Świat, w którym chcieliśmy żyć. Rozdział dziewiąty, część druga.

***

Kiedy obudził się następnego dnia po nocy wiercenia się i wybudzania co chwilę, czuł się, jakby w ogóle nie spał. Cry zdawał się nie mieć podobnego problemu; spał tuż obok niego, oddychając równo, z włosami w nieładzie i lekko otwartymi ustami. Pewds aż żałował, że musi go budzić. Gdyby tylko miał wybór, położyłby się z powrotem i spróbował znowu zasnąć, ciesząc się słodkim, leniwym porankiem w ciepłym łóżku. Nie miał wyboru. Delikatnie szturchnął więc pogrążonego w śnie mężczyznę, który wciągnął gwałtownie powietrze i zamrugał kilkukrotnie, wracając do przytomności. Kiedy tylko odnalazł wzrokiem Pewdiego, warknął głucho i ukrył twarz w poduszce.
- Stary, ja też nie jestem z tego zadowolony – westchnął Szwed, głaszcząc go po plecach. Cry wymamrotał coś pod nosem, ale Pewds zignorował to, podnosząc się na łokciu.
- Nie, zostań – tym razem Cry powiedział to głośno, chwytając ukochanego za ramię i ściągając go z powrotem do pozycji leżącej. – Proszę, jeszcze pięć minut.
- Ale potem wstajesz – upewnił się, posłusznie się kładąc i obejmując bruneta. Przysunął twarz do jego twarzy na tyle blisko, by czuć jego oddech na policzku. – I idziesz się ogarnąć i ubrać. Nie ma, że boli.
- Cokolwiek zechcesz, tylko zostań tu ze mną chwilę – głos Cry’a był nie tylko błagalny, ale też przepełniony bólem. Pewds nie mógł mu teraz odmówić, nie, gdy sam nie miał ochoty na mierzenie się z następnym koszmarem. Pogłaskał więc przyjaciela po ramieniu, próbując ukoić ten ból, który słyszał w jego głosie. Cry pocałował go krótko, dziękując za opiekę. Pozwolili sobie na chwilę spokoju i zadowolenia, że mogą być tak blisko, grzejąc się w cieple drugiego ciała. Pewdie jednak nie potrafił się uspokoić i wątpił, że Amerykanin też jest całkowicie zrelaksowany. Gdyby nie męczyła go dość perspektywa kolejnej rozgrywki, to przed oczami wciąż miał ostatni safe point, z którego przez jego lenistwo i głupotę wyszli zbyt późno, narażając przy okazji życie Cry’a. Nie mógł na to pozwolić jeszcze raz, nawet gdy zostało im jeszcze kilka godzin. Bez słów pocałował więc swojego kochanka, odsuwając się od niego z trudem. Cry jęknął, niezadowolony, przyciągając go do siebie na jeszcze jeden, dłuższy i głębszy pocałunek, nim oderwał się od niego i szybkim ruchem przerzucił nogi na drugą stronę łóżka, siadając gwałtownie.
- Już idę – wymamrotał, nie patrząc się na niego. Zamiast tego przecierał twarz i próbował doprowadzić się do porządku. – Zrobisz mi śniadanie?
- Na głodnego nie idę – oświadczył Pewdie, uśmiechając się słabo. Chciał go dotknąć w geście wsparcia, powiedzieć mu, że też nie jest przeszczęśliwy z faktu, że muszą już iść, ale bał się, że ten mały kontakt fizyczny sprawi, że już nie będą mogli siebie puścić. Wziął więc z przyjaciela przykład i usiadł na skraju łóżka, doprowadzając się do porządku. – Kanapki?
- Cokolwiek, ale dużo. Zrób też coś na drogę.
- Nie jesteśmy spakowani na grę – uświadomił sobie Pewds, wstając na nogi i rozglądając się w panice po pokoju. Bagaż nie zawsze był im potrzebny, ale czuł się pewniej mając go przy sobie.
- Nie wiem, czy mamy cokolwiek poza plecakami z ostatniej gry – odparł Cry zmęczonym głosem. Podniósł się z siedzenia, podchodząc do przyjaciela i kładąc dłoń na jego ramieniu. – Możemy dopakować do nich prowiant i zobaczyć jeszcze, czy nie ma czegoś w tym safe poincie jako broni, ale skoro nic nam tu nie zostawiła, to może następna rozgrywka będzie bez walki?
- Czasami nam zostawiała rzeczy, których potem nawet nie mogliśmy używać – odparł Pewdie, przykrywając jego dłoń swoją. Westchnął ciężko. – Dobra, chyba nie mamy wyjścia. Idź się przebrać, zrobię nam jedzenie i potem to jakoś ogarniemy.
- Nie martw się, poradzimy sobie – Cry cmoknął go w policzek, a następnie udał się po rzeczy do przebrania. Pewds przez chwilę patrzył się za nim, ale w końcu otrząsnął się z zamyślenia i skierował prosto do kuchni.
Kanapki przygotował już automatycznie; nie myślał nawet o niczym konkretnym, tylko po kolei smarował chleb i kładł na nim ser z szynką. Kiedy się zorientował, że robił to tak bezmyślnie, był bardzo zaskoczony. Jego myśli w przeciągu ostatnich kilku dni galopowały w takim tempie, że moment, kiedy jego głowa była całkowicie pusta jawił się jako cud. Niestety, to odkrycie zepsuło tą błogą chwilę odpoczynku i Pewds wrócił do zamartwiania się tym, że nie ma już za bardzo czym się bronić i że nie ma pojęcia, co go w tym dniu czekało. Tak bardzo zajęty był układaniem możliwych scenariuszy, że gdy poczuł dotyk na swoim ramieniu podskoczył i odwrócił się gwałtownie, celując w osobę stojącą za nim nożem do masła.
- Nie zabijesz mnie tym, ale mógłbyś próbować – stwierdził Cry spokojnie, wyciągając sztuciec z jego ręki.
- Przestraszyłeś mnie, stary – odparł Pewdie, przytulając się do niego krótko. Amerykanin nie zadawał żadnych pytań, tylko poklepał go po ramieniu.
- Przepraszam, ale nie odpowiadałeś na moje wołanie, a ja jestem w cholerę głodny – skończył się przytulać, wymijając go i zabierając kanapki, które spoczywały przygotowane na ladzie. – Skończysz robić prowiant za chwilę, chodźmy coś zjeść.
Wyszedł z kuchni, by położyć talerze na stoliku i usiąść do niego. Pewdie westchnął głęboko, przecierając twarz i dołączając do swojego chłopaka. Nie mógł tak sobie pozwalać na ciągłe odrywanie się od rzeczywistości i gubienie się w toku myśli. Przynajmniej nie w sytuacji rozpoczęcia kolejnej rozgrywki, kiedy to powinien być bardzo skupiony.
- O czym myślałeś? – zagadnął go Cry, ale dopiero po zjedzeniu drugiej kanapki. Rzucił to jakby od niechcenia, sprawiając wrażenie, że wcale mu nie zależy na odpowiedzi. Pewds wiedział jednak, że gdyby mu nie zależało, to nie zadawałby tego pytania w ogóle. Poprawił się w krześle, na chwilę odkładając swoje jedzenie i uśmiechając się niepewnie.
- Myśli mi ostatnio trochę uciekają i mam wrażenie, że nie umiem ich kontrolować – przyznał się, wiedząc, że kłamanie nie ma sensu. – Teraz się trochę martwiłem tym, jak przeżyjemy bez broni.
- Oh, nie wszystkie gry potrzebują czegoś, żeby można się było bronić, bo nie mają zagrożeń – Cry wzruszył ramionami. – Bloody Trapland czy Yume Nikki przecież nie dawały nam możliwości bronienia się i daliśmy radę. Proszę cię, nie myśl o tym i po prostu chodźmy zobaczyć, co Alice przygotowała dla nas tym razem.
- Okay – mruknął niewyraźnie Pewds, zabierając się za kolejną kanapkę i dając mu subtelnie do zrozumienia, że skończył temat. Cry grzecznie zostawił go w spokoju, szybko kończąc jedzenie i bez słowa odnosząc talerz do kuchni.
Pewdie westchnął ciężko i także zjadł śniadanie do końca, zabierając resztę naczyń i wkładając je do zlewu. Nie spojrzał na stojącego obok przyjaciela. Następnie wrócił do sypialni, wyciągnął z szafy pozostałe tam ubrania i udał się do łazienki. Jego ubrania na ten dzień składały się ze zwykłych dżinsów i szarej koszulki. Przebrał się w nie szybko, zestresowany mimo tego, że brunet wielokrotnie przekonywał go, że nie powinien być. Nie potrafił przestać się martwić, nie umiał opanować drżących dłoni, które przez chwilę walczyły z rozporkiem w próbie zapięcia go. Kiedy w końcu się ogarnął, po prostu opuścił łazienkę, nie poprawiając włosów ani nie myjąc zębów, zbyt obrzydzony widokiem swojej twarzy w lustrze. Cry’a znalazł w salonie, tuż koło drzwi wejściowych, z plecakiem pod nogami. Nie uśmiechnął się do niego, tylko chwycił za torbę i otworzył drzwi, by mogli opuścić safe point. Sam nie wiedział, dlaczego tak się zachowywał. Tłumaczył sobie, że to pewnie ze stresu, ze strachu. Boi się, więc jest niemiły, chłodny, zdystansowany. Lepsza była taka teoria od przyznania, że może próbuje się od niego emocjonalnie odsunąć, żeby mniej bolała go jego ewentualna utrata. Nie ma szans, żeby to zadziałało, ale co miał robić?
- Słuchaj, przepraszam, że próbowałem cię uspokoić – odezwał się Cry, kiedy ruszyli powoli chodnikiem przed siebie, w głąb miasta. – Najwyraźniej to był głupi pomysł i lepiej byłoby, gdybym ci przyznał rację i współczuł. Po prostu chciałem, żebyś nie był przerażony, bo boli mnie, kiedy widzę cię tak podenerwowanego. Tyle.
- Nie szkodzi – odparł Pewds, czując nadchodzące poczucie winy. Uśmiechnął się słabo. – Przepraszam, że byłem taki nieprzyjemny po tej rozmowie. Niewyspanie i ciągły strach trochę psują mi nastrój.
- Nie winię cię – Cry szturchnął go w ramię, po czym posłał mu szeroki uśmiech. – Przecież obu nam czasami odwala przez ten cały stres. Chciałem tylko, żebyśmy sobie to wyjaśnili.
- No to wyjaśniliśmy – Pewdie zwrócił swój wzrok przed siebie, oglądając witryny sklepów i szyldy na budynkach, koło których przechodzili. – Czy ty w ogóle wiesz, gdzie powinniśmy teraz iść?
- Nie mam pojęcia. Myślałem, że będziemy po prostu zwiedzać miasto, aż Alice nie da nam wyraźnego znaku lub nie wprowadzi nas w…
Amerykanin zatrzymał się tak nagle, że Pewds z rozpędu zrobił jeszcze kilka kroków, zanim zauważył brak przyjaciela u jego boku. Cry stał przy wystawie jakiegoś punktu informacyjnego i intensywnie patrzył się na to, co znajdowało się za jego oknem. Blondyn dołączył do niego natychmiast, zaintrygowany jego niezwykłym zachowaniem i spojrzał w tym samym kierunku co on. Za szybą wielkiego, przejrzystego okna wisiał dość spory plakat w ciemnych barwach, przedstawiający rybę głębinową z paszczą pełną ostrych zębów, namalowaną farbami olejnymi. Białe napisy głosiły, że w miejskim muzeum wystawiane są prace niejakiego Guerteny, znanego malarza i rzeźbiarza, na które serdecznie zaprasza zarówno muzeum, jak i władze miasta. Pewds nie widział w tym plakacie nic niezwykłego, ale nie kwestionował Cry’a, potulnie czekając na wyjaśnienia.
- To nazwisko… Brzmi jakoś tak znajomo – Cry w końcu przemówił, po dobrej minucie intensywnego wpatrywania się w plakat. – Nie wiem, to może być znany artysta w naszym świecie i może dlatego mi się skojarzyło nazwisko, ale... Brzmi znajomo.
- Jakiś trop – Pewdie wzruszył ramionami. – To jedyne co mamy, a Alice nie pozwoliłaby nam szlajać się bez celu, bo to niezbyt ciekawe i niezbyt ją bawi. Jak kojarzy ci się dobrze, to tam będzie kolejna gra. Jeśli nie, to jakoś nam wskaże drogę.
Cry skinął głową krótko, potwierdzając jego słowa. Zerknęli na mapkę, nadrukowaną w prawym dolnym rogu plakatu, próbując zapamiętać nazwy ulic i powoli ruszyli w dalszą drogę.
Okazało się, że chodnik, którym się poruszali, jest tuż przy jednej z głównych dróg, której koniec widoczny był na mapce. Zajęło im jeszcze piętnaście minut, żeby tam dojść, a potem niepewnie skręcili w lewo, mając nadzieję, że nie pomylą ulic i trafią na miejsce bez żadnego problemu. Ich obawy były jednak niesłuszne, bo po chwili chodzenia mniejszymi uliczkami wyszli w końcu na niewielki plac, na którym głównym obiektem był stylizowany na klasycyzm biały budynek, na którego ścianach po obu stronach wejścia wisiały gigantyczne banery informujące o wystawianych dziełach Guerteny. Gracze ostrożnie przemierzyli cały, niepokojąco opustoszały rynek, aż w końcu dostali się do Galerii Sztuki w Maryland. W środku, w kontraście do tego, co na zewnątrz, było całkiem sporo ludzi chodzących po korytarzu lub oglądających wystawy. Cry chwycił Pewdsa za rękę, przerażony taką liczbą nieznajomych mu osób i pociągnął go delikatnie za sobą, wchodząc w głąb budynku. Podeszli do lady informacyjnej, skąd wzięli jakąś ulotkę odnośnie wystawy, po czym bez słowa od kogokolwiek weszli do głównej części budynku – części muzealnej.
Było tu znacznie mniej ludzi, którzy raczej się nie przemieszczali, tylko w ciszy i spokoju oglądali obrazy, nawet nie komentując ich między sobą. Gracze szybko się wtopili między nich, dołączając do podziwiania sztuki. Obrazy przedstawiały ludzi, widoki, martwą naturę, a tabliczki pod nimi głosiły, o co chodziło autorowi przy ich tworzeniu. Z każdym kolejnym dziełem Cry stawał się coraz bardziej niespokojny, ale rzeźba gigantycznej czerwonej róży zmusiła go do podzielenia się swoim zdenerwowaniem z Pewdsem.
- Te obrazy i rzeźby wydawały mi się tak znajome, bo są z gry „Ib” – powiedział przyciszonym głosem, pochylając się do Pewdiego. – Więc jesteśmy w „Ib” i za chwilę się zacznie ta część rozgrywki w świecie dzieł Guerteny.
- „Ib” nie wydaje mi się zbyt trudną grą – Pewds wyraźnie się ucieszył. – To było coś z RPG Makera? Te gierki zwykle mają fajną fabułę, ale nie są zbyt trudne do przejścia.
- Poza „The Witch’s House” – mruknął Cry pod nosem, ale nim blondyn zdążył się o nią dopytać, wrócił do tematu. – Nie była trudna, jak miałeś pliki zapisu co jakiś czas, więc śmierć nie miała konsekwencji. Poza tym atmosfera tej gry jest taka… niepokojąca.
- Spokojna twoja rozczochrana, damy radę – Szwed uśmiechnął się pogodnie, chwytając go za rękę. – Chodź się jeszcze przejść na chwilę, pooglądamy obrazy póki gra się nie zacznie.
Spokojnie przeszli przez cały parter, by później wrócić na korytarz i skierować się do góry po schodach, sprawdzając piętro. Niedbale przejrzeli wystawione dzieła, czytając krótkie notatki i zerkając pobieżnie na obrazy. Zatrzymali się dopiero w całkiem sporym komentarzu, gdzie znajdował się tylko jeden eksponat. Było to bardzo długie, podłużne malowidło, które wyglądało jakby ktoś przypadkowo nakładał farby w różnych miejscach, tworząc kolorowe plamy. Dopiero z pewnej odległości można było zauważyć, że tak naprawdę widać tam jakąś kobietę, damę wystającą z drewnianej ramy oraz różę w górnym rogu. Tabliczka nie mówiła nic o dziele, nawet tytułu, bo drugie słowo było zastąpione przez pytajniki, zostawiając tylko hasło „Świat”. Cry zatrzymał się przy nim trochę dłużej, zaintrygowany, ale nie dane mu było zobaczyć zbyt wiele, bo nagle zgasło światło. To trwało może z sekundę nim światło wróciło, chociaż trochę przyćmione, ale Cry już poczuł nieprzyjemny dreszcz. Odwrócił się, by skomentować to jakoś i spytać przyjaciela, co o tym myśli, ale Pewdiego za nim nie było. Cry rozejrzał się dookoła gwałtownie, mając nadzieję, że po prostu odszedł kawałek dalej, niezainteresowany, ale nie było go w zasięgu wzroku.
- Pewds! – krzyknął, wybiegając na hol. Wszyscy ludzie nagli zniknęli, zostawiając galerię pustą, cichą i pogrążoną w półmroku. Cry przebiegł dookoła całe piętro, desperacko poszukując przyjaciela, którego nigdzie nie było. Nie było go też na parterze i Cry musiał użyć całej swojej siły, by zachować spokój i nie spanikować. W pośpiechu wrócił na piętro, myśląc sobie, że mądrze będzie wrócić do miejsca, gdzie go zgubił. Okazało się, że miał rację, bo obraz uległ lekkiej zmianie, gdyż zza ramy wyciekała teraz błękitna farba. Gdy tylko gracz do niej podszedł, szukając odpowiedzi na pytanie co się teraz działo, usłyszał za sobą głośne chlupnięcia. Gdy się odwrócił, na ziemi pod jego nogami wymalowane były czerwoną farbą litery układające się w napis „Chodź, Cry”. Amerykanin wzdrygnął się przerażony i prawie przegapił kilka zdań, które pojawiły się na ścianie pod obrazem.
- Zejdź na dół, Cry, pokażę ci pewne ukryte miejsce… - przeczytał na głos i zanim pomyślał, że to głupi pomysł słuchać się nawiedzonego obrazu, jego nogi poniosły go już po schodach. Po drodze o mało się nie wywalił, ale w końcu dotarł do holu. Skręcił gwałtownie i wbiegł prosto do dużej sali, w której to na ziemi namalowana była ta sama ryba, co na wszystkich promocyjnych plakatach. Tym razem, w przeciwieństwie do ostatniego razu gdy Cry go widział, nie był on ogrodzony od wszystkich stron. Belki trzymające oglądających z dala od dzieła były z jednej strony odsunięte, a w tym miejscu na ziemi widniały ślady czyichś stóp. Serce Cry’a zabiło szybciej, gdy pomyślał, że ślady te na pewno zostały po jego ukochanym, więc bez zastanowienia ruszył za nimi w ciemną otchłań, wprost do paszczy potwora z głębin oceanu.
Było to bardzo dziwne uczucie; miał wrażenie, jakby rzeczywiście zanurzał się w jakimś ciemnym, chłodnym płynie, który obmył go całego od stóp do głów, by pozostawić go zdezorientowanego i całkowicie suchego na jakichś schodach. Kiedy już jego dezorientacja nieco zmalała, rozejrzał się dookoła i zauważył, że jego wcześniejszy ubiór nieco się zmienił. Teraz miał na sobie białą koszulę i czerwony krawat, pod kolor do spodni oraz czarne, skórzane buty. Rozpoznał w tym stroju cechy ubrania noszonego przez główną bohaterkę, Ib. Oczywiście, znalazł też na sobie nieodłączną maskę, spoglądającą na niego z niewinną obojętnością. Kiedy już zaznajomił się ze swoim nowym wyglądem, powoli ruszył w dół, aż nie dotarł do jakiegoś korytarza, który rozgałęział się w dwie strony. Cry, naturalnie, poszedł w stronę oznaczoną obrazem w niebieskich barwach, decydując, że to wygląda bezpieczniej. Był przerażony do granic możliwości, głównie dlatego, że nie było przy nim Pewdsa, ale nie panikował, tylko spokojnie przeszedł do końca korytarza, mierząc się z tym, co go czeka. Czekał go wazon, wypełniony wodą, w którym stała jedna, czerwona róża. Cry przypomniał sobie, że kwiaty róży służyły jako wskaźnik pozostałego życia, więc zabrał ją ze sobą, wkładając ją za pasek spodni. Następnie odsunął szafkę, na której wazon stał, gdyż zasłaniała mu drzwi i po chwili zbierania odwagi, w końcu drzwi te otworzył, wchodząc do pomieszczenia za nimi.
Był to niewielki pokój z obrazem kobiety naprzeciw wejścia. Kobieta, odziana w niebieski materiał uśmiechała się zalotnie, mrugając jednym okiem. Cry poczuł niepokój na sam jej widok, ale starał się nie zwracać na nią uwagi, zamiast tego przykuwając ją do leżącego na ziemi klucza i przyczepionej do niego karteczki. Natychmiast schylił się, żeby zabrać oba te przedmioty. Kawałek papieru, który znalazł był niewielki i śnieżnobiały, zapisany dobrze mu znanym szkarłatnym atramentem.
IX: Poświęcenie
W świecie pełnym obrazów,
Drogę znaleźć musicie.
Spróbujcie nie stracić zmysłów,
Bo utracicie życie.

Amerykanin westchnął głęboko, zapoznawszy się z treścią liściku, po czym zgniótł go w dłoni i bezceremonialnie rzucił na ziemię. Kiedy w końcu podniósł wzrok zauważył, że portret kobiety uległ zmianie. Włosy miała w nieładzie, język na wierzchu, a w oczach taki obłęd, że Cry pożałował w ogóle, że wszedł do tego pokoju. Kiedy więc tylko klucz znalazł się bezpieczny w jego kieszeni, biegiem ruszył do wyjścia na korytarz. To co tam zobaczył też niezbyt mu się podobało. Całe ściany pokryte były czerwonymi napisami „Złodziej”, napisy te pojawiły się też pod jego stopami, gdy przechodził korytarzem. Starał się to zignorować i nie oglądając się za siebie, pobiegł przez resztę przejścia, zatrzymując się dopiero w miejscu, gdzie znajdowały się schody. A przynajmniej, gdzie zwykły się znajdować, gdy Cry nimi schodził, bo teraz znalazł tam tylko twardą ścianę, która uniemożliwiała mu wycofanie się i ucieczkę. To nie tak, że chciał stąd teraz wychodzić, nie bez Pewdsa, ale gdyby już go znalazł, mogliby spróbować wrócić po swoich śladach i wyjść tą samą drogą, którą tu trafili. W takiej sytuacji zmuszeni byli jednak znaleźć inne wyjście. Cry uśmiechnął się drwiąco pod nosem. Nic nie mogło im przyjść z łatwością. Alice dbała o to, żeby trzymali się zasad i nie próbowali jej przechytrzyć.
Z powodu braku wyjścia, jedyną pozostałą opcją było dla niego iść przed siebie, w stronę oznaczoną takim samym obrazem jak korytarz, z którego właśnie wyszedł, z tą różnicą, że w barwach czerwieni, która nie kojarzyła się graczowi z bezpieczeństwem. Z zachowaniem wszelkiej ostrożności powoli ruszył z miejsca, co chwilę oglądając się za siebie. Miał dziwne wrażenie, odkąd ściany budynku zwyzywały go od złodziei, że ktoś go obserwuje. W napięciu dotarł do końca korytarza, znajdując tam kolejny wazon, tym razem zupełnie bez wody oraz błękitne drzwi, tego samego koloru, co klucz, który znalazł w poprzednim pomieszczeniu. Bez zastanowienia włożył go do zamka, otwierając wejście do dalszej, nieznanej mu jeszcze części tego świata.
Trafił do kolejnego korytarza, rozgałęziającego się na kilka stron. Ściany miał zielone, ozdobione obrazami różnych owadów. Cry przeszedł wzdłuż nich, oglądając malowidła i próbując sobie usilnie przypomnieć, na czym polegała ta zagadka. Nigdy nie był dobry w zadaniach logicznych, bo często był zbyt głupi, żeby zauważać szczegóły. Teraz miał jednak motywację, żeby szybko to rozwiązać i odnaleźć Pewdsa. Przeszedł więc do drugiego korytarza, gdzie z przerażeniem odkrył, że z obu stron wyciągnięte są do niego czarne ręce z pazurami, które próbują go sięgnąć. Przez to przejście spokojnie dało się przedostać idąc samym środkiem, ale mężczyzna i tak poczuł się nieswojo, widząc je. Zrezygnował więc z przechodzenia tym korytarzem, wracając do tego z obrazami. Przeszedł do samego jego końca, dopiero teraz zauważając, że są tam jakieś drzwi. Od razu do nich podszedł, mając nadzieję, że odwlecze trochę w czasie przechodzenie między strasznymi dłońmi. Nie zdążył nawet sięgnąć klamki, gdy nagle drzwi otworzyły się gwałtownie, sprawiając, że Cry musiał odskoczyć, by nie dostać nimi w twarz. Chwilę później i tak wylądował na ziemi, gdy ktoś wbiegł w niego i uderzył go z impetem, wywracając się na niego. Natychmiast się od siebie odsunęli, odczołgując się jak najdalej. Przez chwilę patrzyli się na siebie w szoku, nim do Cry’a doszło, na kogo patrzy.
Przed nim siedziała bardzo zdezorientowana dziewczyna o ciemnych, niemalże czarnych włosach i troszeczkę ciemniejszej od niego karnacji. Jej brązowe oczy wpatrywały się w niego intensywnie, wyraźnie zainteresowane jego strojem. Cry także spojrzał się na to, w co była ubrana i przestał się dziwić, że tak się na niego gapiła. Miała na sobie bowiem takie same ubrania, co Ib, a więc bardzo podobne do tych, które nosił. Patrzyli tak na siebie przez chwilkę, jakby bali się, że ta druga osoba ich zaatakuje, ale w końcu podnieśli się z ziemi powoli i ostrożnie podeszli bliżej. Cry jako pierwszy wyciągnął do niej dłoń i ku jego zaskoczeniu, przyjęła ją. Miała bardzo miękką skórę.
- Hej – zabrzmiał dość niepewnie. – Jestem Cryaotic. Mówią mi Cry.
- Kristen – odparła. Jej głos był cienki i bardzo uroczy, pasujący do jej okrągłej twarzy. – Krism. Czy ty jesteś może… graczem?
- Tak! – Cry może zareagował ze zbyt wielkim entuzjazmem, ale ucieszył się, że nie trafił na błąd w grze lub, co gorsza, wroga. – Tak, jestem graczem, trafiłem tu jakiś czas temu. Przyszedłem tu z moim chłopakiem i gdzieś zniknął, właśnie próbuję go odnaleźć. Ty… - zawiesił się na chwilę, gdy do niego dotarło, że być może dziewczyna jest tu całkiem sama, bo kogoś już straciła. Chciał się o to zapytać, ale nie był pewien, jak to zrobić, żeby jej nie urazić lub zasmucić. – Która to twoja gra?
- Szósta – odparła, uśmiechając się z dumą. – Do tej pory udało nam się z Minx przejść bez problemu połowę, więc reszta też jakoś pójdzie, nie?
- Na pewno – Cry odetchnął z ulgą, słysząc, że gry przechodziła z kimś zaufanym. – Jeśli mogę spytać, dlaczego zwaliłaś mnie z nóg? Takie hobby?
- Nie, coś mnie goniło – chyba doceniła jego żart, bo prychnęła pod nosem. – Udało mi się rozwiązać zagadkę i dostałam się do pokoju, gdzie był klucz do tych drzwi na końcu – machnęła za siebie ręką, w stronę gdzie prawdopodobnie znajdowały się wspomniane przez nią drzwi. – Ale przy kluczu była ta rzeźba bez głowy i zaczęła mnie gonić, więc zwiałam jak najdalej i tak jakoś na ciebie wpadłam. Sorki.
Cry pokręcił głową, dając jej znać, że nic się nie stało.
- Mówiłaś, że są tu jakieś drzwi…?
Krism uśmiechnęła się, chwytając go bez słowa za rękę i prowadząc za sobą. Cry był zaskoczony tym, że tak łatwo sobie nawzajem zaufali i że obca tak naprawdę dziewczyna prowadziła go teraz za rękę w nieznane, a on nawet nie oponował. Wydawała się bardzo sympatyczna, pewnie głównie przez jej słodziutki głos i drobne ciało. Nie miał problemu z tym, że będzie z nią współpracował, skoro najwidoczniej obaj poszukiwali bliskich im osób.
Ku jego przerażeniu, poprowadziła go do tego nieszczęsnego korytarza, któremu wyrosły żądne krwi ręce z każdej ściany. Próbował się zatrzymać, nagle tracąc wszelkie zaufanie do nieznajomej, ale jakimś cudem okazała się silniejsza od niego i pociągnęła go tak mocno, że wpadł na sam środek przejścia. Ręce zaskakująco nie próbowały go zabić, tylko groźnie machały do niego, nieudolnie próbując go dosięgnąć i chwycić. Parę chwil później już całkowicie zniknęły z jego pola widzenia, gdyż Krism zdecydowanie wyprowadziła go z korytarza i skręciła w prawo, by następnie stanąć przed dużymi, zielonymi drzwiami. Cry jeszcze raz się za siebie obejrzał, próbując zrozumieć co się przed chwilą wydarzyło i dlaczego tak szybko się skończyło. Jego towarzyszka natomiast, nie patrząc się na niego w ogóle, otworzyła drzwi i przeszła przez nie, dając Cry’owi chwilę na dołączenie do niej.
- Myślałem, że będą o wiele bardziej agresywne – mruknął, rozglądając się po pomieszczeniu. Był to pokój wystrojony w brąz, z dużym malowidłem kota na głównej ścianie. Nieco poniżej jego ślepi widniał niewielki otwór w kształcie ryby. – Przez chwilę myślałem, że próbujesz mnie zabić.
- Gdyby tak było, nie ciągnęłabym cię za sobą, tylko wepchnęłabym cię tam – odparła i Cry musiał przyznać, że brzmiało to logicznie. – Może powinnam pierw z tobą pogadać, przekonać cię, że nie jestem lagiem gry albo jakimś wysłannikiem Alice, ale chciałam iść jak najszybciej, bo muszę znaleźć Minxie.
Cry poczuł się trochę dziwnie, gdy Krism wypowiedziała na głos wszystkie jego obawy odnośnie jej osoby. Przestąpił z nogi na nogę, podenerwowany.
- Skąd wiesz, że ja nie jestem lagiem lub kimś od Alice?
- Po pierwsze, brzmisz i wyglądasz tak szczerze, że nie mogłabym cię uznać za fałszywkę – zaczęła, puszczając do niego oczko. – A tak serio, znam cię ze streamów i Youtuba. Mnie możesz nie znać, ale moja dziewczyna jest dość znana na Youtube. TheRPGMinx, kojarzysz?
- Ta Minx? Królowa Let’s Playów? – Cry od razu się rozpromienił, słysząc znajome imię. – Okay, przekonałaś mnie. To jej właśnie szukasz?
- Ta, zostałyśmy rozdzielone na samym początku gry – Krism wzruszyła ramionami. – Skoro oboje kogoś szukamy, to mamy większe szanse w dwójkę, nie?
- Masz rację, wybacz mój brak zaufania.
- Nasze pierwsze spotkanie nie wydarzyło się w zbyt korzystnych warunkach, nie winię cię.
Postanowili się rozdzielić, bo pokój z kotem prowadził do dwóch innych pomieszczeń, w których to musieli znaleźć fragmenty drewnianej ryby, którą należało włożyć do otworu w ścianie. Kristen wybrała lewą stronę, a Cry postanowił się wybrać na prawo, czego pożałował od razu w momencie wejścia do środka.
W pokoju panował półmrok, ale Cry wyraźnie widział co się w nim znajdowało. Był tam rząd dużych głów z porcelany, kilka kartonów pełnych przyborów do malowania oraz trochę bezgłowych rzeźb, które widział już w galerii przed rozpoczęciem rozgrywki. To pomieszczenie nie byłoby wcale niezwykłe, gdyby nie to, że zaraz po wejściu tam Cry zauważył, że porcelanowe głowy się na niego patrzą. Tym bardziej nerwowy się zrobił, gdy światło zaczęło mu mrugać, by w końcu zgasnąć. Po ciemku zaczął iść przed siebie, z wyciągniętymi rękami, by nie wpaść na nic przypadkiem. Cały czas wydawało mu się, że ktoś za nim jest i omalże nie krzyknął ze strachu, gdy usłyszał głośne szuranie gdzieś po swojej prawej.
- Krism, to ty? – zawołał, w nadziei, że to może jego nowa znajoma szukała go w ciemnościach. Niemalże odetchnął z ulgą, gdy światło zamigotało słabo, chociaż na chwilę umożliwiając mu zobaczenie swojego otoczenia. Niemalże, bo w przytłumionym świetle zobaczył, że jeden z posągów głów porusza się, wysuwając się ze swojego rzędu i wsuwając się do niego z powrotem. Gdyby tego było mało, to była jedyna rzeźba wśród jej podobnych, która zamiast neutralnego wyrazu twarzy miała niepokojący uśmieszek. Cry odsunął się od niej, próbując przejść za nią do tyłu pokoju, ale posąg jak na złość zastąpił mu drogę. Mężczyzna natychmiast się wycofał i jak się okazało, słusznie: głowa z porcelany rozbiła się o podłogę, rozlatując na tysiąc ostrych kawałeczków, które niechybnie by go zraniły. Gdy jednak już upewnił się, że nic więcej nie będzie próbowało się poruszyć i zrobić mu krzywdy, podszedł bliżej do szczątków rzeźby. Ku jego radości, znalazł między nimi drewniany klocek w kształcie ogona ryby. Zadowolony ze znaleziska, podniósł przedmiot z ziemi i jak najszybciej opuścił pokój, mając nadzieję, że nic go nie goni.
Wyluzował się dopiero, gdy znalazł się w pokoju z kotem na ścianie. Krism jeszcze tu nie było, więc włożył swój fragment ryby do otworu i cierpliwie na nią czekał. Po kilku minutach jednak znudziło mu się czekanie i zaczął się o nią poważnie martwić. Ruszył do drzwi, za którymi nie tak dawno zniknęła jego nowa znajoma i gdy tylko je otworzył, znowu na siebie wpadli.
- Gdybym nie miała już kogoś, to dałabym ci swój numer – zażartowała, odsuwając się i poprawiając rozwiane włosy. Cry dostrzegł czerwony ślad na jej policzku.
- Co ci się stało? – spytał, delikatnie unosząc jej brodę do góry, by przyjrzeć się jej twarzy. Odtrąciła jego dłoń.
- Nic, dostałam w twarz od jakiejś laski – mruknęła Krism, odwracając głowę w stronę malowidła kota. Szybko do niego podeszła, wkładając swój fragment ryby i otwierając przejście. Ziemia zaczęła się trząść i ze wszystkich stron zaczęło rozbrzmiewać miauczenie. Cry zasłonił uszy, ratując słuch i błagając, żeby dźwięk jak najszybciej zamilkł. Odsłonił je dopiero, gdy przed nim otworzył się nowy korytarz.
Krism jak zwykle ruszyła przodem, a Cry podążył zaraz za nią, dalej niezbyt ogarniając to, co się dzieje. Nie zajęło im długo nim dotarli do kolejnego holu, z którego można było wyjść szerokim korytarzem. Po ich lewej stronie znajdował się jeden biały obrazek, na którym była mała czarna kropka oraz nieco większy obraz, przedstawiający uśmiechniętą buzię z wystawionym językiem. Gdy tylko zobaczyła, że ktoś przyszedł, zaczęła machać jęzorem na wszystkie strony i pluć niebieską farbą. Ominęli ją szerokim łukiem, sprawdzając jeszcze prawą stronę holu. Wewnątrz jednej z ścian umieszczone były usta. Cry chciał do nich podjeść, zaciekawiony, ale Krism zatrzymała go. Spojrzał na nią pytająco, ale zauważył, że czytała jakieś napisy, które namalowane były obok nich.
- „Uważaj na usta” – przeczytała na głos. – Nie wiem, o co z tym chodzi.
- Ja też nie pamiętam, co się tutaj działo – brunet podszedł do ust mimo ostrzeżenia, pchany ciekawością. Zdziwił się mocno, gdy usta nagle wyszły ze ściany i ugryzły go z ramię. – Au! Cholera jasna, znowu?
- Znowu? Często cię coś gryzie? – Krism odciągnęła go pod ścianę, by mógł się oprzeć. Na jego koszuli widniały krwawe ślady zębów.
- Nie, tylko na ostatniej grze. Apokalipsa zombi. Niezbyt przyjemny poziom do przejścia.
- Zombi? Jakim cudem to przeżyłeś?
- Nie mam pojęcia i chyba nie chcę wiedzieć.
Kiedy już Krism pomogła mu zatamować krwawienie chusteczką znalezioną w kieszonce spódniczki, ruszyli w dalszą drogę. Przeszli głównym korytarzem, niemalże zostając porwanymi przez rękę, która nagle wyszła ze ściany. Udało im się jednak dotrzeć do końca i wejść przez drzwi do dość przestronnego pokoju pełnego obrazów. Malowidła przedstawiały sześć postaci bez twarzy w ubraniach różnych kolorów: zielonym, brązowym, żółtym, niebieskim, białym i czerwonym. Między nimi znajdowały się jeszcze jedne drzwi.
- To pamiętam! – wykrzyknął Cry, dumny z siebie. – Trzy z tych obrazów mówią ci, co robić w pokoju za tymi drzwiami, a pozostałe trzy podpowiadają, które z nich mówi prawdę. Trzeba zaufać temu, na którego nikt nie wskazuje.
- Jesteś pewien? – dopytała Krism, żeby się jeszcze upewnić. Cry skinął głową. – Okay, to wejdź tam, do tego pomieszczenia i sprawdź, czy słyszysz stamtąd mój głos. Jeśli tak, to cię poprowadzę.
Cry zaufał jej, wierząc, że skoro do tej pory nie próbowała go zabić, nie zrobi tego też teraz. Nie zmieniło to faktu, że trochę drżał kierując się do pokoju ukrytego za drzwiami. Kiedy w końcu przekroczył próg, ujrzał niewielkie pomieszczenie o brązowych ścianach i podłodze, na którego samym środku stał biały posąg. Na ziemi równomiernie poukładane były jakieś kafelki, ułożone w proste rzędy.
- Słyszysz mnie? – usłyszał głos zza ściany. Odkrzyknął, dając znać, że tak. – Świetnie. Więc, jak na razie mam tylko opinię damy w białym, że masz stanąć przed jakąś statuą i iść dwa kroki na wschód i dwa na południe. Mówi ci to coś?
- Mówi mi to wiele, ale czy to poprawne wskazówki?
- Już sprawdzam – w napięciu czekał, aż dziewczyna ponownie się do niego odezwie. – Okay, coś tu mam znowu, daj mi to tylko przeczytać… A tak w ogóle, to skąd jesteś?
- Słaby moment na pytania, Krism – upomniał ją, czując się bardzo niekomfortowo sam na sam z kamiennym posągiem. – Floryda, USA. Masz już odpowiednią wskazówkę?
- Nie, szukam, daj mi chwilę – jej głos brzmiał na poirytowany. – Też z USA, ale pewnie będę się za niedługo przeprowadzać do Minx. Twój chłopak też ze Stanów?
- Krism, błagam cię.
- Okay! Jezu, tylko próbuję się zaprzyjaźnić, nie krzycz – dziewczyna milczała przez chwilę, nim ponownie się odezwała. – Dobra, żółty mówi, że biały mówi prawdę, więc mówi fałsz. Fatalnie to brzmi… Tak czy siak, niebieski wskazuje na zielonego, a czerwony mówi, że zgadza się z żółtym, który kłamie. Wychodzi więc na to, że prawdę mówi brąz.
- Co to znaczy dla mnie?
- Cztery kroki na wschód, dwa na północ.
Cry westchnął ciężko, myśląc sobie, że współpraca z Krism chociaż owocna, nie będzie wcale najłatwiejsza. Posłusznie poszedł jednak według kafelek na ziemi, docierając do wyznaczonego miejsca. Kafelka na tej pozycji dało się podnieść, a pod spodem mógł dojrzeć mały numerek namalowany żółtą farbą, „4”. Cry nie zdążył się zastanowić, o co z nią chodziło, bo jego uszu dobiegł przytłumiony krzyk z pomieszczenia obok. Przerażony, rzucił się do drzwi biegnąć Krism na ratunek. Zastał ją zszokowaną na środku pokoju, rozglądającą się po otoczeniu z ustami zasłoniętymi dłonią. Natychmiast znalazł się przy niej, chcąc się upewnić, czy wszystko z nią w porządku. Dziewczyna nie odpowiadała na jego pytania, tylko wskazywała palcem przed siebie. Gracz podążył za nim, oglądając się przez ramię i rozumiejąc już, dlaczego jego towarzyszka zareagowała krzykiem. Każdy z obrazów pokryty był czerwoną farbą. Postacie na prawie każdym obrazie trzymały jakiś rodzaj ostrza; wszystkie, poza tą w brązowej sukni, która pocięta była na duże płaty płótna i pokryta taką ilością farby, że prawie nie było jej spod niej widać. Pod każdym malowidłem był także napis, ale nie ten sam co wcześniej. Zamiast informacji o tym, co należy zrobić w pomieszczeniu z posągiem, każdy z nich dużymi literami krzyczał „Kłamca”. Krism spojrzała się przerażona na swojego nowego znajomego, szukając wyjaśnienia.
- Odwróciłam się na dosłownie chwilkę, a potem ujrzałam to – wyszeptała, powoli się wycofując. Cry podążył za nią. – O co chodzi?
- Chyba im się nie spodobało, że nasz przyjaciel w brązie postanowił nam pomóc – odparł, nieco głośniej, gdy wyszli już z pokoju na korytarz. – W miejscu, które mi wskazał znalazłem cyfrę. Pewnie będzie nam do czegoś potrzebna.
Krism skinęła tylko głową, już nieco spokojniejsza. Obejrzała się w obie strony i jej wzrok spoczął na chwilę dłużej na rzędzie lalek wywieszonych do góry nogami, umieszczonych w lewej stronie korytarza. Wiszące bezwładnie kukły sprawiały, że oboje czuli się dość niepewnie na myśl, że muszą tam pójść. W końcu jednak zebrali się w sobie i powoli ruszyli w ich kierunku.
Pierwsza z nich była zawieszona zbyt wysoko, by byli w stanie jej sięgnąć, tak samo jak kolejna po niej. Natrafili jednak na jedną zawieszoną na poziomie ich twarzy i szturchnęli ją lekko, sprawdzając, czy jakoś zareaguje. Chociaż lalka się nie poruszyła, gracze usłyszeli głośne łupnięcie tuż za swoimi plecami, które sprawiło, że aż podskoczyli ze strachu. Okazało się, że z dość dużej wysokości spadła jeszcze inna kukła, leżąca teraz bez ruchu. Krism i Cry przez chwilę walczyli ze sobą wzrokiem, próbując ustalić między sobą, kto powinien do niej podejść. W końcu Cry westchnął ciężko, uniósł ręce w poddańczym geście i powoli podszedł do lalki. Na szczęście wyglądała na nieruchomą. Mężczyzna nachylił się bardziej, przyglądając się jej dokładnie i dostrzegł niewielkie cyferki na jej koszulce, układające się w „18”. Cry zrobił sobie mentalną notkę i na wszelki wypadek podał liczbę Krism, by na pewno nie zapomnieli, po czym ruszyli dalej korytarzem, aż dotarli do drzwi. Drzwi, tak jak się spodziewali, nie chciały się otworzyć bez trzy cyfrowego kodu. Cry wpisał więc „418”, a potem „184”, gdy kod okazał się błędny. Jednak i ta opcja nie otworzyła mu wejścia, więc odsunął się i spojrzał zdziwiony na towarzyszkę.
- Musieliśmy coś przegapić – Krism wzruszyła ramionami. Rozejrzała się dookoła i po chwili uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Cry spojrzał na nią zaniepokojony. – Oczywiście, jesteśmy głupi. Musimy ułożyć z tego działanie i je obliczyć.
Wskazywała na niewielki napis na ścianie koło drzwi, która różnymi kolorami oznaczała liczby, które trzeba było pierw ze sobą pomnożyć, a potem dodać do tego jeszcze jedną. Cry zawtórował jej, także uderzając się w czoło, po czym westchnął głęboko.
- Dobra, to chodźmy sprawdzić jakiego koloru była liczba na lalce, a potem znajdźmy ostatni numer. Jesteś dobra z matmy?
- Dam sobie radę, nie martw się o to.
Numerek na ubraniach kukły miał kolor zielony. Do pokoju z obrazami żadne z nich nie chciało wracać, więc postanowili odnaleźć ostatnią brakującą liczbę i zobaczyć, jakiego była koloru. Ruszyli więc korytarzem do miejsca, z którego przyszli. Krism szła energicznie z przodu, a Cry podążał za nią. Nie potrafił jeszcze za wiele powiedzieć o swojej towarzyszce, ale jak na chwilę obecną darzyli się zaufaniem i bardzo dobrze się dogadywali. Przynajmniej teraz, gdy złączyli siły, by wypełnić wspólny cel: odnaleźć tych, na których im zależy. Nie miał pewności, czy to nie zmieni się, kiedy już ich odnajdą i wiedział, że powinien traktować wszystkich napotkanych nieznajomych z ostrożnością, szczególnie po tym, jak Ken i Mary udawali współpracę, żeby ratować siebie samych. Taka była prawda; żaden z graczy, nawet współpracując, nie będzie nadstawiał karku dla drugiej osoby, która mu nie towarzyszy. Każdy dbał o swój interes, Krism też. Nie powinien jej ufać ani się z nią zaprzyjaźniać, ale nie potrafił się powstrzymać. W Kristen było coś takiego, że od razu ją polubił. Była miła, ale jednocześnie radziła sobie świetnie w nieznanym świecie, zamiast być zagubioną i przestraszoną. Była twarda, czasem rzuciła jakimś żartem lub uszczypliwą uwagą, a w tym samym czasie nie była chamska. Nie dało się jej nie lubić, więc Cry nie miał wyjścia. Modlił się tylko, żeby to się nie zmieniło i pozostali w przyjaznych stosunkach do końca rozgrywki.
Jeszcze raz dokładnie przeszukali korytarz. Tym razem Cry trzymał się z dala od gryzących ust, nauczony ostatnim bliskim spotkaniem, którego efekty czuł do tej pory. Uniknęli też spotkania z plującym niebieską farbą obrazem, omijając go z dala. Zrezygnowany Amerykanin skierował się w końcu do całkowicie białego obrazu i spojrzał na niego ponownie. Wydawało mu się, że nie ma w nim żadnych zmian, ale gdy przyjrzał mu się dokładniej, zauważył tyci numerek na samym środku. Zmrużył oczy, niemalże wkładając twarz w obraz i odczytał liczbę koloru czerwonego, „9”. Pokazał ją jeszcze Krism, która ucieszona znaleziskiem już po chwili ciągnęła go za rękę z powrotem do zamkniętych drzwi. Przeczytała jeszcze raz działanie, które miała obliczyć, po czym zmarszczyła brwi.
- Ile tam było w pierwszym? – dopytała, już myśląc nad pomnożeniem 9 i 18.
- Cztery – odparł Cry pomocnie, stając obok i obserwując ją z podziwem. On sam czasem się gubił w liczeniu na kalkulatorze, a co dopiero w myślach. Nie pośpieszał jej ani nie próbował jej „pomagać”; stał w ciszy, dając jej pracować w spokoju. Po chwili ujrzał efekty swojej cierpliwości, gdy Krism rozpromieniła się nagle i wpisała kod „166”.
- Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłam – wzruszyła ramionami, uśmiechając się niepewnie, gdy wciskała przycisk potwierdzający. Przez chwilę czekali w napięciu, aż nie usłyszeli cichego kliknięcia w drzwiach.
- Jesteś geniuszem – pochwalił ją Cry, jako pierwszy wchodząc do pokoju, by zbadać zagrożenie. Pokój okazał się jednak nieszkodliwy, ale wyglądał dość osobliwie. Cały był bowiem wypełniony atrapami drzew różnych wielkości. Jedna z nich miała na jednej z gałęzi niewielkie drewniane jabłko. Poza tym nie było w tym pokoju absolutnie nic. Krism i Cry podeszli do każdej rzeźby z osobna, rozglądając się za czymś, ale nic nie znaleźli. Jedyne co mogli zrobić, to zerwać jabłko, ale nie wiedzieli, co mogliby z nim dalej zrobić.
- A jeśliby tak zaproponować je tym ustom, co mnie ugryzły? – Cry wzruszył ramionami, po chwili zastanawiania się nad sensem tej zagadki. – Może to jakiś sposób, żeby je przebłagać, żeby mnie nie zjadły? Nie mam innego pomysłu.
- Spróbujmy, lepsze to, niż stanie tu w miejscu – odparła dziewczyna z uśmiechem. Jak zwykle ruszyła przodem i nawet nie oglądała się, by sprawdzić, czy będzie za nią podążał. Chyba już to bezsłownie uzgodnili.
Chwilę później byli już przy ustach. Cry wahał się, czy powinien pozwolić Krism na wypróbowanie jego teorii, czy samemu je nakarmić, ryzykując znów kolejne ugryzienie. Kristen nie dała mu tego wyboru, najwyraźniej widząc, że cały czas łapie się za obolałe ramię i sama ruszyła z drewnianym jabłkiem w ręce prosto do ust. Zanim zdążył ją powstrzymać, usta otworzyły się i wydobył się z nich niski pomruk:
- Jestem głodny, chcę jedzenia… To jedzenie, daj mi je…
Krism podała mu jabłko, drżąc lekko ze strachu. Przymknęła oczy, gdy poczuła muśnięcie warg na swojej skórze. Po chwili owoc zniknął z jej ręki i usłyszała tylko głośne chrupanie. Po chwili głos przemówił znowu:
- Było bardzo smaczne. Pozwolę ci teraz przejść, przejdź przeze mnie…
Usta rozwarły się szeroko, pokazując dwa rzędy dość ostrych zębów oraz absolutną ciemność, prowadzącą w nieznane. Gracze naturalnie przestraszyli się, przekonani, że to jakaś pułapka, ale po chwili doszli do wniosku, że i tak nie wiedzą, co dalej robić. Zostało im tylko ryzykowanie lub ponowne przeszukanie całego terenu. Skinęli więc do siebie głowami, podejmując wspólnie decyzję i jedno po drugim, z Krism na czele, przeszli przez usta.
Praktycznie po dwóch krokach znaleźli się już w kolejnym korytarzu, który ozdobiony był rzędem obrazów przedstawiających podnoszącą się gilotynę. Cry miał bardzo niemiłe przeczucie, widząc je, ale nie skomentował tego. Jego towarzyszka nie przejęła się tym w ogóle, ruszając wolno przed siebie. Wyglądała na niesamowicie odprężoną, co było dość dziwne w tej sytuacji.
- Długo jesteś już ze swoim chłopakiem? – zagadała, uśmiechając się do niego. Cry nie potrafił nie odwzajemnić tego gestu.
- Nie, to w sumie świeża sprawa – odparł zgodnie z prawdą. – Ty i Minx, to coś dłuższego? Nigdy nie interesowałem się jej życiem prywatnym, ale czasem oglądam coś od niej…
- Już trochę minęło, odkąd zaczęłyśmy chodzić – oświadczyła, wyciągając prawą dłoń przed twarz, by podkreślić słowa, które następnie wypowiedziała. – Jesteśmy zaręczone, niedawno spytałam się jej o rękę.
- Gratuluję! – Cry naprawdę cieszył się jej szczęściem. Nie przyznawał się do tego głośno, ale czasami myślał o tym, czy nie chciałby się ustatkować z kimś bliskim. – Jej pierścionek na pewno jest śliczny. Jesteś szczęściarą, że masz kogoś takiego, wiesz?
- Wiem, Minx jest naprawdę-
Gdyby Cry nie zauważył, że na ostatnim obrazie gilotyna zniknęła z kadru, prawdopodobnie już byłoby po Krism. Z sufitu nagle zleciało gigantyczne ostrze, tnące powietrze i zapewne zaprojektowane, by ciąć też inne materie. Cry w ostatniej chwili przyciągnął do siebie dziewczynę, ratując ją przed byciem rozciętym na dwie części. Krism krzyknęła, przerażona i przytuliła się do niego. Pozwolił jej się wyciszyć, sam dość roztrzęsiony widokiem pędzącej na niego gilotyny. Gdy oboje byli już bardzie stabilni, Kristen odsunęła się od niego, dziękując mu cicho za ratunek. Cry skinął głową i uśmiechnął się słabo.
- Nie ma za co – odparł. – Po prostu nie dałbym sobie rady bez twoich umiejętności matematycznych.
- Aha, dzięki – pokazała mu język, niemalże wracając do siebie. Wzięła jeszcze kilka głębokich wdechów, zanim przemówiła ponownie. – Chodźmy już, musimy kogoś znaleźć.
Mężczyzna tylko skinął głową i przeszedł przed nią, wyjątkowo prowadząc. Przeszli razem przez długi korytarz i nim udało im się dojść do zakrętu, Cry zatrzymał się nagle, blokując Krism dłonią. Dziewczyna chciała warknąć na niego, by nie zastępował jej drogi, ale rozmyśliła się, gdy zobaczyła przerażenie na jego twarzy.
- Co jest? – szepnęła, wpatrując się intensywnie w ścianę przed nią, która tak przestraszyła jej towarzysza. Nic tam nie widziała, ale z drugiej strony praktycznie nie znała tej gry, więc była zmuszona mu zaufać.
- Widziałem, jak ktoś biegnie tym korytarzem przed nami – odparł, także szeptem. Kristen zamarła, nieświadomie przysuwając się do mężczyzny, który ostrożnie wychylił się zza rogu, sprawdzając, co kryje się za zakrętem. Przez chwilę wypatrywał czegoś w półmroku, po czym odwrócił się z powrotem do niej. – Już nikogo nie widzę, pewnie przeszedł przez drzwi na końcu.
- Nie mamy wyjścia, co? – spytała, ale nawet nie zaczekała na odpowiedź, już wychodząc na korytarz i kierując swe kroki w stronę drzwi. – Trudno, jakoś sobie damy radę.
Cry podziwiał jej zdecydowanie i pewność siebie. Nic dziwnego, że udało im się przejść już ponad połowę gier, jeśli dziewczyna miała takie podejście do rozgrywki. On i Pewds też sobie jakoś dawali radę, ale w takiej sytuacji jak ta pewnie staraliby się znaleźć jakiś inny sposób przejścia, by nie spotkać się z tajemniczą postacią, a potem i tak ruszyliby za nią. Krism nie miała takich zawahań. Nie obejrzała się nawet za siebie. Cry odkrył, że mimo ich współpracy jego towarzyszka nie była typem osoby, która by się o niego martwiła. Wydawała się raczej wychodzić z założenia, że albo idzie za nią, albo sama sobie ze wszystkim poradzi. Choć z jednej strony to szanował, z drugiej czuł się trochę niepewnie z myślą, że być może w obliczu realnego zagrożenia nie będzie się starała ocalić jego życia, tak jak on to zrobił przed chwilą, gdy prawie zabiła ich gilotyna. Było to dla niego zrozumiałe; nie mógł się spodziewać po obcej dziewczynie, że będzie ryzykowała swoje szanse na przeżycie pomagając mu. Najwidoczniej inaczej odbierali relację, która się między nimi utworzyła. Dla Cry’a Krism była kimś, komu miał pomagać i o kogo miał się troszczyć, nim nie znajdzie Pewdsa. Dla Krism Cry był tylko użytecznym narzędziem, by osiągnąć cel.
Bez słowa dogonił dziewczynę, której już prawie udało się dotrzeć do końca korytarza. Razem z nią stanął przed czerwonymi drzwiami, trochę obawiając się tego, co się stanie, gdy już je otworzą. Posłali sobie jedno szybkie spojrzenie, a następnie Krism zdecydowanie nacisnęła klamkę i popchnęła drzwi.
Znaleźli się w dość dużym pomieszczeniu o ciemnych, czerwonych ścianach. Zaraz gdy weszli, ich oczom ukazał się gigantyczny posąg wyglądający jak nieregularny, niebieski glut, ogrodzony barierką ze sznura. Tabliczka przed nim głosiła, że rzeźba nazwana jest „Uh”. Po drugiej stronie pokoju była jego niemalże identyczna kopia w kolorze czerwonym, nazwana „Ah”. Poza nimi było jeszcze pięć obrazów na ścianach, niektóre z nich w stylu tradycyjnym, inne bardziej nowoczesne. Cry ruszył do tych wiszących za Uh, pozwalając Krism sprawdzić prawą część pomieszczenia. Obraz „Bicie serca” był poziomą, zieloną kreską na czarnym tle, która falowała regularnie, jak na monitorze pulsu. Drugi z nich przedstawiał elegancko ubranego mężczyznę, tańczącego z laską. Za obrazami była tylko pusta ściana, więc mężczyzna przeszedł dalej, stając pod drugimi czerwonymi drzwiami, które znajdowały się na końcu pokoju. Szarpnął za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Westchnął więc ciężko pod nosem i już miał wołać Krism, żeby poinformować ją, że ma szukać klucza, gdy nagle usłyszał głośnie łupnięcie w ziemię i krzyk Krism. Natychmiast rzucił się w stronę dźwięku, zaalarmowany. Zanim zdążył skręcić do wnęki, w której ostatnio zniknęła dziewczyna, zobaczył ją biegnącą w panice w jego kierunku. Za nią, w dość szybkim tempie czołgała się wystająca z obrazu kobieta w czerwonej sukni, od pasa w górę poza ramą. Podpierała się na dłoniach, wbijając palce w ziemię i szurała obramowaniem, sycząc na swoją przyszłą ofiarę. Cry natychmiast wkroczył do działania, biegnąc przed siebie i rozważając drogę ucieczki. Rzucił się w kierunku drzwi, przez które tu weszli, ale tak jak się spodziewał, były zamknięte.
- Krism! Widziałaś gdzieś jakiś klucz? Bez niego nie wyjdziemy! – krzyknął, bo już nic innego mu nie zostało. Kobieta w czerwieni na szczęście nie jego obrała sobie za cel, więc miał szansę na dobiegnięcie do obrazu „Wzory”, który niestety też nie chował za sobą niczego przydatnego.
- Kiedy mnie zaatakowała, coś zza niej wyleciało! – odkrzyknęła Krism, kiedy znalazła się bliżej niego. Cry skinął szybko głową, po czym zostawił towarzyszkę w jej zabawie w berka, samemu ruszając po czerwony kluczyk leżący na ziemi pod pustą już teraz ścianą. Ręce mu się trzęsły, kiedy wkładał go do zamka, ale w końcu się udało. Otworzył drzwi na oścież, zawołał Krism i wszedł do środka, w napięciu czekając na przyjście swojej koleżanki. Kiedy tylko dziewczyna wparowała do pomieszczenia, Cry zatrzasnął drzwi i odsunął się gwałtownie, obawiając się, że dama z obrazu jakoś się przedrze. Stali sparaliżowani, ledwie oddychając i w napięciu słuchali głośnego walenia w drzwi. Odetchnęli z ulgą dopiero wtedy, gdy łupanie ucichło i nie powtórzyło się w przeciągu kolejnych pięciu minut. Uśmiechnęli się do siebie słabo, po czym przeszli do rozglądania się po nowym pokoju.
Była to mała biblioteczka z czterema rzędami regałów zastawionymi książkami z góry do dołu. Wyjścia były z niej dwa: to, przed które właśnie weszli do środka, oraz jeszcze jedno na drugim końcu pokoju. Tak jak większość drzwi w tej rozgrywce, wyjście to było zamknięte. Bez nawet jednego komentarza rozdzielili się, szukając kluczyka po półkach. Cry przeszedł do regału na lewo i zaczął przeglądać książkę za książką. Szukał czegoś rzucającego się w oczy i wcale nie musiał szukać długo: wśród kilkudziesięciu szarych grzbietów jeden z nich był zaskakująco kolorowy, chociaż też stosunkowo cienki. Gracz sięgnął po tom, otwierając go i przeglądając zawartość. Była to ilustrowana historyjka dla dzieci opowiadająca o dziewczynce, która na urodziny dostała od koleżanki ciasto z monetą w środku, zwane Gallette de Rois. Osoba, która wyciągnęła kawałek z monetą, miała mieć wielkie szczęście. Kawałek ten wylosowała Carrie, solenizantka, która wraz ze swoim ciastem połknęła jakiś twardy przedmiot. Następnie okazało się, że przez przypadek dziewczynka, która upiekła ciasto włożyła do środka klucz od biura ojca zamiast monety, więc stwierdziła, że musi ten klucz odzyskać. Rozpruwając brzuch Carrie, która połknęła go zamiast monety. Cry już chciał zamykać książkę, obrzydzony jej zakończeniem, gdy nagle zauważył, że na ostatniej stronie przylepiony był klucz, trochę zabrudzony kawałkami ciasta. Po chwili wahania odkleił go od kartki i zawołał do siebie Krism. Następnie razem podeszli do drzwi i otworzyli je, wychodząc na długi korytarz.
Korytarz rozdzielał się na dwie strony. Naprzeciw drzwi, przez które właśnie weszli, znajdowało się kilka obrazów i stolik, na którym stał wazon z wodą. Nie było tam jednak nic specjalnie ciekawego, więc Cry dał znać Krism skinieniem głowy, że powinni się rozdzielić, co dziewczyna od razu zrozumiała. Ruszyła w lewo, uważnie rozglądając się dookoła. Gdy tylko zniknęła za rogiem, mężczyzna poszedł w prawo, mentalnie przygotowując się na to, co mogłoby go spotkać. Na ścianach nie było obrazów, które mogłyby nagle zacząć się ruszać i go zaatakować, a korytarz był na tyle jasno oświetlony i szeroki, że zdążyłby zareagować, gdyby coś się w nim nagle pojawiło. Nie mógł się jednak pozbyć nieprzyjemnego ucisku w żołądku i uczucia, że ktoś go obserwuje. Słusznie, bo nie musiał przejść zbyt wiele, by na jego horyzoncie pojawiły się dwie sylwetki: jedna leżąca, druga zgięta w pół, pochylona nad nią. Cry zwolnił i przyległ do ściany, mając nadzieję, że jak najdłużej pozostanie niezauważony. Jego podenerwowanie rosło z każdym krokiem, gdy kolejne szczegóły postaci stawały się lepiej widoczne. Pochylona postać miała na sobie sukienkę i pierwszą myślą gracza była kobieta z obrazu, która jakimś cudem z niego wyszła. Chciał już zawracać, nie ryzykować kontaktu ze straszną, obcą istotą, ale coś go zatrzymało. Postać leżąca na ziemi wyglądała dziwnie znajomo. Cry zrobił jeszcze dwa, trzy kroki w ich stronę i kiedy już się upewnił, oderwał się od ściany i rzucił do przodu.
- Nie dotykaj go! – krzyknął, zaskakując kobietę w zielonej sukni. Natychmiast odskoczyła od leżącego nieprzytomnie Pewdsa, unosząc ręce do góry. Była dość młoda, z lekko falowanymi brązowymi włosami z pojedynczym fioletowym pasemkiem. Patrzyła się na niego nieufnie, tak jak on na nią, jednak nie próbowała się nawet poruszyć. Cry zignorował ją na chwilę, podbiegając do przyjaciela. Nie było z nim kontaktu, ale oddychał i miał wyraźnie wyczuwalny puls. Brunet uśmiechnął się z ulgą, wzdychając ciężko. Rzucił szybkie spojrzenie w stronę nieznajomej, sprawdzając, czy nie kombinowała czegoś za jego plecami, ale na szczęście stała nieruchomo tam, gdzie wcześniej.
- Co mu zrobiłaś? – warknął Cry, oglądając Pewdiego z każdej strony. Nie wydawało się, żeby krwawił, ale na pewno nie był całkowicie zdrowy. W jednej dłoni mocno trzymał niewielki złoty kluczyk.
- Nic, znalazłam go tutaj – odwarknęła kobieta, dalej mierząc go wzrokiem. – Ten klucz jest mi potrzebny, więc chciałam go zabrać i sobie grzecznie pójść. Nikomu krzywdy nie robię.
Cry nie uwierzył jej ani trochę, ale nie powiedział tego na głos. Zamiast tego zajął się próbą ocucenia Pewdsa, szturchając go mocno w ramię. Szwed ocknął się na krótką chwilę, ale był w stanie wydać z siebie tylko kilka niewyraźnych pomruków i jęków, po czym ponownie zemdlał. Cry rozejrzał się w panice, nie wiedząc co robić. Nagle usłyszał, jak ktoś woła jego imię. Odwrócił głowę w stronę, z której przyszedł i zobaczył Krism, biegnącą w jego stronę.
- Cry, znalazłam jakąś zwiędłą różę… - dziewczyna w końcu do niego dotarła. Mimo tego, że mówiła do niego, wcale się na niego nie patrzyła – zajęta była przyglądaniem się nieznajomej, w kierunku której rzuciła się chwilę później. – Michelle!
- Krism! Dzięki Bogu, że nic ci nie jest! – kobieta w zielonej sukni wydawała się ją bardzo dobrze znać, bo przytuliła ją mocno do siebie i pocałowała w policzek. – Tak się o ciebie martwiłam…
- Nic mi nie jest, Cry mi pomagał – odparła Kristen szybko, nie puszczając jej. – Szukałam cię cały czas, byłam przerażona…
- Minx…? – wymamrotał brunet, przerywając dziewczynom w szczęśliwym spotkaniu. Kobieta z fioletowym pasemkiem odwróciła twarz w jego stronę, uśmiechając się z wyższością. – TheRPGMinx, to ty?
- Widzę, że o mnie słyszałeś.
- Nie wiedziałem, że to ty – wytłumaczył się Cry. – Krism dużo o tobie mówiła. Jestem Cry, znany też jako Cryaotic.
- Oh, tak, też cię kojarzę – Minx przestała wyglądać tak nieufnie, nawet do niego podchodząc. – Rozumiem, że teraz już nie posądzasz mnie o zrobienie krzywdy twojemu koledze, hm?
- Krism! – mężczyzna natychmiast zwrócił się do drugiej dziewczyny, która wyglądała na dość zdezorientowaną. – Ta róża, którą znalazłaś… Jakiego jest koloru?
- Jest błękitna, czemu pytasz?
- Czy możesz się zawrócić i włożyć ją do wazonu? Bardzo cię proszę.
- Okay… - Kristen skinęła głową powoli, po czym spojrzała się na Minx, szukając pozwolenia na odejście. Kiedy je dostała, szybko pobiegła korytarzem, by wypełnić zadanie. Michelle odprowadziła ją wzrokiem, po czym uklękła przy Cry’u, uśmiechając się do niego sympatycznie.
- Dużo już przeszliście? – zapytała, wyraźnie próbując go do siebie przekonać. Gracz przyjrzał się jej dokładniej. Miała bladą cerę, wąskie usta i ciemne oczy. Nie wyglądała na groźną, chociaż spojrzenie, które mu wcześniej posłała skutecznie niszczyło to wrażenie. Cry wiedział, że trzeba być z nią ostrożnym i nie ufać jej od razu.
- Dosyć, raz utknęliśmy w psychiatryku, przenieśliśmy się do magicznej krainy i przez całą noc walczyliśmy z koszmarami. Spotkały mnie też takie przyjemne rzeczy, jak rozstrzelanie, pobicie przez dzieci i ugryzienie przez zombi. A wy, ile przeszłyście?
- Widzę, że dopisuje panu humorek – prychnęła Minx, unosząc brwi. – Nie miałyśmy tak ciekawych przygód, ale łatwo też nie było. To nasza szósta gra. A twoja?
Na to pytanie też miał ochotę odpowiedzieć sarkastyczną odzywką „Nie wiem, nie liczyłem, ale z racji bycia graczem myślę, że setna z kolei”; powstrzymał się jednak, nie chcąc wyjść na oschłego lub niemiłego. Spojrzał się na nieprzytomnego Pewdsa, mając nadzieję, że się obudzi.
- Dziewiąta – odparł po chwili ciszy, podnosząc wzrok na dziewczynę. – Bardzo niewiele nam zostało i mam nadzieję, że jeszcze trochę pociągniemy, bo zginąć teraz byłoby naprawdę-
Urwał w pół zdania, zauważając ruch po swojej lewej. Natychmiast odwrócił się do swojego chłopaka, powoli przewracając go na plecy mimo jego słabych jęków protestu. Blondyn nabrał kilka głębokich oddechów i w końcu otworzył oczy, mrużąc je przed nadmiarem światła. Spróbował się podnieść, ale był jeszcze trochę słaby; Cry podparł go ramieniem i pomógł mu usiąść przy ścianie.
- Hej, wszystko w porządku? – powiedział cicho, ujmując jego twarz w dłoniach. Pewds skinął słabo głową, uśmiechając się promiennie.
- Martwiłem się, dobrze cię widzieć – wychrypiał, po czym pocałował go krótko. – Nic ci nie jest?
- Jesteś skończonym debilem – odparł Cry, jednak zaśmiał się cicho pod nosem. – To ty tutaj leżałeś nieprzytomny, nie masz prawa się o mnie martwić.
- Pozwól, że ja o tym zadecyduję – dopiero wtedy Pewdie rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł stojącą parę metrów od nich kobietę. Poruszył się niespokojnie, zwracając tym uwagę Cry’a. – Kto to?
- TheRPGMinx, też jest graczem – odparł Amerykanin pośpiesznie. – Przyszła tu razem ze swoją dziewczyną, Krism, która pomagała mi w grze i dzięki której cię znalazłem. Powinna tu za chwilę… O, o wilku mowa.
Kristen wpadła do korytarza, trzymając w dłoni błękitną różę, tym razem całkiem rozwiniętą i nową. Zatrzymała się nagle, patrząc się z zaskoczeniem na przytomnego już Pewdsa, po czym posyłając pytające spojrzenie Minx.
- Te róże działają jak nasze życia w grze, jeśli nie będą zwiędłe, to przeżyjemy – wyjaśnił Cry, pewien, że to jest powodem zdziwienia dziewczyny. Krism jednak nie przestawała wyglądać jakby zobaczyła kosmitę i Cry zaczynał się coraz bardziej niepokoić.
- To… to jest twój chłopak? – wydukała w końcu, wskazując na równie zdezorientowanego Pewdsa. Kiedy Cry skinął głową w odpowiedzi, jej oczy nagle stały się dwa razy większe. – Twój chłopak to pierdolony Pewdiepie?
Pewdie wydawał się jeszcze bardziej zagubiony, słysząc takie określenie pod swoim adresem, wypowiedziane słodkim głosem Kristen. Cry’a też to trochę zaskoczyło, ale nie skomentował tego, skupiając się na wyjaśnieniu.
- To nowa rzecz, naprawdę. Jesteśmy przyjaciółmi od kilku dobrych lat, ale ostatnio trochę nam się związek pokomplikował i jakoś tak wyszło…
- Nie wierzę – wymamrotała dziewczyna, kręcąc głową. – Umawiasz się z pieprzoną gwiazdą YouTuba i nawet nie raczysz wspomnieć o tym jednym, kurwa, słowem!
- Wybacz, nie sądziłem, że to ma jakieś znaczenie – brunet nie wiedział, czy powinien być rozbawiony zachowaniem dziewczyny, czy raczej nim przerażony. Spojrzał na Minx, która tylko westchnęła i podeszła do swojej narzeczonej, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Kotku, też jestem w szoku, ale może ogranicz trochę przeklinanie przy nowych znajomych?
- Dlaczego, kurwa, miałabym przestać? – odpyskowała i do Cry’a dotarło, że takie zachowanie jest u niej prawdopodobnie normą, której z jakiegoś powodu postanowiła nie ukazywać przy pierwszym spotkaniu. Uśmiechnął się tylko pod nosem, podnosząc się z kolan i pomagając Felixowi wstać. Blondyn zachwiał się, ale nie upadł, przytrzymując się ściany. Spojrzał na Krism, która perfekcyjnie łączyła na swojej twarzy wyraz zaskoczenia z irytacją i pomachał do niej nieśmiało. Dziewczyna przewróciła oczami i zwróciła się do swojej narzeczonej. – No ja pierdolę. Michelle, chodźmy stąd. Nie chcę teraz z nimi rozmawiać
Minx zgodziła się, ale gdy Krism ruszyła przed siebie wcale za nią nie podążyła. Zamiast tego odwróciła się do mężczyzn i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Idziecie z nami? Co cztery głowy to nie dwie, a wszyscy mamy ten sam cel.
- Jasne, przyda się wszelka pomoc – odparł Pewdie od razu, już idąc w kierunku Minx. Cry nie odezwał się, rozważając jeszcze propozycję. W grupie siła, to prawda, ale gdy ostatnio komuś zaufali, okazało się, że wcale nie było warto. Krism jak na razie była cudowna i przemiła, może poza jednym wybuchem wściekłości, ale do Minx nie miał jeszcze zaufania. Może to przez pierwsze wrażenie jakie na nim zrobiła – czyli kogoś, kto chciał skrzywdzić mu chłopaka. Może przez wyniosłe spojrzenia i uśmieszki. Może przez to, że nosiła na sobie strój, który normalnie w grze noszony był przez główną antagonistkę, Mary. Cokolwiek to było, Cry czuł się trochę nieswojo z myślą, że będzie musiał z nią współpracować. Postanowił jednak nie uprzedzać się jeszcze do nieznajomej i dać jej szansę, aż nie odkryje, jaka tak naprawdę jest. Nie mówiąc więc nawet słowa, spokojnie podążył za obrażoną Krism i żywo rozmawiającymi Pewdsem i Minx, ciesząc się, że przynajmniej na razie wszystko się układa po ich myśli.
***

Po przejściu kilku korytarzy, gracze dotarli do niewielkiego pomieszczenia, w którym znajdowały się dwie rzeźby dłoni, a za nimi powieszone były obrazy – z lewej strony panny młodej, a z prawej pana młodego. Palce dłoni drgały niespokojnie, a przedstawiona na płótnach para młoda płakała. Podpisy pod obrazami głosiły, że jest to „Lamentująca panna młoda” oraz „Lamentujący pan młody”. Mimo tego, że gracze dokładnie przejrzeli pokój, nie znaleźli tam nic specjalnie ciekawego, więc po prostu przeszli dalej wąskim korytarzykiem, docierając do znacznie większego pomieszczenia. Znajdowały się tam dwa mniejsze pokoje, otoczone korytarzami wypełnionymi różnymi obrazami Guerteny. Gracze przystanęli, ogarniając wzrokiem nowe miejsce.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy i w parach sprawdzimy to miejsce – odezwała się Minx, podpierając się rękami o biodra i patrząc się na resztę towarzystwa. – Pójdzie szybciej, a chyba damy radę się nie zgubić w dwójkę?
- Spokojnie – prychnął Pewds. – Jesteśmy już duzi, prawda C-
- Ja chcę iść z Minx! – zawołał Cry szybko.
- Biorę ze sobą Pewdiego! – powiedziała Krism w tym samym czasie, po czym wymieniła z Cry’em zdziwione spojrzenia. Ich drugie połówki wyglądały na równie zdezorientowane.
- Myślałem, że „w parach” oznaczało, że pójdziemy w stałym ustawieniu – odezwał się Pewds niepewnie. – Chyba, że zmieniasz towarzysza gry…
- To nie tak! – zaprzeczył Cry, zaskoczony, że blondynowi w ogóle przyszedł taki pomysł do głowy. – Po prostu chciałbym się lepiej poznać z Minx, bo już miałem okazję się zapoznać z Krism. Jasne?
- Tak, to ma sens – odparła Michelle, mierząc go wzrokiem. Potem przeniosła spojrzenie na swoją narzeczoną, która wzruszyła ramionami.
- Jest znanym youtuberem, chcę się z nim zakumplować, żeby potem na tym dobrze wyjść.
- Okay, wszystko jasne – mruknęła Minx i skinęła na Cry’a. – Pójdziemy do pokoju na lewo, w porządku? Krism i Pewds mogą wziąć ten na prawo.
- Pasuje nam – potwierdził Pewdie i już miał iść, gdy Michelle zawołała jego imię.
- Pilnuj jej i módl się, żeby nic jej się nie stało – ostrzegła go. Pewds skinął głową.
- To samo tyczy się ciebie.
- Stoję obok, przypominam – odezwał się Cry, przewracając oczami. – Damy sobie radę, nic nikomu nie będzie, chodźmy już, nie chcę tu być dłużej niż potrzeba.
Minx odwróciła się i poszła przodem, a Amerykanin podążył za nią i po chwili zniknęli za drzwiami. Pewdie spojrzał na Kristen i uśmiechnął się do niej. Krism odpowiedziała uprzejmym skinięciem głowy. Razem przeszli do drugiego pokoju.
Pomieszczenie, do którego trafili było ze wszystkich stron pozastawiane stołkami i sztalugami. Na każdej z nich stało płótno z niewielkim rysunkiem jakiejś buteleczki, która stała na środku pokoju, służąc jako wzór. Pewds od razu zrozumiał, że buteleczka będzie im do czegoś potrzebna, więc skinął na Krism i zaczęli przesuwać taborety, żeby dotrzeć do celu.
- Cry wspominał, że jesteście ze sobą od niedawna – zagadnęła dziewczyna. Pewdie zaśmiał się krótko pod nosem. – Jak się w ogóle zeszliście?
- Skomplikowana sprawa – przyznał Szwed. – Okazało się, że jak siedzę z nim dłużej niż tydzień, sam na sam i w niebezpiecznych warunkach, to dopiero wtedy doceniam, jak niesamowitym jest człowiekiem i przyjacielem. Tak jakoś wyszło, zakochałem się, wyznaliśmy sobie uczucia i jesteśmy razem. Koniec historii.
- Łał. Myślałam, że od niedawna znaczy… przynajmniej od kilku miesięcy.
- Nie, tak właściwie to dopiero od kilku dni. Sami nie jesteśmy jeszcze pewni, jak się z tym czujemy – Pewds przesunął ostatni stołek, docierając w końcu do buteleczki. Etykieta na niej twierdziła, że jej zawartością są krople łagodzące ból oczu. Pewdie nie zakwestionował tego, tylko po prostu schował naczynie do kieszeni płaszcza i machnął ręką w stronę Krism, żeby poszła za nim z powrotem do drzwi. – Ale tak długo, jak nam dobrze, to nie mamy zamiaru się tym przejmować. Kocham go i on kocha mnie. W sumie nie potrzebujemy nic więcej.
Kristen spojrzała na niego z podziwem, ale tego nie zauważył. Przez głowę przeszła jej myśl, że jeszcze nigdy nie widziała tak beztroskiego podejścia do związku, tym bardziej w tak ciężkiej sytuacji. Z drugiej strony, nietypowe okoliczności pewnie tylko im pomogły odkryć, jakimi ludźmi są naprawdę.
Opuścili pokój i postanowili przejść się po korytarzach, by znaleźć dla nich jakieś zastosowanie. Czasami zatrzymywali się, żeby przyjrzeć się jakimś obrazom, przedstawiającym głównie pejzaże.
- A jak jest z tobą i Minx? – po chwili niezręcznej ciszy, Pewds postanowił ją przerwać. Krism wydawała się zdziwiona nagłym pytaniem, ale uśmiechnęła się niepewnie. – Jesteście razem, dobrze mi się wydaje?
- Zaręczone – odparła z dumą, jeszcze raz chwaląc się swoim pierścionkiem. Pewds zagwizdał z podziwem, po czym poklepał ją delikatnie po ramieniu.
- Moje gratulacje, Minx wygląda na świetną partnerkę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – potwierdziła Kristen, wzdychając cicho. – Obie jesteśmy zupełnie porąbane i fajnie było znaleźć kogoś, przy kim mogę być sobą. Naprawdę ją kocham.
- To cudownie – przyznał Felix, spuszczając wzrok na ziemię. – Jeśli uda nam się to przejść, być może będę miał wystarczająco dużo szczęścia, by też móc się oświadczyć… Uważaj!
Krism odskoczyła natychmiast, zaalarmowana. Spojrzała pod nogi i zauważyła, że przed nią znajduje się wrośnięta w ziemię gałka oczna, mrugająca nerwowo. Dziewczyna skrzywiła się z obrzydzeniem, nachylając się nad okiem.
- Co to, do kurwy nędzy, jest – mruknęła, trącając je butem. Powieki zamknęły się szybko i dookoła gałki utworzyła się mała kałuża z łez. Dziewczyna obeszła dziwny obiekt i odkryła, że przed nią znajduje się cały korytarz wypełniony mrugającymi oczami. – Fuj.
- Fuj – powtórzył Pewds za nią, po czym ruszył ostrożnie korytarzem, starając się nie wdepnąć w żadną z gałek. Uważnie przyglądał się oczom z ciekawością i jednocześnie zdegustowaniem, szukając jakichś wskazówek odnośnie dalszego działania. Nie musiał zbyt długo się rozglądać, by zauważyć, że jedna z gałek była zaczerwieniona i mrugała odrobinę szybciej niż reszta. Pewdie przypomniał sobie o buteleczce kropli, którą trzymał w kieszeni; skinął głową do Krism, upewniając się, że zgadza się na ich użycie, po czym uklęknął i zakropił chore oko kilkoma kroplami przeźroczystej cieczy. Nie musieli długo czekać na efekty: oko w jednej chwili wyzdrowiało, po czym pomknęło wzdłuż korytarza. Pewdie nawet nie zdążył podnieść się z kolan, ale na szczęście Kristen wykazała się dobrym refleksem, bo od razu rzuciła się w pogoń za uciekającą gałką. Podążyła za nią aż do samego końca wąskiego przejścia, starając się jednocześnie nie nadepnąć reszty porozrzucanych wokół oczu, po czym zatrzymała się i skinęła ręką na Pewdsa, który nieudolnie próbował jej dotrzymać kroku.
- Spojrzała się na ścianę – powiedziała Krism, wskazując na przymknięte powieki ozdrowiałej przed chwilą gałki. Rzeczywiście, mur wydawał się być ciemniejszy w tym miejscu. Krism delikatnie pchnęła ścianę, która z łatwością ustąpiła i pozwoliła im wejść do zaciemnionego pomieszczenia.
Był to dość długi pokój, a przynajmniej tak wydawało się parze graczy, kiedy przemierzali go po omacku, starając się nie wpaść na nic w kompletnych ciemnościach. Trzymali się jednocześnie za ramię, próbując się nawzajem nie zgubić; trochę w trosce o tą osobę, trochę w obawie, że już mogą stamtąd nie wyjść. Kiedy więc Pewds krzyknął, uderzając stopą o coś twardego, pierwszym odruchem Krism było gwałtowne pociągnięcie go w tył w próbie ratowania przed tym, co go zaatakowało.
- Co to było? – pisnęła, na skraju paniki.
- W coś uderzyłem, to chyba nic takiego – Pewds zaczął się schylać, żeby odnaleźć sprawcę bólu w jego lewej stopie, na co Krism szarpnęła go mocno w tył.
- Czy jesteś pewien, że to ci nie odgryzie ręki?
- Pewien nie jestem, ale po coś tu przecież przyszliśmy, a jak do tej pory to jedyna rzecz, którą znaleźliśmy – odparł Pewdie beztrosko i ponownie schylił się, a wraz z nim Kristen, by odnaleźć w ciemności tajemniczy przedmiot. Nie zajęło im wiele czasu by w końcu wymacać twardą, prawdopodobnie szklaną kulkę wielkości piłki do tenisa.
- Co to jest i czy nie wybuchnie? – zapytała Krism, kiedy już się wyprostowali i zaczęli się kierować w stronę, z której przyszli.
- Szklana kulka, ale jeszcze nie wiem do czego nam potrzebna – Pewdie wzruszył ramionami. – Jak się wydostaniemy na korytarz, to się nad tym zastanowimy.

***

 Cry szedł z przodu i chociaż Minx bez problemu mogłaby mu dotrzymać kroku, nie przeszkadzało jej podążanie za graczem. Wiedziała, że nie pokazała się z najlepszej strony, chociaż kto mógł ją winić? Bez klucza nie ruszyłaby dalej, a tak się przypadkiem zdarzyło, że trzymał go w dłoni nieprzytomny Pewds. Nie chciała mu broń Boże zrobić krzywdy, ale nie dziwiła się Cry’owi, że zareagował tak ostro. Gdyby ona zobaczyła nieprzytomną Krism i kogoś nieznajomego, który próbuje jej coś zrobić, też pewnie zaczęłaby krzyczeć albo nawet atakować. Skoro jednak okazało się, że wszyscy są w tej samej sytuacji, to bardzo jej zależało, żeby udowodnić mu, że wcale nie jest złą osobą. Szczególnie, że sam poprosił o jej towarzystwo w rozwiązywaniu tej zagadki, co albo świadczyło o tym, że chce ją lepiej poznać i pozbyć się uprzedzeń, albo o tym, że zamierza ją zadźgać, kiedy będą już w miejscu odosobnionym. Miała nadzieję, że to jednak ta pierwsza opcja.
Kiedy weszli już do wybranego przez siebie pomieszczenia, okazało się jasnym, że gdyby Cry chciał ją zabić, nie miałby z tym większego problemu: w pokoju o dość niskim sklepieniu znajdował się labirynt. Na ścianie zaraz z brzegu widniała tabliczka z napisem: „Uwaga, niebezpieczeństwo”. Minx spojrzała niespokojnie na Cry’a.
- Rozdzielamy się? – spytała. Były dwa przejścia po prawej i dwa przejścia po lewej, ale wszystkie wyglądały identycznie, więc nie miała pojęcia, którą drogę wybrać. Cry pokręcił głową.
- Zły pomysł, nie tylko zgubimy się w labiryncie, ale zgubimy się też nawzajem – odparł, podchodząc do każdego z przejść i próbując dojrzeć dalszy ciąg. – Nie wiemy jak duże jest to cholerstwo; możemy tu spędzić pięć minut albo pięć godzin. Jak pójdziemy razem to znalezienie tego, co mamy znaleźć zabierze nam więcej czasu, ale przynajmniej nie zgubimy siebie. Krism nie będzie bardzo zadowolona jak jej powiem, że pozwoliłem ci iść samej po labiryncie, który na wejściu nas ostrzegł przed niebezpieczeństwem.
- Racja – przytaknęła Michelle, wzdychając. – Też nie chcę podpaść najbardziej subskrybowanemu youtuberowi.
- Miło, że się o mnie troszczysz – odparł Cry ironicznie, stając znów przy wejściu do pomieszczenia. – Którędy idziemy?
- W prawo? – zasugerowała niepewnie Minx, wskazując koniec korytarza. Cry wzruszył ramionami i, z Minx u jego boku, ruszył w kierunku wskazanym przez dziewczynę.
Korytarze labiryntu, nie dość, że niskie, były także dość ciasne – nie na tyle, żeby iść bokiem, ale na tyle, że gracze ocierali się o ściany ramionami. Długi korytarz po prawej, który wybrali, był bardzo długi i miał liczne rozgałęzienia, ale trzymali się cały czas jednego przejścia, by mieć możliwość łatwego powrotu do wyjścia. W końcu dotarli do końca korytarza, gdzie znaleźli kolejne przejście, które poprowadziło ich do stojącego na sztaludze płótna, na którym widniał napis namalowany czarną farbą: „Idź na południe od czerwonej farby”. Minx posłała towarzyszowi skonfundowane spojrzenie, ale Cry też nie miał pojęcia, o co mogło chodzić. Nerwowo podrapał się po szyi i rozejrzał się po najbliższym otoczeniu.
- Chyba będziemy musieli się trochę pogubić – westchnęła Michelle zrezygnowana, po czym przeszła przez kolejne przejście. – Trzymajmy się prawej strony, to prędzej czy później stąd wyjdziemy.
Cry skinął głową i ruszył za dziewczyną. Ledwie przeszedł kilka kroków, gdy nagle Minx zatrzymała się, popchnęła go do tyłu i zanim brunet zdążył zaprotestować albo na nią nakrzyczeć, Michelle wskoczyła do najbliższego odchodzącego w bok korytarza, ciągnąc go mocno za sobą.
- Co ty robisz, do cholery? – warknął na nią, masując ramię, które chwyciła nieco za mocno. – Nie mieliśmy się trzymać prawej strony?
- Widziałam tam manekina bez głowy. Ruszał się – odparła Minx, równie podenerwowana. Rozglądała się chaotycznie, próbując znaleźć bezpieczne przejście. – Nie wiem co to, ale podejrzewam, że to przed tym ostrzegała nas tabliczka przy wejściu.
- Krism mi o tym mówiła – odszepnął, czujnie rozglądając się po otoczeniu. – Uciekała przed jednym, gdy na siebie wpadliśmy. Zdecydowanie nie miał dobrych zamiarów.
- Okay, uważajmy i trzymajmy się blisko – zadecydowała Minx, łapiąc go za rękaw koszuli.
Cry skinął głową w odpowiedzi, po czym, plecami do pleców, powoli ruszyli wzdłuż jednego z wielu korytarzy. Chociaż początkowo nie darzył swojej nowej towarzyszki specjalnie zaufaniem, teraz był od niej zależny i musiał wierzyć w to, że uratuje mu życie w sytuacji zagrożenia. Sam także rozglądał się za wspomnianą przez płótno czerwoną farbą, by jak najszybciej załatwić powierzone im zadanie i opuścić labirynt pełen agresywnie nastawionych posągów. Było to jednak utrudnione, gdy nie był w stanie dojrzeć drzwi, przez które tu weszli, a o zorientowaniu się w terenie nie było mowy, gdy co chwilę musieli zmieniać korytarze i chować się na widok najmniejszego ruchu, nawet, gdy był on tylko złudzeniem. Cry zaczynał coraz bardziej niepokoić się i Minx chyba podzielała jego uczucia; szczególnie, gdy dotarli do wąskiego przejścia, w którym znaleźli niewielką tabliczkę.
- Uważaj, by nie zagrodziły ci drogi – przeczytała dziewczyna na głos, czując nieprzyjemny dreszcz. Bez słowa, jednym skinięciem głowy dała znak Cry’owi, że powinni jak najszybciej stamtąd wyjść. Gracz zgodził się, ale nie zdołali przejść dwóch kroków w lewo, a na ich drodze stanął jeden z manekinów. Ruszyli więc szybko w przeciwnym kierunku, jednak z tej strony także zbliżała się do nich rzeźba bez głowy. Cry myślał gorączkowo, jak wydostać się z tej sytuacji. Korytarz był zbyt wąski i z sufitem tak nisko, że musieli się schylać, co eliminowało możliwość przejścia nad lub obok niebezpieczeństwa. Nie mieli żadnych przedmiotów poza różami, których mogliby użyć do odwrócenia ich uwagi. Byli osaczeni. Brunet czuł, jak pot wypływa mu na czoło, a mięśnie napięte są w stanie gotowości do ucieczki lub walki. Chciał coś powiedzieć, zapewnić Minx, że z tego wyjdą albo rzucić nieśmiesznym tekstem na pocieszenie. Zanim jednak zdążył coś wymyślić, Michelle spojrzała się na niego wzrokiem pełnym determinacji i, nie uprzedzając go wcześniej o swoich zamiarach, kopnęła manekina przed nią prosto w miejsce, które u żywego człowieka nazywałoby się brzuchem. Nawet jeśli uderzenie to nie sprawiło potworowi żadnego bólu, siła kopnięcia wystarczyła, by odrzucić go pod ścianę i dać graczom cenne kilka sekund na ucieczkę. Minx znowu chwyciła Cry’a za ramię mocniej niż powinna, ale tym razem nawet na myśl mu nie przyszło, by oponować. Dał się pociągnąć w głąb labiryntu, z dala od zagrożenia. Nie udało im się znaleźć wyjścia, ale przynajmniej na chwilę opanowali sytuację.
- Jesteś niesamowita – powiedział Cry, gdy w końcu się zatrzymali. – Myślałem, że stamtąd nie wyjdziemy.
- Jestem zwolennikiem opinii, że jak się nie da głową, to trzeba użyć siły – wzruszyła ramionami. – Nie mieliśmy nic do stracenia; albo mój kopniak by zadziałał albo nie miałby żadnego działania i skończyłby się oderwaniem mojej nogi. W wersji pierwszej możemy przeżyć, w wersji drugiej zginiemy tak czy siak. Proste kalkulacje.
- Chyba macie zamiłowanie do kalkulowania – mruknął Cry pod nosem, a gdy Minx spojrzała na niego pytająco, machnął ręką. – Nie ważne. W każdym razie, dziękuję za ratunek. Gdyby nie ty, pewnie skończyłbym bez jakiejś kończyny. Może nawet martwy.
- Nie ma za co – uśmiechnęła się dumnie. – Może teraz przestaniesz mnie traktować jak wroga.
- Przepraszam. Teraz już na pewno mogę ci zaufać.
- Nie gniewam się. No, skoro już skończyliśmy z wyznaniami uczuć, to chodźmy znaleźć tą cholerną farbę.
***
Po wyjściu na korytarz, Pewds i Krism znaleźli na jednej ze ścian obraz białego węża, który zamiast oka miał wgłębienie. Gracze spojrzeli po sobie, a następnie Pewdie przyjrzał się znalezionej przez nich czerwonej kuli i porównał jej średnicę z otworem w obrazie.
- Czuję się jakbym bawił się tymi zabawkami dla dzieci – mruknął, próbując wcisnąć kulkę we wgłębienie. Kristen spojrzała na niego z uniesionymi brwiami, nie do końca rozumiejąc, co próbował jej przekazać. – Wiesz, te takie domki, do których wrzucało się klocki dopasowując je do kształtu? Właśnie tak się czuję.
Przekręcił kulkę w prawo i w końcu udało mu się ją wsadzić na miejsce. Przez chwilę nic się nie działo, ale gdy Pewds sięgnął w kierunku obrazu by odzyskać czerwoną gałkę i poszukać innego przeznaczenia dla niej, coś koło nich łupnęło głośno, sprawiając, że oboje podskoczyli ze strachu i przytulili się do siebie. Wiszący obok węża obraz krajobrazu spadł ze ściany, odkrywając przed graczami czarny napis: „Za wielkim drzewem…”
- Widziałeś tu gdzieś jakieś drzewo? – spytała Krism, automatycznie rozglądając się po otoczeniu. Pewdie wzruszył ramionami.
- Są dwie opcje: albo znajduje się w pomieszczeniu, do którego poszli Cry z Michelle albo jest w kolejnym tajemniczym przejściu – westchnął ciężko. – W ogóle co z nimi jest? Dosyć długo tam siedzą, zaczynam się martwić…
- Może zagadka, którą muszą rozwiązać jest wyjątkowo trudna? – zasugerowała dziewczyna, ale ze zwątpieniem w głosie. To był powód do zmartwienia; nie słyszeli żadnych dźwięków dobiegających z pomieszczenia na lewo, więc nie byli w stanie stwierdzić, czy wszystko było w porządku. Rozmasowała ramiona, czując, jak spina się ze stresu. Nie mogła stracić Michelle teraz, kiedy to dopiero ją odzyskała. Nie przeżyłaby przecież, gdyby się jej coś stało i nie mogłaby temu zaradzić…
Potok czarnych myśli przerwało kliknięcie zamka, które poniosło się echem po korytarzach. Gracze od razu odwrócili się w kierunku dźwięku, zaalarmowani.
- Może to Minx i Cry? – zasugerował Pewds z nadzieją. Krism nie odpowiedziała, tylko ruszyła szybkim krokiem w stronę pomieszczenia, do którego uprzednio weszła jej narzeczona. Nie zdążyła nawet sięgnąć klamki, by wejść do środka, gdy drzwi otworzyły się przed nią gwałtownie i wpadł na nią jakiś mężczyzna. Kristen upadła na plecy i spojrzała wilkiem na stojącego przed nią Cry’a. Mężczyzna uśmiechnął się do niej i pomógł jej wstać.
- Chyba przejąłem od ciebie hobby – zażartował. Oddychał ciężko; widać było, że biegł. Gdy Krism spojrzała na stojącą za nim Minx, jasnym było, że przed czymś uciekali.
- Nic wam nie jest? – spytała, chociaż pytanie kierowała głównie do łapiącej oddech dziewczyny w zielonej sukience. Michelle uśmiechnęła się słabo, kiwając głową, że jest cała i zdrowa. – Co się stało?
- Labirynt pełen posągów bez głów – odparł Cry, dając się jednocześnie obejrzeć z każdej strony zmartwionemu Pewdsowi. – Bez Minx bym sobie nie poradził, uratowała mi tyłek.
- Nie ma za co – odparła dziewczyna, unosząc kciuk w górę. – Nacisnęliśmy jakiś przycisk i coś kliknęło, nie wiecie może, co zrobiliśmy?
- Myśleliśmy, że coś kliknęło przy tych drzwiach – Pewdie wzruszył ramionami, rozglądając się. Jego wzrok zatrzymał się na ścianie po drugiej stronie korytarza. Mężczyzna zmarszczył brwi i ruszył powoli w tamtym kierunku. – Czy tu były wcześniej drzwi?
Cała czwórka od razu zainteresowała się wskazanym przez Szweda miejscem. Rzeczywiście, w miejscu, gdzie poprzednio była tylko solidna ściana z samotnie ozdabiającym ją obrazkiem znajdowały się teraz szare drzwi. Nie debatując wcale nad bezpieczeństwem wchodzenia do magicznie pojawiającego się pokoju, grupa ruszyła do środka. Pomieszczenie było oświetlone rzędem jarzeniówek, świecących na tyle mocno, że gracze mogli dostrzec znajdujące się w środku cztery rzeźby. Pierwszą z nich był wielki szklany kielich wypełniony czerwonym materiałem, do którego niestety Cry nie mógł wejść z powodu pełnego dezaprobaty spojrzenia swojego chłopaka. Następną było popiersie mężczyzny i dziwnie wykrzywioną twarzą. Minx na chwilę zatrzymała się przed nim, czytając opis dzieła, gdy nagle jarzeniówki zamigotały i zgasły, pozostawiając pokój w ciemnościach. Dziewczyna szybko odsunęła się od popiersia, szukając w ciemnościach swoich towarzyszy, ale po chwili światło wróciło, oślepiając wszystkich. Po tym wydarzeniu zaczęło nieregularnie mrugać.
- Zaczynam się bać – wyznała Krism, łapiąc Michelle za ramię. Pewds także chwycił Cry’a za dłoń, by nie zgubić go w przypadku ponownego zgaśnięcia lamp. Trzymając się znacznie bliżej siebie, podeszli do trzeciej rzeźby: kolorowego szkieletu, ułożonego trochę krzywo i nie tak, jak anatomicznie powinien wyglądać. Szybko jednak przeszli obok tej rzeźby, już wystarczająco niespokojni przez migające światło jarzeniówek i dotarli w końcu do ostatniego dzieła, czyli wyrzeźbionego drzewa przypominającego trochę humanoidalną istotę.
- Duże drzewo! – wykrzyknęli Pewds z Krism, po czym rzucili się w stronę rzeźby, obchodząc ją dookoła i szukając pomiędzy sztucznie stworzonymi gałęziami ku zdziwieniu swoich partnerów. Cry spojrzał na Minx szukając odpowiedzi, ale ona tylko wzruszyła ramionami i razem z nim przyglądała się działaniom pozostałej dwójki.
- Znalazłam! – Kristen wygrzebała niewielki przedmiot spomiędzy gałązek i położyła go na wyciągniętej dłoni, by reszta też mogła go zobaczyć. Była to srebrna obrączka. Minx uśmiechnęła się i szturchnęła swoją narzeczoną w ramię.
- Tak szybko po zaręczynach? Miałam nadzieję, że chociaż znajdę sobie białą suknię na tę okazję…
Krism przewróciła oczami, ale chwilę później stanęła tuż przy Michelle i pocałowała ją mocno, na co dziewczyna od razu odpowiedziała. Cry odwrócił wzrok zażenowany, obserwując z zainteresowaniem ścianę, natomiast Pewds nie był na tyle subtelny, żeby udawać, że nie ma go w pomieszczeniu.
- Drogie panie, przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się głośno, zwracając tym uwagę całującej się pary. – Ale chciałbym ruszyć dalej i szybko skończyć tą grę, jeśli nie macie nic przeciwko.
Udało mu się w porę odsunąć przed szturchnięciem przez Minx, ale zaczepnego uderzenia z pięści w ramię od Krism już nie zdołał uniknąć. Mruknął coś o tym, że nie musi się wyżywać, ale obie kobiety ruszyły w stronę wyjścia, zatrzymując się tylko na chwilę przy Cry’u.
- Romantyk z tego twojego faceta – stwierdziła Kristen sarkastycznie, po czym obie wyszły, zostawiając ich samych. Cry nie mógł powstrzymać śmiechu, kiedy zobaczył urażoną minę Pewdiego.
- No już, wiem, że śpieszy ci się do safe pointu, ale daj im się sobą nacieszyć – powiedział, szturchając go w to samo ramię, w które uprzednio uderzyła Krism. Pewds zrobił jeszcze bardziej obrażoną minę i chwycił się za ramię, powodując u Amerykanina kolejną salwę śmiechu. – Proszę cię, nie gniewaj się na mnie i chodź już.
Cry nachylił się na krótki pocałunek, który natychmiast wygładził czoło Pewdiego i znów przywołał uśmiech na jego twarz. Posłusznie ruszył za Cry’em i razem wyszli z pokoju, dołączając do Krism i Minx.
Po znalezieniu pierścionka była tylko jedna droga – z powrotem do dłoni panny młodej i pana młodego. Minx, trzymająca obrączkę w palcach, rozejrzała się po obojgu narzeczonych i w końcu podjęła decyzję, by umieścić pierścień na serdecznym palcu panny. Okazało się to dobrym wyborem, gdyż portrety pary młodej zmieniły się z rozpaczających w uśmiechnięte, a kobieta z obrazu wyrzuciła swój bukiet w górę, który to chwilę później zmaterializował się i spadł z sufitu wprost w dłonie zaskoczonej Michelle.
- Chyba będzie ślub – stwierdziła z uśmiechem, po czym przyjrzała się bukietowi. – No dobra, co teraz?
- Czy ktoś z was znalazł coś, do czego mógłby się przydać? – spytał Cry, a gdy otrzymał odpowiedź negatywną, westchnął. – Dobra, to wracamy do tamtych korytarzy i szukamy czegoś, co pozwoli nam ruszyć dalej.
Poszukiwania nie zajęły im zbyt długo – zaczęli od sprawdzania obrazów, z nadzieją, że za którymś z nich znajdzie się odpowiedź na to, co zrobić z bukietem albo jaki krok podjąć w następnej kolejności. Gdy to zdawało się nie przynosić żadnych skutków, Pewds z czystej desperacji postanowił sprawdzić niewielki korytarzyk za pomieszczeniem, w którym wcześniej byli z Krism. Na końcu przejścia wisiał jeszcze jeden obraz: namalowany błękitną farbą na czarnym tle przedstawiał uśmiechniętą szalenie twarz, która zdawała się wykrzywiać w różnych minach. Pewdie zawołał resztę grupy, trochę przerażony poruszającym się obrazkiem.
- Co to jest? – mruknęła Minx, podchodząc niepewnie do ruszającej się twarzy. Uśmiech wydawał się poszerzać im bliżej niego była.
- Hehehe – z wnętrza obrazu wydobył się skrzekliwy głos, na dźwięk którego natychmiast odskoczyła. – Kwiaty są ładne… Nie chcesz mi dać tego twojego kwiatka? Wtedy przepuszczę cię dalej… Dasz mi swój kwiatek? Ładnie proszę…
Michelle spojrzała na resztę grupy, upewniając się, że wszyscy zdecydowani byli spróbować tej opcji. Wyciągnęła bukiet kwiatów przed siebie, modląc się, by dziwny obraz nie ugryzł jej ręki i przymknęła oczy, przestraszona.
- Hehehe, dziękuję – wymamrotał obraz. – Ładnie pachną, hehe. No, to jemy!
Minx usłyszała odgłos szelestu liści i płatków oraz zgrzytanie zębów. Gdy tylko bukiet zupełnie zniknął z jej rąk, przyciągnęła je do siebie i dla pewności zrobiła krok w tył. Gdy otworzyła oczy, twarz przed nią zmieniła się w drzwi z klamką.
- Tak jak obiecałem, możesz przejść. Do zobaczenia! Hehehe…
- Myślicie, że to bezpieczne? – zapytała Krism niepewnie, podchodząc do swojej dziewczyny.
- Przechodziliśmy już przez rozdziawione usta pełne ostrych zębów i żyjemy, nie będzie tak źle – Cry wyminął obie kobiety i podszedł do drzwi, łapiąc za klamkę. Odwrócił się raz by skinąć głową w stronę towarzyszy, po czym popchnął ramę obrazu i przeszedł na drugą stronę.
***
Pomieszczenie za obrazem było tak ciasne, że nie pomieściliby się w nim w czwórkę. Były w nim tylko pojedyncze drzwi, które Cry niepewnie otworzył, czekając w napięciu na jakiś dźwięk lub ruch, który kazałby mu się wycofać. Gdy nic takiego nie nastąpiło, powoli wyszedł na długi korytarz i dał znać reszcie graczy, że mogą za nim pójść. Przejście udekorowane było w sposób, który wywoływał ciarki na jego plecach. Pod ścianami z obu stron ustawione były zrobione z porcelany głowy, wyglądające jak te w starych lalkach, tylko większe i bez włosów. Każda z nich miała ten sam obojętny wyraz twarzy, a ich oczy były szklane i puste. Gdyby samo to nie sprawiało, że gracze czuli się bardzo niekomfortowo, na samych ścianach wisiały jeszcze obrazy przedstawiające tą samą porcelanową twarz w różnych formach. Pewds podszedł bliżej do Cry’a, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie lubię tego miejsca – mruknął, rozglądając się niepewnie. Brunet odwrócił się do niego, przełykając ślinę, po czym skinął głową.
- Chodźmy stąd, przeraża mnie to – odezwała się Krism głośno, po czym wyminęła ich i ruszyła zdecydowanym krokiem w stronę drzwi na końcu korytarza. Michelle podążyła za nią, odwracając się tylko raz, żeby zobaczyć, czy mężczyźni także zamierzają się ruszyć. Pewds spojrzał na rzędy głów i powoli zaczął iść korytarzem, ramię w ramię z Cry’em.
Drugi obraz wydawał się być tylko trochę inny od pierwszego: twarz na obrazie zamiast patrzyć się na wprost, spoglądała w kierunku, z którego przyszli. Kristen przeszła beztrosko, nie zwracając uwagi na obraz, ale Minx zatrzymała się i spojrzała na niego niespokojnie.
- On się za nami patrzy – powiedziała, na tyle głośno, by wszyscy mogli ją usłyszeć. Krism zatrzymała się gwałtownie i spojrzała się na swoją dziewczynę.
- O czym ty gadasz?
- Kiedy przeszłaś obok tego obrazu, twarz na nim śledziła cię wzrokiem – wyjaśniła, powoli idąc w kierunku narzeczonej i intensywnie wpatrując się w obserwujące ją oczy. Rzeczywiście, tak jak mówiła, przerażająca głowa podążyła za nią wzrokiem, póki nie zniknęła z jego pola widoku; wtedy znów zwróciła wzrok w stronę Pewdsa i Cry’a, stojących po drugiej stronie.
- Nie lubię tego miejsca – powtórzył Pewdie, chwytając przyjaciela za łokieć i ciągnąc go stanowczo w stronę końca korytarza. Powstrzymał palącą ochotę by obejrzeć się na upiorną twarz na obrazie, bez zastanowienia przeszedł obok trzeciego malowidła i gwałtownie otworzył następne drzwi, opuszczając korytarz, który tak go przerażał. Krism i Minx nie pozostały w tyle, wybiegając tuż za nim i zamykając po sobie drzwi z trzaskiem, wyraźnie podenerwowane.
- To było nieprzyjemne – odezwał się Cry, wyrażając na głos to, co myślała cała reszta. Grupa powoli rozeszła się, by rozejrzeć się po nowym otoczeniu, ale pozostali na tyle blisko siebie, by mieć się w zasięgu wzroku. Wyglądało na to, że trafili do kolejnego labiryntu korytarzy, tym razem pełnego obrazów kobiet w kolorowych sukniach i bezgłowych manekinów. Gracze nie wiedzieli jeszcze jak duży był ten pokój, ale póki co nie wyglądał zachęcająco. Ruszyli więc w głąb pomieszczenia, trzymając się blisko, by zorientować się w sytuacji i obmyślić plan działania. Po chwili błądzenia systemem korytarzy byli w stanie wyobrazić sobie mniej więcej układ pokoju. Było w nim pięć mniejszych pomieszczeń, wszystkie zamknięte – do dwóch z nich można się było jednak dostać za pomocą odpowiedniego kodu. Po chwili ustalania, grupa podzieliła się na dwie pary: Pewds z Cry’em mieli za zadanie znaleźć gdzieś kod do drzwi po lewej, natomiast Krism z Minx postanowiły policzyć obrazy kobiet na ścianach i tym sposobem uzyskać dostęp do pokoju na prawo. Gracze pokrótce życzyli sobie powodzenia, po czym rozeszli się w swoich kierunkach.
Cry czuł się bardzo podenerwowany, patrząc się na uśmiechające się złowrogo kobiety z obrazów. Trzymał mocno dłoń Pewdiego, rozglądając się niespokojnie dookoła. Jedyne co go uspokajało, to dochodzące go z daleka głosy ich nowych towarzyszek gry.
- Spokojnie, będzie dobrze – odezwał się Pewds nagle, wyrywając Cry’a z natłoku myśli. – Wyluzuj trochę, bo mi kości poharatasz.
- Przepraszam, zamyśliłem się – odparł, dopiero teraz zauważając, z jaką siłą ściska dłoń Szweda. – Nie mam najlepszych wspomnień z-
Urwał nagle, słysząc wysoki pisk Krism i nieprzyjemny dźwięk drapania. Od razu zwrócił się w tamtą stronę, zaalarmowany.
- Krism! – krzyknął Pewds, równie zaniepokojony. – Żyjesz?
- Uważajcie na kobiety z obrazów, najwidoczniej te też potrafią się ruszać! – odkrzyknęła Kristen z daleka. Cry odruchowo chciał iść za jej głosem, by jej pomóc, ale Pewdie przytrzymał go za rękę.
- Znajdźmy ten kod, może prowadzi do wyjścia. Nie martw się o nie, dadzą sobie radę – warknął, nagle znacznie bardziej uważny niż przed chwilą. Cry skinął głową, skupiając się ponownie na zadaniu, po czym ruszył za swoim chłopakiem.
Nie musieli iść daleko; zaledwie za zakrętem znaleźli obraz, który wyróżniał się na tle takich samych kobiet w kolorowych sukniach – obraz kukły powieszonej za nogi z dość wyraźnie namalowanym numerem na koszulce: 5629. Pewdie szybko zanotował w pamięci cyferki i już chciał ruszać w stronę pokoju, do którego mieli użyć kodu, gdy nagle Cry pociągnął go za skrawek płaszcza, zatrzymując go w miejscu.
- Skoro wisi do góry nogami, to może numer też powinniśmy czytać do góry nogami? – zasugerował brunet, przekrzywiając głowę tak, by lepiej widzieć napis. – 6295? 6592?
- Możemy spróbować wszystkich trzech, jeśli nie ma limitu wprowadzeń – odparł Pewdie, cały czas rozglądając się po otoczeniu. – Chodź, najwyżej się tu wrócimy.
Cry w końcu posłuchał i ruszył za nim. Po chwili byli już przy niewielkiej klawiaturze numerycznej, wpisując możliwe kody. 5-6-2-9 został odrzucony, ale gdy spróbowali 6-2-9-5, usłyszeli ciche kliknięcie. Pewds wszedł do pomieszczenia, ucieszony, ale Cry jeszcze chwilę został na korytarzu, niecierpliwie szukając wzrokiem Krism i Minx, których podenerwowane głosy słyszał z różnych stron pomieszczenia. W końcu jednak wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, usilnie próbując nie martwić się nowymi znajomymi, które prawdopodobnie uciekały właśnie przed agresywnymi kobietami z obrazów.
Pokój, który wybrali, był dość prosty – jedynymi elementami wyposażenia były niski taboret ustawiony przy sztaludze oraz wazon na stoliku. Na sztaludze oparte było płótno z zaczętym obrazem, przedstawiającym właśnie ten stojący nieopodal wazon. Pewds sprawdził wnętrze naczynia, a Cry przyjrzał się dokładnie płótnu w poszukiwaniu klucza lub chociaż jakiejś wskazówki. Żaden z nich nie znalazł niczego ciekawego, więc Cry usiadł zrezygnowany na taborecie i jeszcze raz spojrzał na wnętrze pokoju.
- Ten stolik z wazonem stoi w złym miejscu – zauważył, spoglądając to na obraz, to na wazon, który próbowano na nim odwzorować.
- I co? – spytał Pewdie znudzonym głosem, jednocześnie szukając w ścianach ukrytego przełącznika lub przejścia.
- Przesuń ten stolik, proszę. Musi stać trochę bardziej na lewo i trochę dalej, żeby był zgodny z tym, jak wygląda na obrazie – Amerykanin zmarszczył brwi, wpatrując się w szaro-niebieskie naczynie przed nim. Pewds westchnął ciężko, ale w obliczu braku rozwiązań posłusznie przesunął stolik według wskazań Cry’a. Gdy tylko przestawił go w odpowiednie miejsce, zwrócił się do przyjaciela, żeby skrytykować jego nieskuteczny pomysł, ale nim zdążył otworzyć usta, gracze usłyszeli ciche kliknięcie dobiegające z zewnątrz.
- To my? – spytał Pewds, patrząc się na stoliczek jak na obiekt magiczny. Cry odpowiedział tylko wzruszeniem ramion, po czym wstał z taboretu i ruszył w stronę drzwi.
- Albo dziewczyny, chodźmy sprawdzić.
Na zewnątrz panował większy chaos niż wcześniej. Szuranie ram obrazów o podłogę i wściekłe syki zdawały się dobiegać zewsząd, a gdzieś po ich lewej słychać było również podenerwowane i podniesione głosy Krism i Minx. Mężczyźni ruszyli w ich kierunku, przekonani, że tak będzie im łatwiej przetrwać, w grupie. Nie musieli iść daleko; ledwie skręcili w korytarz z obrazem wisielca, gdy nagle zza rogu wyłoniły się ich nowe znajome, ścigane przez dwie kobiety z malowideł. Miały na sobie odpowiednio czerwoną i zieloną suknię, jakby chciały się dopasować kolorystycznie do potencjalnych ofiar.
- Żyjecie! – wykrzyknął Cry z ulgą, ale gdy tylko zobaczył, że dziewczyny nie przyszły same, zaczął nerwowo rozglądać się po korytarzu. – Szlag, gdzie powinniśmy iść?
- Za nami! – wrzasnęła Krism, ciągnąc go za sobą gwałtownie. Poddał się jej i posłusznie biegł koło niej, tylko czasem zerkając za siebie by sprawdzić, czy Pewds nadąża i jak blisko znajdują się potworne damy z obrazów. Przez chwilę kluczyli między ścianami, starając się omijać wszelkie obrazy, które czasem doprowadzały ich do zawału spadając z gwoździ i dołączając się do pościgu. W końcu jednak zobaczyli przed sobą jakiś pokój, do którego natychmiast pobiegli. Minx wyszła przed resztę grupy, trzęsącymi się dłońmi próbując włożyć klucz do zamka.
- Błagam, niech to będą te drzwi – mamrotała nerwowo, rozglądając się za potworami. Pewds stanął obok niej i delikatnie odebrał jej klucz, po czym zdecydowanie włożył go do otworu i przekręcił, otwierając wejście do pomieszczenia. Cała czwórka natychmiast weszła do środka, a Pewdie jako ostatni zamknął drzwi, trzymając je jeszcze przez chwilę dla pewności, że nikt nie będzie się dobijał do środka. Po chwili ciszy mąconej tylko dobiegającym zza drzwi szuraniem, w końcu odetchnęli z ulgą.
- Przepraszam, byłam pod presją – wytłumaczyła się Minx, zawstydzona tym, że nie była w stanie nawet włożyć klucza do zamka. Wyraźnie drżała. – W pomieszczeniu, do którego poszłyśmy z Kristen nic nie było, więc poszłyśmy szukać innych wskazówek. Znalazłyśmy kolejne drzwi, które były zamknięte, ale potem same z siebie się otworzyły…
Pewds skinął głową na Cry’a, porozumiewawczo. To pewnie był ten dźwięk, który słyszeli po przesunięciu stolika z wazonem.
- Ale za tymi drzwiami też nic nie było – dokończyła Krism, podchodząc do narzeczonej. Poprowadziła ją do kanapy stojącej na środku pokoju i kazała jej usiąść, po czym ukucnęła przed nią. – Byłyśmy mocno poirytowane, więc wyszłyśmy i poszłyśmy na dalsze poszukiwania. Znalazłyśmy klucz, ale problem był taki, że wraz z kluczem znalazłyśmy także potwora z obrazu, który zaczął nas gonić. Michelle ucierpiała, dostała pazurami po łydce – Krism przyjrzała się ranie bliżej, marszcząc brwi. – Nie wygląda najlepiej, trzeba zatamować krwawienie. Cry, nie masz może tej mojej chusteczki na sobie? Przydałaby mi się.
- Mam, ale jest trochę brudna – mruknął brunet, szukając po kieszeniach czegoś w zamian. Był zdecydowany nawet oderwać kawałek rękawa swojej koszuli, żeby pomóc, ale na szczęście znalazł materiałową chustkę, podobną do tej od Kristen, schowaną w tylnej kieszeni spodni. – Proszę, odwdzięczam się.
- Dzięki – dziewczyna uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, po czym przystąpiła do opatrywania rany. Minx oddychała ciężko, próbując się uspokoić i widać było, że bardzo stara się sprawiać wrażenie, że jej to nie rusza, więc Cry uprzejmie podszedł do Pewdiego i w ciszy zajął się sprawdzaniem pokoju.
Nie był on duży; mieściła się w nim biała kanapa ustawiona na środku, jedna sztaluga, kilka stołków, duży obraz na ścianie przestawiający jakąś parę i kilka regałów z książkami. Cry podszedł do obrazu, szukając jakichś przełączników w ramie, a Pewdie przeszedł do przeglądania książek na półce. Poszukiwania w obu przypadkach okazały się bezowocne; książki nie skrywały wyżłobionego w kartkach schowka na klucz i żaden z nich nie otwierał tajemnego przejścia. Pewds próbował nawet otworzyć niewielkie okienko koło biblioteczki, ale najwyraźniej było zamykane od zewnątrz i nie dało się go niczym podważyć.
- Może jest coś za regałem? – zaproponowała Minx, która w międzyczasie zdążyła wstać z kanapy. – Przejście, klucz, cokolwiek?
- Warto spróbować – stwierdził Cry, po czym pomógł swojemu chłopakowi przesunąć regał w prawo, tak, że zakrywał okienko. Niestety, nic za nim nie znaleźli, przeszli więc do kolejnej półki. Zanim jednak zdążyli przesunąć ją o chociażby milimetr, do ich uszu dobiegł głuchy dźwięk uderzenia o ścianę i przytłumione pomruki. Gracze odsunęli się od regału i spojrzeli na siebie niespokojnie.
- Co to było? – spytała Minx, rozglądając się nerwowo. Dziwny hałas wyraźnie dochodził z rogu pokoju, tego, gdzie wisiał obraz.
- Musimy stąd wyjść, teraz – stwierdziła Krism, ruszając zdecydowanym krokiem do drzwi. Szarpnęła mocno za klamkę, ale zamek nawet nie drgnął. Pewds, widząc to, od razu ruszył do okna i spróbował przesunąć regał. Nawet jeśli nie udałoby mu się go otworzyć, mógłby chociaż wybić szybę.
Półka wydawała się być cięższa niż wcześniej i za nic nie chciała ruszyć się z miejsca. Cry ruszył do pomocy, ale mimo tego, że chwilę temu udało im się bez problemu ją przesunąć, teraz stawiała opór. Nawet z pomocą Minx, która zaparła się stopami i z całych sił próbowała im pomóc, regał był jak przyklejony. Dziewczyna odsunęła się, zmęczona wysiłkiem i zaklęła pod nosem. Dźwięki z zewnątrz przybierały na sile, pomruki stały się zwierzęcym warczeniem i nikt nie miał już wątpliwości, że pokój został otoczony przez damy z obrazów, które uparcie próbowały dostać się do środka. Kristen szarpnęła za klamkę jeszcze raz, a potem z wściekłością kopnęła w drzwi, próbując je wyważyć.
- Kurwa mać – mruknęła, odgarniając włosy z czoła. – Daliśmy się złapać w pułapkę.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Wiem, że długo mnie nie było i jedyne, co mogę zrobić, to przeprosić. Klasa maturalna trochę mnie zabiła i tak dawno nie pisałam, że gdy już miałam na to czas, to zupełnie nie miałam motywacji ani weny. Najgorsze jest to, że tą część rozdziału męczyłam od zeszłego roku, więc jeśli wydaje się on trochę "nierówny" jeśli chodzi o jakość, to przepraszam. Jeśli pojawiły się jakieś błędy to proszę o wskazanie ich, bo moja beta mówiła, że jest dobrze, ale też była zmęczona jak to sprawdzała, także w sumie to nie wiem xD

Przypisy:
1. Nazwa Maryland to taki żarcik. Jak ktoś zna grę "Ib", to powinien się domyślić xD
2. Krism - https://www.youtube.com/user/KrismPro/videos
    Minx - https://www.youtube.com/user/TheRPGMinx/videos

Polecam obie panie bardzo gorąco, jakiś czas temu oficjalnie wzięły ślub, prowadzą razem kanał i generalnie są bardzo fajne <3

3. Jak sobie ogarniecie filmiki Krism, to zobaczycie, że potrafi zaskakująco dużo przeklinać, także przepraszam za nagły natłok przekleństw, ale uznałam to za wyjątkowo ważną cechę xD

I to chyba tyle? Przepraszam jeszcze raz i chciałam tylko powiedzieć, że jak mnie czasami kopniecie w dupę przez facebooka i wprowadzicie w poczucie winy, to może następna część wyjdzie szybciej. Brakuje mi motywacji w życiu :c
Komentarze mile widziane, nawet jak będziecie na mnie krzyczeć <3

Brofist!
~Maru <3

Komentarze

  1. Gurl, dzięki. Od zeszlych wakacji czekałam z niecierpliwością na nowy rozdział, ale nie chciałam Cię poganiać. Cieszę się (SPOILER), że Cry'owi i piewdiemu się układa,ale cały czas myślę jak zareaguje Marcia. Bardzo przyjemny rozdział i nie mogę doczekać się przyszłego rozdziału ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się bardzo cieszę, że ktoś jeszcze o tym pamięta i mnie pogania <3 Właśnie się zabieram za kolejną część i mam nadzieję, że brak matur przełoży się na mój lepszy stan psychiczny i większą chęć do pisania, bo jak na razie to krzyczę na klawiaturę xD

      Powiem ci w sekrecie, że też o tym dużo myślę i chyba będzie to jedna z najgorszych scen jaką mam do napisania :ccc

      Usuń
  2. Jesus Christ
    Dziewczyno, czekając na nowy rozdział wchodziłam codziennie, LITERALLY EVERYDAY na bloga żeby zobaczyć czy przypadkiem nie dodałaś kolejnego wpisu.
    I dzisiaj sobie siadłam a tu myk, nowy rozdział i tak wzdechnęłam, tak się ucieszyłam, że myślałam, że na prawdę padne z tego wszystkiego XDDD
    Niby rok czekania, ale cieszy jeszcze bardziej i znowu nie rozczarowałam się tymi rozbudowanymi opisami, ahh♥
    Już czasami rozmyślałam nad tym czy by nie przeczytać wszystkiego od nowa, bo tęskno mi było xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie bardzo, że są ludzie tak bardzo w to zaangażowani <3 Naprawdę, bardzo ci dziękuję za to, że chce ci się na mnie czekać <3

      Zapraszam, to tylko 427 stron do przeczytania, dasz radę xD

      Wgl mam wrażenie, że z moim odpisywaniem na komentarze jest dwojako: albo odpiszę od razu, albo przy okazji nowego rozdziału xD

      Usuń
    2. A ja bardzo dziękuję, że dalej piszesz, bo niektórzy często porzucają swoje prace, niestety ;;

      Ważne, że w ogóle odpisujesz, nie ważne po jakim czasie xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty