeeele mi zostało xD
      Nie wiem, kiedy będzie, bo obóz, ale mam nadzieję na początek/środek sierpnia :)
      Pozdrawiam cieplutko xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty