Świat, w którym chcieliśmy żyć. Rozdział drugi, część druga.

***
Za drzwiami nie było właściwie nic. Jeśli tak można było to ująć. Bezkresna biel. Nicość.
- Nie wygląda to dobrze – mruknął Pewds, wychylając się i patrząc w dół. Nic mu to nie dało, bo biały kolor był wszędzie.
- Idziemy – Cry starał się brzmieć stanowczo, chociaż widząc, co kryło się za drzwiami, zawahał się. – Póki jeszcze mam odwagę, żeby to zrobić.
Podszedł bliżej krawędzi. Obejrzał się na przyjaciela, który stał w pewnej odległości i chyba nie miał zamiaru nigdzie iść. Pewdie położył dłoń na ramieniu Cry’a i powiedział cicho:
- Może to nie to przejście? Może gdzieś jest inne, właściwe?
Amerykanin zatrzymał się. Jest w tym trochę racji, jeśli to nie tu…
- Wątpię. Myślę, że to właściwa droga – powiedział, chwycił rękę Pewds’a i skoczył w dół.
Uderzył plecami w coś twardego. Jęknął z bólu i podparł się na łokciu, żeby wstać, ale w tym momencie coś ciężkiego uderzyło go w brzuch, przygniatając z powrotem do ziemi. Cry zrzucił z siebie przedmiot, odsuwając się kawałek. Czuł, jak ból rozlewa się po całym jego ciele, więc potrzebował chwili, żeby dojść do siebie. Otworzył oczy i spojrzał na miejsce, w którym leżał przed chwilą. Gramolił się stamtąd Pewds, w czerwonej bluzie i spodniach. Cry zdziwił się nieco – nie tak zapamiętał strój przyjaciela. Był przekonany, że Pewdie miał na sobie jakieś jeansy, t-shirt…
- To dziwne – odezwał się blondyn. – Skoro uderzyłem w ziemię, to powinno mnie to bardziej boleć…
- Nie uderzyłeś w ziemię – Cry zirytował się. – Ja uderzyłem w ziemię, a ty spadłeś na mnie.
- Sorry… Nie chciałem, tak jakoś wyszło… - Pewds podał mu rękę i pomógł mu wstać. – Ale muszę przyznać, że jesteś całkiem miękki.
- Cieszę się, że moje cierpienie nie poszło na marne – odparł z ironią, rozglądając się. Stał na czymś w rodzaju kwadratowego klifu. Z jednej strony stała wielka, kamienna ściana, naprzeciw niej Cry dostrzegł przepaść, która dzieliła ich od kolejnego klifu. Nad nimi znajdowało się czyste, błękitne niebo. Wyglądało to dość dziwnie i bardzo… nienaturalnie.
- Masz strasznie głupie… - Pewds chciał skomentować ubiór Cry’a, ale zamilkł nagle.
- Jasne, chętnie posłucham twoich komplementów – warknął brunet.
- Bloody Trapland.
- Co? – Cry odwrócił się do przyjaciela.
- Bloody Trapland. Graliśmy w to kiedyś razem, pamiętasz? Nasze postacie miały takie ubrania… Twój kolor zielony, mój czerwony…
Rzeczywiście, stroje, które mieli na sobie były dokładnie takie same jak w tamtej grze. Pewds ubrany był w czerwoną bluzę z kapturem, do którego przyszyte były uszy podobne do lisich oraz w czerwone spodnie z ogonem lisa i buty, a Cry miał na sobie niemal idealną kopię tego stroju, tylko zieloną. Wyróżniały się jedynie buty, które były żółte. Sam Cry oprócz tego miał na twarzy swoją maskę – chociaż był pewien, że poprzednią zostawił w domku.
- Czy to oznacza, że będziemy musieli… - Pewdie nie skończył zdania. Nie był w stanie.
- Jakim cudem mamy to przeżyć? – Cry czuł, jak powoli ogarnia go panika. – Nie ma takiej opcji, przecież normalnie mieliśmy do dyspozycji nieskończoną ilość żyć, a teraz…?
-
Spokojnie, dacie radę – tym razem głos Alice mógł usłyszeć też Pewds. Zaczął nerwowo szukać miejsca, z którego dochodził dźwięk, lecz jak zwykle okazało się to bezskuteczne. Głos pochodził znikąd. – Dla ułatwienia musicie przejść tylko jedną planszę. Tylko jeden poziom. To chyba nie jest aż tak skomplikowane?
- To nie jest żadne ułatwienie.
-
Jest. Mogłabym was umieścić na nieskończenie wielu planszach… Ale byłaby zabawa!
- Przecież dobrze wiesz, że nie damy rady tego przejść! To jest niemożliwe na komputerze, a w prawdziwym życiu? – Pewds zaczął panikować. – Jak mamy to wykonać?
-
Dacie radę. Przed komputerem najgorszą możliwą rzeczą jest śmierć kilku pikseli, a tu najgorszą możliwą rzeczą jest wasza śmierć. Motywujące, prawda? Tu Alice, bez odbioru – chichot dziewczyny słychać było jeszcze przez kilkanaście sekund.
- N-nie ma opcji… - głos Cry’a drżał lekko. – Nie uda się nam.
- A może… Może przeczekamy tu jakiś czas, nie wiem… Odwleczemy bolesną śmierć… o chwilę chociaż… - zaproponował Pewdie.
- Można by tak zrobić…
Nagle usłyszeli za sobą głośny, przerażający ryk. Odwrócili się i zobaczyli dziwnego, pokrytego krwią stwora, o czarnych oczach i wielkich pazurach, wyglądającego trochę jak krzyżówka lwa i węża – ciało pokryte było łuskami, choć paszcza i tułów zdecydowanie należały do jakiegoś drapieżnika. Potwór biegł w ich kierunku, więc Cry, bez chwili zastanowienia skoczył z klifu i bezpiecznie wylądował na drugim brzegu. Pewds stał chwilę, zdezorientowany, po czym poszedł w ślady przyjaciela. Skoczył za nim i w ostatniej chwili chwycił się krawędzi. Podciągnął się i wdrapał na górę, siadając obok Cry’a. Oddychał ciężko.
- Nie przypominam sobie żadnych stworów w tej grze…
- To pewnie zagrywka Alice – odparł Amerykanin. – Nie chciała czekać na naszą reakcję, więc ją wymusiła.
-  Czy tylko ja mam ochotę ją zabić? – Pewds powoli podniósł się z ziemi, otrzepał ubrania i pomógł wstać Cry’owi.
- Jeszcze nie wiem jak, ale kiedy ją dorwę…
Przed nimi widać było długi pas ziemi. W pewnym miejscu pojawiły się nad nimi platformy, czasami były to lewitujące fragmenty ziemi, czasem jakieś kamienne bloki w kształcie zaciśniętej pięści. Od czasu do czasu z trawy wyłaniały się stalowe ostrza, długie na piętnaście, może dwadzieścia centymetrów. W dodatku, chociaż Cry próbował wypatrzeć koniec, droga wydawała się bezkresna. Szanse na przeżycie zmalały jeszcze bardziej, choć obaj gracze myśleli, że ich sytuacja jest wystarczająco beznadziejna i gorzej być już nie może.
- T-to co, idziemy? – Pewds zrobił krok w przód. Spojrzał się na Cry’a z nieukrywaną nadzieją: może wymyślił jak z tego wybrnąć?
- Tak, idziemy…
Nie poruszyli się. Stali tak, zastanawiając się, jak bolesna będzie ich śmierć. Chociaż udało im się przeżyć Slendera, to nie było to samo. Na poprzednim poziomie mieli więcej przestrzeni, chociażby do ucieczki. A teraz musieli iść według wyznaczonej drogi, pełnej różnych niebezpiecznych, ostrych narzędzi i pułapek. Byli zgubieni.
- Byłeś świetnym przyjacielem – Pewdie odezwał się cicho, spoglądając na Cry’a. – Jeśli mielibyśmy tego nie przeżyć, chcę, żebyś o tym wiedział.
- Dzięki. Z ciebie też jest niezły kumpel, o ile nie spadasz na mnie z dużych wysokości zatrzymując mi tym samym pracę płuc – odparł Cry, uśmiechając się lekko, choć wcale nie było mu do śmiechu. Bardzo bolała go myśl, że mógłby dziś zginąć i to jeszcze w niewyjaśniony sposób, że jego rodzina i przyjaciele nigdy nie dowiedzieliby się, czemu zmarł; czemu zasnął i nigdy się nie zbudził. A jeszcze bardziej nie mógł znieść myśli, że Pewds mógłby umrzeć. Nie. Nie on. Ma Marzię, jest szczęśliwy, dobrze mu się wiedzie…
Cry zaczął powoli iść przed siebie, uważnie obserwując otoczenie. Dobrze pamiętał grę – wiedział, jakie pułapki mogą ich czekać. Pewds podążył za nim, także mając się na baczności. Gra nie była skomplikowana. Całe Bloody Trapland polegało na przechodzeniu różnych map, starając się jednocześnie unikać niebezpieczeństw – ostrzy wystających z ziemi, wielkich kamiennych pięści czy dziur wypełnionych lawą. Niektóre łatwo było ominąć; przeskakiwali nad ostrzami bez większych problemów, choć było to bardzo stresujące – źle wymierzony skok… Szpice były długie na tyle, by przebić rękę.
Wbrew ich oczekiwaniom, droga była dość nudna i prawie że pozbawiona przeszkód. Po pewnym czasie gracze rozluźnili się zupełnie i zaczęli rozmawiać.
- Pamiętasz to? Jak próbowałem przejść pod tą pięścią i za każdym razem mnie kasowała? – nie było to dziwne, że w końcu zeszli na temat gry, w której się znajdowali. Chociaż, chyba jednak nie do końca normalne…
- Jasne, że pamiętam! Albo to, jak wyszedłeś na chwilę otworzyć drzwi, a ja zacząłem śpiewać… Oh, miałem wtedy taki śliczny żółty koc! – odparł Cry, śmiejąc się.
- Może teraz też go masz? – Pewds zaczął się uważniej przyglądać Cry’owi.
- Nie, nie zauważyłem… - brunet rozpiął bluzę, szukając koca. Sprawdził także kieszenie, ale po żółtym kocyku nie było śladu.
- Ej, chyba masz go w kapturze! – Pewdie szarpnął przyjaciela za ramię, zmuszając go do zatrzymania się i wyciągnął jakiś skrawek materiału z kaptura. Rozwinął go i zgodnie z jego oczekiwaniami, był to właśnie ten koc.
- Oh, I have a blanket… - Cry zabrał go Pewdie’mu. – That’s so cool! Do you like my blanket?
Pewdie zaczął się śmiać. Wychylił się zza ramienia Cry’a i robiąc duże oczy, powiedział:
- Yeah, I like it. Oh! Can I please have your blanket, Cry?
- Nope – odparł brunet ze śmiechem, przeskakując nad ostrzami, które wysunęły się z ziemi. Cóż, gra była całkiem przyjemna; jeśli ma to polegać tylko na takim skakaniu, to na luzie ją przejdą. Pewds przestał kompletnie zwracać uwagę na otoczenie - patrzył tylko pod nogi, uważając na szpikulce. Cry zdążył go wyprzedzić, odwrócił się więc, by na niego poczekać.
- Rusz się, czasu mało – ponaglił przyjaciela, nieco zniecierpliwiony. Pewdie zaczął biec, aby go dogonić. Cry zrobił kilka kroków w przód i spojrzał na blondyna. Zamarł.
Dosłownie ułamek sekundy wcześniej Amerykanin przeszedł pod wielką, kamienną pięścią, która schowana była w skale znajdującej się nad nimi, tym samym ją uruchamiając. A w momencie, gdy pięść spadała w dół, aby zgnieść to, co znajdzie się na jej drodze, Pewdie…
- Uważaj! – wrzasnął Cry. Chwycił przyjaciela za rękę i pociągnął go mocno. Szwed stracił równowagę, przewrócił się i w ostatniej chwili udało mu się odsunąć. Kamienna pięść uderzyła tuż koło jego głowy, zostawiając sporą dziurę w ziemi. Pewdie oddychał ciężko, czując jak serce prawie wyskakuje mu z piersi. Cry wcale nie czuł się lepiej.
- Dziękuję… - wychrypiał Pewds, do którego właśnie dotarło, co mogłoby się stać, gdyby nie miał takiego szczęścia. – Stary, uratowałeś mi życie.
- Odpłacisz mi się potem – odparł Cry, wciąż w szoku. Tak mało brakowało…
Pomógł wstać blondynowi. Po kilkukrotnym upewnieniu się, że wszystko z nim w porządku, powoli ruszyli w dalszą drogę.
Całe wyluzowanie gdzieś zniknęło, zostawiając miejsce dla stresu. Gracze znów zaczęli zwracać większą uwagę na otoczenie, zwiększyli także swoją ostrożność – żadnego kroku nie stawiali bez wcześniejszego upewnienia się, że nic im nie grozi. Umilkły także rozmowy. Atmosfera znów była napięta; oto właśnie dwóch zrozpaczonych ludzi musi przeżyć na nieznanym terenie, bez jakiejkolwiek możliwości wpłynięcia na otoczenie; byli zwykłymi pionkami, marionetkami w rękach lalkarza. Świadomość tego wcale nie poprawiała im nastrojów. Byli coraz bardziej przerażeni.
Pewdie próbował zacząć rozmowę kilka razy, żeby dodać sobie otuchy, ale prawda była taka, że żaden z nich nie miał ochoty na wesołe dogadywanie i głupie teksty. Byli zbyt przybici. Droga zaczynała być monotonna, a stres pomału wykańczał obu mężczyzn. Nie wiedzieli na co mając uważać, nie wiedzieli, czego mają się bać – musieli po prostu iść przed siebie.
Dotarli do przepaści. Wypełniała ją lawa, gorąco było czuć już kilka metrów od niej. Była dość szeroka, a jedyną metodą przedostania się jest…
- Nie ma mowy, żebym to przeskoczył – stwierdził Cry. To nie była zła wróżba. To było oszacowanie szans na przeżycie. Które wynosiły zero.
- Damy radę… chyba – Pewds zawahał się. – Trzeba tylko wziąć dobry rozbieg…
Odsunął się od krawędzi o kilka metrów. Spojrzał się na przyjaciela, uśmiechnął się do niego słabo i powiedział:
- Tylko pochowaj mnie wraz z moimi grami, dobrze?
Zaczął biec. Widział, że brzeg klifu jest coraz bliżej i ogarniała go coraz większa panika. Nie uda się, nie ma opcji, to za daleko…
Skoczył. Przeleciał nad lawą i padł na twardą ziemię, już po drugiej stronie przepaści. Podniósł się i skinął na Cry’a, śmiejąc się jak wariat.
- Zrobiłem to! Cry, ogarniasz, udało mi się! C’mon, you can do it, man!
Brunet spojrzał niepewnie na przyjaciela. To, że Pewdie’mu się udało, nie oznacza, że mu też się uda. Nie był pewien, czy da radę skoczyć tak daleko…
- Dobra, łap mnie – odparł, odsuwając się od lawy na tą samą odległość, co wcześniej Pewds. Wziął rozbieg i starając się nie myśleć o bolesnej śmierci, jaką jest palenie żywcem, podążył w ślady przyjaciela i skoczył.
Zabrakło paru centymetrów, żeby bezpiecznie wylądował na ziemi. W ostatniej chwili, kiedy miał wpaść w lawę, chwycił się brzegu klifu i tylko to uratowało go przed śmiercią. Próbował się podciągnąć, ale miał za mało siły. Nie da rady wspiąć się do góry…
- Cry! Trzymaj się, proszę… - Pewds w jednej chwili znalazł się przy nim. Pochylał się nad przepaścią, wyciągając rękę do przyjaciela. Cry chciał ją chwycić, ale ziemia pod jego palcami obsunęła się, sprawiając, iż chłopak zjechał jeszcze bliżej lawy. Serce kołatało mu w piersi, a on sam czuł, jak strach go paraliżuje.
- Cry, nie zostawiaj mnie tu! – Pewdie wychylił się jeszcze bardziej, sięgając ręki bruneta. Udało mu się chwycić go i podciągnąć do góry, więc po chwili obaj leżeli na ziemi – zmęczeni, zestresowani, ale cali i zdrowi.
- Odpłaciłem się już? – spytał Pewds, spoglądając na przyjaciela.
- Tak, odpłaciłeś. Dzięki za ratowanie życia – odparł Cry.
- Ktoś musi słuchać moich narzekań.
Droga nie była zbyt długa. Po paru minutach krajobraz zmienił się minimalnie – w powietrzu lewitowały platformy z ziemi. W rzeczywistości wyglądało to głupio, wersja pikselowa wydawała się mniej… absurdalna. Same platformy były dość wysoko nad ziemią i nie było opcji, żeby normalny człowiek mógł się tam wdrapać, a co dopiero wskoczyć. Gracze sprawdzili, czy da się je ominąć i po prostu przejść dalej, ale okazało się, że takiej opcji nie ma. Platformy znajdowały się tuż nad szeroką przepaścią, której nawet z dobrym rozbiegiem nie udałoby się przeskoczyć. Szans na przeżycie skoku nie było, więc wrócili do platformy położonej najniżej. Cry próbował sięgnąć jej brzegu, ale zakończyło się to porażką. Usiadł więc na trawie, zrezygnowany i westchnął.
- Mogła nam zostawić plecaki – mruknął po chwili.
- Racja – Pewds położył się koło niego, patrząc w niebo. – Moglibyśmy użyć jakiejś liny, żeby dostać się na górę.
- Nie, po prostu jestem głodny, a w plecakach były przekąski – Cry położył się także.
Niebo było piękne. Czysty błękit i białe chmury. Właściwie, była to jedyna rzecz na tym poziomie, która wyglądała naturalnie; niby była trawa i ziemia, ale lewitująca w powietrzu? Nie do końca normalne, wyglądało sztucznie. A niebo… było zwyczajne, ale piękne.
Cry odetchnął głęboko. Mógłby tak leżeć przez wieczność. Było dość ciepło, wiał lekki wiatr i ogólnie było dość przyjemnie. Nic, na co można by narzekać. Chmury układały się w dziwne kształty i wydawało się, że jedna przedstawia smoka, inna jakiś kwiat, jeszcze inna psa… Po chwili Cry zaczął doszukiwać się różnych rzeczy w białych obłokach. Wyluzował nieco. Tak było dobrze: zero stresu, zero zmartwień, nic. Tylko on i niebo…
- Przyjemnie, hmm? – Pewds przerwał ciszę. – Tak leżeć i odpoczywać…
- Trochę mi tego brakowało – przyznał Cry. – Ale prędzej czy później będziemy musieli się stąd ruszyć. Alice nie pozwoli nam tu długo siedzieć.
- Wiem, wiem… Tak tylko mówię, dobrze odpocząć… - blondyn wstał z ziemi o otrzepał ubrania. – Poza tym, jak mamy iść dalej?
- Może ty dasz radę tam wskoczyć, ja nie potrafię – odparł brunet, nawet nie otwierając oczu.
Pewds spojrzał w górę. Rzeczywiście, platforma była dość daleko, więc dotarcie do niej było prawie że niemożliwe. Blondyn podskoczył, wyciągając rękę. Jak można było się spodziewać, brakowało z piętnaście centymetrów, żeby sięgnąć brzegu. Chłopak wylądował na ziemi i nagle poczuł, że zapada się pod nim grunt. Bojąc się, że za chwilę spadnie, podskoczył jeszcze raz, tym razem na… dwa metry.
- Cry! To działa jak trampolina! – Pewdie zaczął się śmiać. – Nie wiem jak, ale ta ziemia jest taka… elastyczna?
Amerykanin otworzył oczy i natychmiast wstał, zaskoczony. Pewdie właśnie bawił się w robienie dziwnych ruchów i udawał, że potrafi latać, śmiejąc się przy tym. Cry nie mógł uwierzyć. Poważnie? Trampolina? To jest sposób, żeby dostać się na górę?
- Czekaj, mogę nawet wskoczyć na tą… - Pewds chciał wylądować na platformie, ale w ostatniej chwili zauważył wysuwające się z ziemi szpice. – Nope. Jednak nie mogę - stanął obok Cry’a i uśmiechnął się. – Powinieneś spróbować, niezła zabawa. Tylko musisz dobrze wymierzyć, bo na pierwszej platformie są te ostrza.
Cry spojrzał na niego niepewnie. W sumie, może się udać… I to lepsze wyjście niż próba przeskoczenia tamtej przepaści, więc…
- Poczekaj chwilę, sprawdzę, w jakich odstępach czasu wysuwają się te szpice –  powiedział.
Odliczył do trzech i odbił się od ziemi. Obserwował moment wysunięcia się kolców, by wyliczyć moment następnego skoku.
- Dobra. Mamy pięć sekund, żeby skoczyć. Wtedy są schowane pod ziemią. Następnie pięć sekund, kiedy są na powierzchni – wyjaśnił przyjacielowi, jednocześnie licząc pięć sekund w myślach. Ustawił się naprzeciw platformy.
- Teraz! – krzyknął. Obaj skoczyli, wylądowali na platformie, w dwóch krokach przebiegli ją i skoczyli na piętro wyżej. Pewds usiadł na brzegu, nieco zmęczony, ale zadowolony.
- Udało się – stwierdził, patrząc w dół na stalowe kolce. – Dobrze nam idzie.
- Taaa – przytaknął Cry, patrząc na kolejną platformę, która znajdowała się na górze. Był w nią wmontowany łańcuch z piłą tarczową. Zataczała koło, tnąc powietrze. Cóż, przynajmniej do tej pory – za chwilę może pociąć też coś innego…
- Idziemy? – spytał Pewdie, stając obok niego. Przynajmniej on nie przejmował się bolesną śmiercią, która ich prawdopodobnie czekała. Albo dobrze to krył.
- Trzeba uważać – odparł Cry, przyglądając się pile. – I działać szybko, bo inaczej będzie źle.
Szwed przytaknął, zrobił trzy kroki w tył, po czym skoczył na platformę, od razu padając na brzuch, żeby nie natknąć się przypadkiem na ostrą tarczę. Przeczołgał się kawałek i skinął na Cry’a.
- Don’t worry about it, Cry! Musisz tylko szybko się schować, nic trudnego.
- Jasne, baaardzo proste.
Amerykanin wziął kilka głębokich wdechów, spojrzał na przyjaciela i powtórzył tą samą czynność, co on wcześniej. Położył się na ziemi, patrząc, jak piła przelatuje mu nad głową.
- Udało się – mruknął, bojąc się ruszyć chociażby o milimetr. – Ale co dalej?
Pewdie przesunął się do brzegu platformy i spojrzał w dół.
- Dalej jest łatwo, wystarczy zeskoczyć na dół… Pułapek nie widzę, jest okay.
Cry przeczołgał się bliżej Pewdie’go i także spojrzał na dół. Rzeczywiście, pod nimi znajdowały się jeszcze dwie platformy, a później była już prosta droga. Pewds kucnął, czekając, aż ostrze przestanie mu zagrażać i zeskoczył na dół. Wylądował bezpiecznie i zwrócił się do Cry’a, czekając na jego skok.
Brunet zawahał się. Piła nie wyglądała na nieszkodliwą – chłopak mógłby się założyć, że równie łatwo co powietrze mogłaby przeciąć kość. Bał się. Nie chciał skończyć pocięty przez piłę tarczową.
- Hej, Pewds? Chyba nie dam rady… - powiedział, z niepokojem obserwując ostrze.
- Spokojnie, to nic trudnego. Dasz sobie radę – blondyn próbował uspokoić go jakoś. – Don’t worry about it, będę cię łapał gdyby coś się stało.
Cry oddychał głęboko, starając się zmotywować. Policzył do dziesięciu, zmobilizował się i zeskoczył.

Źle wymierzył. Już prawie udało mu się wylądować na ziemi, gdy piła sięgnęła jego nogi, pozostawiając krwawy ślad na jego udzie. Cry krzyknął z bólu i upadł na platformę, tuż pod stopami Pewds’a. Szwed natychmiast przy nim uklęknął.
- Cry! Hej, trzymaj się, za chwilę się tym zajmę… - uspokajał go, jednocześnie szukając czegoś, czym mógłby zatrzymać krew wylewającą się z rany. W końcu chwycił żółty koc, który miał przy sobie Cry i oderwał od niego spory kawałek materiału. Obwinął nim udo, zacisnął mocno i związał końce w supeł, żeby ten „opatrunek” chociaż przez chwilę się trzymał.
- Hej, stary, żyjesz? – pomógł Cry’owi usiąść, wciąż patrząc na nogę. Koc nie był wcale złym pomysłem, całkiem dobrze spełniał rolę bandaża. Pewds martwił się tylko, czy Cry będzie w stanie iść z tą raną; jeśli nie, mogą mieć poważny problem.
- Tak, w porządku. Dzięki – odparł, próbując wstać. Noga bolała go piekielnie, ale był w stanie stać w pozycji pionowej, więc nie było wcale tak tragicznie. Pewds chwycił go pod ramię i pomógł mu zejść na dół, na stały grunt.
- Na pewno w porządku? – Pewdie spojrzał na niego niepewnie. – Jesteś strasznie blady…
- Nic mi nie jest, naprawdę – Cry uśmiechnął się, żeby zapewnić przyjaciela, iż ma się fantastycznie. Co prawda noga bolała potwornie, ale był w stanie to znieść.
Pewds nie był do końca przekonany. Cry utykał lekko i mimo tego, że uśmiechał się, Pewdie był przekonany, że ciężko mu się poruszać w tym stanie. Nie był pewien, czy dadzą radę ukończyć ten poziom – często muszą szybko działać, a Cry na bieg raczej nie może sobie pozwolić. To było poważne utrudnienie…
- Może powinniśmy zostać tu chwilę? – zaproponował blondyn. – Nie powinieneś się zbytnio forsować, nie chcę, żeby coś ci się stało…
- Spokojnie, dam radę – odparł Cry sucho. Nie chciał, żeby Pewds tak się martwił o jego zdrowie, nie chciał go spowalniać. – Chodźmy już, im szybciej to skończymy, tym lepiej. Odpocznę, jak znajdziemy kolejny
safe point.
Odsunął się od Pewdie’go i zaczął iść powoli. Każdy krok sprawiał mu niemiłosierny ból, ale zacisnął zęby i starając się wytrzymać tę mękę, szedł dalej.
- Cry, poczekaj! – Pewds ruszył za nim. – Pozwól mi chociaż jakoś pomóc, naprawdę nie powinieneś przesadzać…
- Nie potrzebuję pomocy, dzięki – odparł i odwrócił się w stronę Szweda. – Widzisz? Mogę normalnie iść… - zrobił kilka kroków, wciąż zwrócony w stronę Pewds’a. Uśmiechnął się do niego radośnie. – Wszystko jest do-
Krew trysnęła na jego ubrania.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Buahahahaha! A gdybym tak teraz przerwała i wróciła za pół roku? xD Nie, żartuję, postaram się wrzucić coś za niedługo. Odnośnie tego rozdziału - nie wiem, jak wyszedł, ja byłam bardzo szczęśliwa, że mogłam go napisać, bo czekałam na tą akcję, wyszło jak wyszło, ale bardzo się starałam. Ciężko mi się to pisało, bo trudno jest opisać wygląd gry platformowej, ale cóż, mam nadzieję, że da się zrozumieć.

1. Opis ubrań - nie wiedziałam, jak to opisać. Nie wiem, czy te stworki to lisy, koty czy wilki, bo każdy artysta rysuje inaczej i każdy krytyk inaczej pisze w recenzji. Jestem zagubiona, postawiłam na lisy.
2. Rozmowa Pewds'a i Cry'a o grze bazuje na gameplay'u z tej gry. Nie chciałam tłumaczyć na polski, bo to nie jest tak fajne, więc tłumaczenie <jakie takie, ale jest> macie tu, jakby ktoś potrzebował:
C: - Oh, mam koc! To takie fajne! Hej, lubisz mój koc?
P: - Tak, lubię. Oh, czy mogę mieć proszę twój koc, Cry?
C: - Nie.
Tą i inne konwersacje można znaleźć w gameplay'ach: wklepcie sobie "bloody trapland pewdiepie" na yt i macie wszystko xD

No i na koniec piękna animacja zrobiona przez MeAndTheWeirdo: https://www.youtube.com/watch?v=-v4QC12AJRU oraz art wykonany przez Micatsa: http://micatsa.deviantart.com/art/PewdieCry-more-BLOOD-pain-and-tears-329004321

Ani animacja, ani art, ani gra nie należą do mnie.

Mam nadzieję, że się podobało, piszcie w komentarzach, co myślicie: co mam poprawić, co mam zmienić, itd. Będę bardzo wdzięczna :)

Do następnego :D
~~Brofist, Maru <3

Komentarze

  1. Świetne czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...To bym cię zadźgała... *albo zrobiła taką masakrę jak Izumi w Another* Rozdział.. hmmm... co mogę o nim powiedzieć, czyta się dobrze, opisy realistyczne....*pomijając oczywiście logikę świata przedstawionego w grze... >.> * Większych błędów też nie zauważyłam, ale nie zwracałam na nie większej uwagi, bo wolę bardziej wkręcić się w treść. Mój Cryaotic <3 Oczywiście czekam na następny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, ale się ucieszyłam, jak zobaczyłam, że to twój komentarz <3
      Nie dźgaj! *bierze się do roboty*
      Ufff, ulżyło mi. Bałam się, że opisy otoczenia mogą nie zostać zrozumiane, miałam stresa, żeby to publikować w ogóle. Co mnie podkusiło, żeby platformówki opisywać... ;__;
      Bardzo się cieszę, że ci się podoba :) Bardzo wiele to dla mnie znaczy. Zabieram się więc do roboty, nowy rozdział postaram się dodać jak najszybciej :)
      Hug dla ciebie od autorki <3

      Usuń
    2. Ooooo... <3
      Dziękuję <3 Czuję się wyjątkowa <3
      Oj tam... nie stresuj się, nie ma czym, trzeba uczyć się na błędach więc się nie bój i pisz, jak będą jakieś rażące błędy, albo coś, to ci je wytknę :3
      No ba, że tak <3 Jak mogło by się nie podobać :3
      Czekam <3 I mam nadzieję, że będzie jak najszybciej <3
      Tuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuulimy <3 <3 <3 *tęcza;jednorożce;PewDieCry*

      Usuń
    3. Przepraszam za ten serduszkowaty komentarz... *to przez antybiotyki* >.>
      A no i masz jedną piosenkę, przez którą *po raz kolejny* prawie dostała zawału, bo początek jest taki, że wydawało mi się, że coś mi puka w szybkę od laptopa.... ty na prawdę chcesz mnie zabić.

      Usuń
    4. Spoko, nie mam żadnego problemu z serduszkami <3
      Bardzo się cieszę z twojego komentarza :D
      Nie chcę cię zabić... tak serio xD A która piosenka? xD

      Usuń
    5. I Wish There Were Still Dinosaurus..... potem się zorientowałam, że to gitara.... ale za pierwszym razem to prawie zawału dostałam >.>

      Usuń
  3. Świetne! Trafiłam na Twój blog przez przypadek i od tamtej pory odwiedzam go codziennie. ;3; Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Powodzenia. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadki są spoko xD
      Dziękuję bardzo! <3 Cieszę się, że komuś się podoba :)
      Też masz hug od autorki, co mi tam <3

      Usuń
  4. Cholerka, jak ja mogłam przez taki długi czas nie zauważyć nowego posta, a do tego z mojej ulubionej gry z Cry'em i Pewds'em ;-;
    Gdybyś przerwała wzięłabym Cię do mojego pokoju tortur i zabiła w najbardziej bolesny sposób ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza tym świetnie Ci wyszło! Zaczytałam się, kurde niedługo wyjeżdżam i chce wersje książkową do czytania na drogę ~ Może jakiegoś art'a zrobię ^^

      Usuń
    2. Cieszę się, że ci się podoba :D
      Nie możesz mnie zabić, bo martwa nic więcej nie napiszę xD
      O mój borze zielony~! Chcesz robić art'a? Ale się cieszę <3 Ja sama miałam robić art'y do tego, ale trochę się cykam, że mi nie wyjdzie. Chociaż, w następnym rozdziale jest scenka, którą chętnie bym narysowała Jak już coś stworzysz, to koniecznie daj mi znać <3

      Usuń
  5. <3 ~!
    Opis zrozumiały.
    Też myślę, że to lisy.
    OMG... da się opisać platformówkę o_O
    Z nieokreślonych powodów czuję, że oni się do siebie bardziej zbliżają...
    Idę czytać dalej~!

    OdpowiedzUsuń
  6. Yey!
    Narysowałabym ci jakiegoś fanarta, ale... Cholera, mam dość rysowania przez te całe zamówienia! (Nie pytaj. XD)
    Zrobię to! Jestem pewna, że kiedyś to zrobię, bo kocham to opowiadanie.
    W każdym razie, wydaje mi się, że te zwierzaczki to koty, ale... Kto wie.
    Hehe, a wydawało mi się, że Cry jest lepszy w te klocki... Pewdie, ty draniu! Zdekoncentrowałeś go!
    E... Ten... Bro day everyday...
    Swoją drogą, wydaje mi się, że dialog można przetłumaczyć jako coś w stylu:
    "- Och patrz, mam kocyk... Ale fajnie! Hej, podoba ci się mój kocyk?
    - Tak, jest śliczny. Czy mógłbym go potrzymać, Cry?
    - Nje."
    Tak mniej więcej zachowując ogólny wydźwięk tego wszystkiego i żeby ładnie wyglądało. :x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do niczego nie zmuszam, ale jestem w cholerę szczęśliwa, jak komuś się chce skrobnąć jakiś ładny rysuneczek (a może nie koniecznie ładny, kij z moimi gustami i wyczuciem sztuki xD). Także będziesz miała wenę i czas? Zawsze miło mi będzie zobaczyć twój twór <3

      Ja nie wiem, poddaje się xD Koty, lisy, wilczki, whatever... A jeśli chodzi o Cry'a, to się nie martw: ja na wszystko (lub prawie wszystko) mam wytłumaczenie. Nieliczne wyjątki xD

      Przemyślę zamianę mojego tłumaczenia na moje, bo przyznaję, że było napisane tak banalnie. Dlatego między innymi uważam, że tłumaczenie z angielskiego na polski zawsze będzie okropne xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty