Świat, w którym chcieliśmy żyć. Rozdział siódmy, część trzecia.

***
Nie pamiętał, kiedy ostatnio biegł tak szybko, kiedy ostatnio zależało mu tak bardzo by jak najszybciej znaleźć się u celu. Gdy znalazł się w Centrum, z łatwością odnalazł drzwi do śnieżnego świata i od razu ruszył przed siebie, próbując przypomnieć sobie drogę. Dlaczego wtedy nie uważał? Teraz musiał zdać się na intuicję i nieco już wyblakłe wspomnienia tego, co widział zanim dotarł do efektu i do przeklętego igloo, które zaprowadziło ich wprost w pułapkę bez wyjścia. Nogi bolały go od brnięcia przez śnieg, który nie ułatwiał mu wcale biegu, nieznacznie lecz uporczywie zatapiając jego stopy w puchowej pokrywie. Nie miał jednak zamiaru się zatrzymywać. Nie teraz, gdy jego przyjaciel był uwięziony Bóg wie gdzie i Bóg wie w jakim stanie. Z ulgą przywitał więc widok śnieżnej kobiety, tak jak uprzednio spacerującej sobie spokojnie swoją własną ścieżką, wiedząc, że coraz bardziej zbliża się do swego celu. Tym większa była jego radość, gdy po dość długiej drodze spędzonej na szaleńczym biegu przez pół świata w końcu ujrzał igloo. Natychmiast wszedł do środka i wskoczył do małego baseniku, przenosząc się na wyspę otoczoną różowym oceanem.
Był przerażony. Wydawało mu się, że wszystko się udało, że są bezpieczni tam, w rzeczywistości. Mylił się jednak. Nie wiedział, jak doszło do tego, że nie obudził się wraz z przyjacielem, nie obchodziło go to jednak w tej chwili. Pewds gdzieś tam był, być może zamknięty wśród białych wód, obserwowany przez postać o czerwonych oczach uśmiechającą się złowieszczo. Być może wrócił do pokoju z czarnym stworem, który także nawiedzał go swoim niepokojącym uśmiechem na białej twarzy i doprowadzał do szału niekończącym się krzykiem, dobiegającym znikąd. Cry nawet nie chciał o tym myśleć. Kilka minut, które przeżył w tamtej pułapce były tak okropne, że do tej pory nie potrafił wymazać przerażającej twarzy ze swoich myśli, chociaż naprawdę starał się skupić na czymkolwiek innym. Pamiętał dobrze nękający go dźwięk, pamiętał uczucie strachu wypełniające każdą komórkę jego ciała i paraliżujące go zupełnie. Ten strach nie chciał zniknąć nawet teraz, gdy był już bezpieczny. Wiedział bowiem, że Pewds został tam zupełnie sam. A ta myśl przerażała go bardziej niż sam potwór. Myśl, że go zostawił.
Droga przez wyspę do różowego balonika wydała mu się znacznie krótsza, gdy w swojej desperacji przebiegł ją w kilka minut. Tak samo przepłynięcie tego sporego kawałka morza nie trwało zbyt wiele – Cry zignorował nasiąknięte wodą ubrania ciągnące go w dół, uparcie płynąc przed siebie, aż do kolejnego balonu. Droga z brzegu drugiej wyspy do szpiczastego namiotu pozostała kwestią kilkudziesięciu sekund biegu. Był tak blisko. Czy drzwi będą zatrzaśnięte? Był gotów je wyważyć, roztrzaskać na drobne kawałki jeśli zaszłaby taka potrzeba. Mężczyzna szarpnął mocno za klamkę, spodziewając się wejścia zamkniętego na cztery spusty, więc gdy drzwi ustąpiły bez żadnego oporu bardzo go to zaskoczyło. Nie zastanawiając się dłużej, czy nie jest to kolejną pułapką, czy może bardziej nie przejmując się tą możliwością, zdecydowanie wkroczył do pokoju, ogarniając go wzrokiem w poszukiwaniu zagubionego przyjaciela. Dziewczynka w blond kucyku nie zmieniła swojej postaci i spokojnie chodziła po pokoju, patrząc się na prawo. Wystrój też pozostawał normalny, nie przypominając już wykrzywionych twarzy, nie udekorowany oczami. Przeraźliwy wrzask, który wcześniej doprowadzał ich do bólu głowy także zniknął, ale nie sprawiło to, że w pokoju panowała idealna cisza.
Pewds siedział skulony koło łóżka, wciśnięty w kąt pokoju. Płakał głośno, niemalże krzycząc z rozpaczy i trzymał się za głowę. Dziewczynka nie zwracała na niego uwagi, ale natychmiast zwrócił uwagę Cry’a, który w kilka sekund znalazł się przy nim. Czy to jednak naprawdę był jego przyjaciel? Nigdy nie widział go w takim stanie, nigdy nie widział nikogo w takim stanie. Pewdie trząsł się, krzyczał, jego twarz była mokra od łez. Słowa, które wypowiadał nie były zrozumiałe, urywane przez płacz i mówione łamiącym się, błagającym głosem. Być może mówił po szwedzku, być może był to angielski, ale tak zniekształcony przez szloch, że Cry nie mógł nic z niego rozumieć. Uklęknął przy nim, delikatnie chwytając go za ramiona, by zwrócić jego uwagę. Czuł, jakby za chwilę sam miał się rozryczeć.
- Pewds, to ja, Cry. Słyszysz mnie? – lekko nim potrząsnął, mając nadzieję, że dostanie od niego odpowiedź. Ku jego uldze, blondyn podniósł zapłakany wzrok, patrząc się na niego z niedowierzaniem.
- Cry…? – wychrypiał, dłońmi badając twarz Amerykanina, jakby nie mógł uwierzyć, że to naprawdę on przed nim stoi. Brunet uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, oddychając spokojnie i powtarzając sobie, że nie może się teraz rozpłakać. Pozwolił przyjacielowi dotykać jego włosów, czoła i policzków, pozwolił mu sprawdzić, czy jest prawdziwy. Pozwolił mu w końcu rzucić się mu w ramiona, zacisnąć palce na plecach i rozpłakać w jego ramię, gwałtownie i mocno.
- To ja, Pewds, naprawdę – powiedział cicho, odwzajemniając uścisk. Chociaż Pewdie był w fatalnym stanie, musiał przyznać, że mimo wszystko odczuł ulgę, widząc go żywego. – Jesteś już bezpieczny. Już więcej cię nie zostawię.
- Ja myślałem – jego słowa urywały się w szlochu, jego ciało drżało potwornie. Cry chciał uśmierzyć jego ból choć trochę, nawet jeśli nie wiedział, jak ma tego dokonać. – Myślałem, że… Już nie… nie wrócisz… i ja-
- Hej, ciii – uciszył go, trzymając mocno i gładząc po plecach. – Spróbujmy się obudzić, okay? Nie chcę, żebyś siedział tutaj. Musisz się uspokoić.
- Czy… potem też… mnie przytu-
- Cokolwiek zechcesz, obiecuję – Cry odsunął się od niego, przytrzymując jego twarz dłońmi i patrząc mu się w oczy. Miał ochotę już nigdy go nie puszczać, ale potrzebne było teraz im obu miejsce, w którym będą mogli ochłonąć i się wyciszyć. Miejsce, w którym na pewno nie będzie im nic grozić. – Teraz jednak musisz się skupić, okay? Jeśli coś teraz nie wyjdzie, któryś z nas tutaj zostanie, a tego nie chcemy, prawda? Policzę teraz do trzech i mnie uszczypniesz w rękę, a ja uszczypnę ciebie. Obudzimy się i będziesz bezpieczny. Już na pewno. Obiecuję ci to, okay?
Pewds skinął tylko słabo, wciąż oddychając nierówno i chwiejnie, a jego ciało wciąż trzęsło się i wzdrygało w niemym szlochu. Uspokoił się jednak na tyle, by po odliczeniu do trzech mocno nacisnąć paznokciami na skórę przyjaciela, w tym samym momencie co on.
Tym razem, gdy Cry otworzył oczy, napotkał przed sobą zagubiony i przerażony wzrok Pewdie’go, całkowicie przytomnego. Chociaż normalnie nie cieszyłby się na taki widok, teraz uczucie szczęścia wypełniło całe jego serce. Poderwał się do siadu i z otwartymi ramionami przyjął Szweda, który znów wtulił się w niego ufnie, wracając do wcześniejszego płaczu. Nie zamierzał go puszczać, już nigdy. Nie umiał sobie wybaczyć, że zostawił go samego w tym koszmarze. Nie miał bladego pojęcia, co działo się, gdy nie był obecny, najwidoczniej nie było to nic przyjemnego, widząc jak dorosły mężczyzna jest w emocjonalnej rozsypce, krzycząc i płacząc w panice, trzęsąc się i przytulając do najbliższej osoby, która nie chce go skrzywdzić i pragnie mu pomóc. Cry nie mógł go winić, jednak taki widok był czymś niespotykanym i tak szokującym, że aż nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Pewds był teraz w najprawdziwszej panice i trzeba było go szybko uspokoić, zanim zrobi krzywdę sobie lub jemu. Tylko jak?
- Pewdie, co pomaga ci się wyciszyć? – Cry zaryzykował pytanie, słysząc jak Pewdie zaczyna się krztusić i mieć odruchy wymiotne ze zbyt gwałtownego płaczu. Chciał mu ulżyć tak bardzo. Gdyby tylko mógł przejąć część jego cierpienia, gdyby tylko mógł poczuć to samo… - Próbowałeś się kiwać? Lekko, przód i tył, może to ci pomoże?
- Nie… nie chcę, żebyś… mnie… mnie puszczał – wymamrotał w jego koszulkę, mokrą w tym miejscu od jego łez. – Wszystko, tylko… nie…
- Okay, nie będę, nie będę – zapewnił go natychmiast, próbując wymyślić coś innego, by jakoś go uspokoić. Czuł, że serce łamie mu się na tysiące kawałeczków, ale nie pozwalał sobie się rozkleić. Teraz musiał być silny za nich dwóch. – Jeśli potrzebujesz, możesz mnie dotykać. Jestem tutaj, wiesz? Jestem całkowicie realny. Spójrz, przekonaj się sam.
Pewds niechętnie odsunął się od jego ramienia, ale pozostał w takiej odległości, by Cry mógł go jeszcze obejmować. Przetarł zmęczoną od płaczu twarz i spojrzał brunetowi prosto w oczy, podnosząc rękę do jego twarzy. Przejechał palcami po jego czole, kierując się przez skroń aż do policzka. Dotknął jego powiek, nosa, ust, przesunął po linii jego szczęki, czując pod opuszkami szorstki zarost. Następnie jego ręce zjechały na jego szyję, obojczyki i klatkę piersiową, nim prawa dłoń zatrzymała się na jego piersi, dokładnie w miejscu, gdzie znajdowało się jego serce. Cry natomiast nie przestawał do niego mówić, pół szeptem powtarzając „Jestem prawdziwy, jestem tu” i wypowiadając nazwę każdej części ciała, której dotykał Pewds. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, ta metoda naprawdę podziałała: Szwed uspokoił się znacznie, choć jego ciało wciąż wzdrygało się po silnym płaczu, a z oczu dalej płynęły łzy. Szloch nie targał nim jednak zupełnie, tak jak wcześniej, a jego ruchy były bardziej spokojne, opanowane. Nawet jeśli było to spowodowane chwilowym zapomnieniem o tym, co widział, Cry’owi to wystarczyło. Ważne było to, że nie był już pogrążony w panice i strachu i że powoli wracał do normalnego stanu. Jeszcze przez chwilę siedzieli w ciszy, Cry spokojnie obserwując uspokajanie się Pewdie’go, a Pewdie wodząc palcami po ciele Cry’a, z czasem nawet samemu wymawiając poszczególne części ciała. W końcu jednak przestał, ku zaskoczeniu Amerykanina, zamiast tego podciągając nogi pod brodę i lekko się kiwając.
- To… było okropne – zaczął, wbijając wzrok w kolana. Wyglądał na okropnie zmęczonego, niczym wrak człowieka. Kontrast, jaki tworzył z zwykle zadowolonym, roześmianym sobą, niemalże fizycznie zabolał Cry’a. – Nie wiem, dlaczego się wtedy nie ocknąłem. Może nieco za późno się uszczypnąłem? Może po prostu nie wierzyłem, że to się uda?
- Pewds, nie musimy o tym teraz rozmawiać. Jeśli nie czujesz się na siłach, nie zmuszaj się do tego. Najpierw ochłoń, ja mogę poczekać.
- Chcę o tym rozmawiać teraz, Cry – odparł. – Chcę- chcę to mieć za sobą, teraz. Nie chcę rozwlekać tego na następne kilka dni, okay?
- Rozumiem – brunet nie był do końca pewien, czy to był dobry pomysł. Bał się, że skończy się to kolejnym atakiem paniki, a nie sądził, żeby był w stanie emocjonalnie poradzić sobie z taką sytuacją drugi raz. – Ale jeśli poczujesz, że nie możesz już mówić dalej, przestań. Najważniejsze jest teraz, żebyś się nie przeforsował.
- Jasne, jeśli będzie bardzo źle, t-to przestanę – jego głos jeszcze drżał, ale przynajmniej już nie płakał. – Dziękuję… dziękuję za to… że przyszedłeś.
- Pewds… - chciał powiedzieć coś, ale głos uwiązł mu w gardle. Zamiast tego postanowił więc jeszcze raz go przytulić, bez lepszego pomysłu na odpowiedź. – Nie zostawiłbym cię tam. Wiesz o tym, prawda? Nie zostawiłbym cię, nigdy.
- Ja- ja wiem, ale… Nie było cię przez tak długi czas… Myślałem, że-
- Hej, hej. Nie zostawiłbym cię. Nigdy – zaakcentował każde słowo. Pewdie zaczął napierać na jego ręce, próbując się uwolnić z uścisku, więc puścił go, znów siadając w pewnej odległości od niego. Uśmiechał się do niego przyjaźnie, dając mu znać, że zagrożenie już minęło i że jest już bezpieczny. – Jestem gotów cię wysłuchać, daj znać, jak będziesz gotowy mówić.
Blondyn skinął głową na zgodę, przez chwilę niepewnie patrząc się w przestrzeń. W pokoju panowała cisza, niezmącona przez żaden dźwięk. Godzina na elektronicznym zegarze zbliżała się powoli do drugiej. Minęło jednak dobre dziesięć minut milczenia, nim Pewdie postanowił go przerwać i zacząć swoją historię.
Gdy Cry mówił do niego, by uszczypnął się w rękę, Pewds posłuchał go dosyć niechętnie: nie zadziałało to w poprzednim przypadku, więc nie miał zbytniej pewności, że może im się to udać teraz. Kiedy więc jego przyjaciel odliczał do trzech, zareagował z lekkim opóźnieniem, od niechcenia szczypiąc się w dłoń, bez żadnej nadziei, że może to się udać. Jak się okazało, nie mylił się. W jego przypadku to nie zadziałało, ale z jakiegoś powodu zadziałało u Cry’a, zostawiając go samego w nieprzyjaznym świecie. Pierwszą jego reakcją była panika. Już wcześniej był potwornie przerażony, pierw przez czarną masę, która swym krzykiem wypełniała cały jego umysł, później przez niekończące się morze bieli, obserwowane przez wrogie figury plujące krwią, z wielkimi oczami i złowrogimi uśmiechami, które chociaż nie wychodziły ze swojego miejsca sprawiały wrażenie, jakby zbliżały się do niego. Nie było jeszcze tak źle, wtedy, kiedy brunet był obok by dotrzymać mu towarzystwa: sama jego obecność pomagała mu się uspokoić. Gdy jednak nagle zniknął, pozostawiając go tam bez pomocy i wsparcia, kompletnie stracił nad sobą kontrolę. Próbował biec, zanurzony po pas, potem płynąć; od czasu do czasu przystawał, wołając imię przyjaciela, mając nadzieję, że usłyszy odpowiedź. Słyszał tylko swoje echo, ginące jednak prędko w ogłuszającej go ciszy. Krzyczał, ile sił w płucach, ale głosu Cry’a w tej pustce nigdy nie usłyszał. Droga przed nim się nie kończyła, a im dłużej patrzył na otaczające go postaci, tym bardziej pogrążał się w przytłaczającym poczuciu zagubienia, bezsilności i beznadziei. Poziom białej wody zaczął powoli się podnosić, sięgając do jego piersi, ramion, szyi, ust… Chwilę później nie mógł oddychać. Utonął w morzu bieli, wściekły na siebie, zrozpaczony, przerażony do granic możliwości. Miał nadzieję, że umrze, że uwolni się od tego przeklętego strachu i pustki wypełniającej jego duszę. Gdy jednak zatonął całkowicie, ocknął się z powrotem w pokoju dziewczynki. Wszystko wróciło do normy, mógł uciec i już nigdy tam nie wrócić, ale nie był w stanie. Mógł tylko płakać w panice, błagać o śmierć. Nie chciał przechodzić przez to jeszcze raz. Nie chciał niczego robić, nie mógł niczego zrobić. Gdyby Cry po niego nie wrócił… Nie skończyłoby się to dla niego szczęśliwie.
Jego opowieść nie była spójna. Od czasu do czasu znów ogarniał go płacz i musiał chwilę się uspokajać, nim mógł powrócić do opowiadania historii. Cry trzymał go początkowo za ramię, potem ścisnął jego dłoń i trzymał ją aż do końca. Nie zmuszał go do mówienia, nie wypytywał w zniecierpliwieniu „co dalej?”. Nawet gdy widział, że Pewds milczał przez chwilę, zastanawiając się co powiedzieć lub czy w ogóle to mówić, nie nalegał. Chciał, żeby czuł się komfortowo. Chciał, żeby nie musiał już płakać. Nie chciał widzieć, że płacze. Spokojnie poczekał do końca, nie zadając pytań, nim ponownie go przytulił. Pewdie nie opierał się, wręcz z ulgą przyjął jego ramiona, znów się wtulając w jego ramię i starając się nie płakać. Mógł nareszcie poczuć się bezpiecznie.
- To już nieważne, jestem tu – powiedział Cry uspokajająco, nie puszczając go. – Nie mam zamiaru cię więcej zostawiać, zaufaj mi. Jak poczujesz się nieco lepiej, daj mi znać. Nie chcę tego mówić, ale… będziemy musieli tam wrócić. Nie spieszy nam się, także nie stresuj  się, po prostu daj znać, jak poczujesz się nieco lepiej.
Poczuł, jak Pewds ociera twarz o jego koszulkę, przytakując. Uśmiechnął się w odpowiedzi, chociaż wiedział, że Szwed nie jest w stanie tego zobaczyć. Szczerze mówiąc, sam nie miał ochoty na powracanie do sennego koszmaru, szczególnie po tym, co wydarzyło się przed chwilą. Nie wiedział, co jeszcze może tam napotkać, bał się także, że mogą jeszcze gdzieś trafić na czarnego potwora w masce. Nie chciał powtórki z rozrywki, nie chciał znowu musieć uspokajać siebie i Pewdie’go. Oczywiście, do śnieżnego świata wracać już nie zamierzali, ale nigdy nie wiadomo, czy nie spotkają stwora w innym ze światów. Gdyby taka sytuacja miała się wydarzyć, Cry szczerze wątpił, czy udałoby mu się drugi raz wyciszyć panikę przyjaciela. Był jednak pewien, że za drugim razem na pewno zadbałby o to, by wrócili razem albo chociaż, żeby Pewds się ocknął, nawet jeśli to oznacza, że Cry zostanie w pułapce. Nie mógł pozwolić już nigdy więcej, żeby Pewdie został sam. Już nigdy.
Dopiero wpół do trzeciej blondyn przestał tak kurczowo trzymać się ramion Cry’a, odsuwając się od niego i wypuszczając głośno powietrze. Wyglądał znacznie lepiej niż wcześniej, bo choć oczy wciąż miał czerwone od łez, jego ciałem przestały wstrząsać dreszcze, oddech miał bardziej spokojny i mokre poprzednio policzki zdążyły już wyschnąć całkowicie, nie pozostawiając śladu po niedawnym płaczu. Zmusił się nawet do słabego uśmiechu i chociaż nie był on do końca szczery, przynajmniej tworzył iluzję, że już wszystko z nim w porządku. Brunet przyjął to z wielką ulgą. Zabrało to trochę czasu, jednak wciąż pamiętał ile sam musiał się uspokajać, gdy miał atak paniki, więc nie narzekał. Odpowiedział uśmiechem, po czym skinął głową w stronę łóżka, w niemym zapytaniu, czy są gotowi. Pewds przytaknął, bezsilnie opadając na posłanie i okrywając się kołdrą dokładnie. Przymknął oczy i wziął kilka głębokich wdechów, zanim zdecydował się odezwać.
- Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego, rozumiemy się?
- Nie śmiałbym – Cry nie przestawał się uśmiechać. Położył się obok niego i chwycił go za rękę, na co Pewdie natychmiast zareagował, otwierając szeroko oczy. Przez chwilę wpatrywał się w ich splecione dłonie, zastanawiając się, czy aby na pewno nie śni. Nie skomentował tego jednak, odwracając wzrok w zażenowaniu. – Będę się trzymał blisko, obiecuję.
- Spróbowałbyś nie – wymamrotał pod nosem. – Nie jestem pewien, czy chcę tam wracać.
- Możemy poczekać jeszcze chwilę, nie spieszy nam się.
- Nie o to chodzi. Po prostu… Boję się.
Spojrzał na przyjaciela, zebrawszy uprzednio całą swoją odwagę, by to zrobić. Nie miał problemu z okazywaniem strachu przed widzami, gdy siedział bezpiecznie w swoim mieszkaniu i jedynym zagrożeniem była dla niego straszna postać z gry, która znikała wraz z jej wyłączeniem. Gdy jednak miał się przyznawać przed bliską mu osobą, że jest najzwyczajniej w świecie przerażony, czuł się strasznie tym zawstydzony. Prawda, bał się wielokrotnie w ciągu całej rozgrywki i wcześniej nie miał z tym problemu; tym razem jednak sytuacja była inna. Jeszcze nigdy nie bał się tak bardzo, że doprowadziło go to do ataku paniki. Chociaż bardzo starał się o tym nie myśleć, za każdym razem gdy przymykał oczy widział przerażającego potwora w białej masce, a jego krzyk na nowo rozbrzmiewał w jego głowie. Nie chciał wyjść na słabego, ale taki właśnie był w tym momencie. Słaby, wystraszony, bezsilny. Cry nie wyglądał jednak, jakby miał zamiar się z niego śmiać, oceniać go czy traktować pobłażliwie i lekceważąco. Nie, zamiast tego przestał się uśmiechać, spojrzał na niego całkowicie poważnie i uścisnął jego dłoń w geście wsparcia. Pewds znów poczuł, że zbiera mu się na płacz.
- Wiem. Rozumiem, naprawdę. Jeśli chcesz chwilę poczekać, nie ma problemu. Jeśli chcesz iść, to idziemy. Cokolwiek wybierzesz, zgodzę się na to. Nie musisz się bać, bo będę cały czas przy tobie, dobrze?
Skinął głową w odpowiedzi, nie spuszczając wzroku z Amerykanina. Uśmiechnął się do niego, próbując wmówić sobie, że ma rację i że już naprawdę wszystko będzie w porządku. Nie wierzył w to jednak, chociaż w stu procentach ufał przyjacielowi i był pewien tego, że go nie zostawi. Za bardzo się bał. Bo co zrobi jeśli to Cry’owi stanie się krzywda?
Natłok myśli nagle się urwał, gdy do Pewdie’go dotarło, że Cry zaczął powoli się do niego nachylać, zmniejszając odległość między ich twarzami. Pewds automatycznie przestał myśleć, zaskoczony niespodziewanym działaniem bruneta, ale dość szybko zareagował, przymykając oczy. Czując jak serce wali mu w klatce piersiowej czekał, aż ciepłe usta Cry’a złożą na jego ustach pocałunek. Wyczekiwany całus jednak nigdy nie nadszedł, a zamiast niego Pewdie poczuł delikatne cmoknięcie w czoło, które chociaż nie było tym, czego spodziewał się Felix, było jednakowo przyjemne i mimo wszystko spowodowało, że z jego oczu zaczęły mimowolnie płynąć łzy. Gdy tylko Cry odsunął się, Pewds rzucił się na niego, mocno go całując. Nie został odepchnięty, wręcz przeciwnie: Cry położył dłoń na jego policzku i oddał pocałunek. Poczuł nawet, jak kciukiem ociera mu łzy, co niestety zamiast powstrzymać je przed spływaniem po twarzy sprawiło, że popłynęły jeszcze obficiej. W końcu odsunęli się od siebie; Cry uśmiechając się ciepło, Pewdie wycierając oczy w poduszkę.
- Oddychaj – poinstruował go brunet, znów łapiąc za dłoń. – Mogę już odliczać?
- Ja to zrobię – odparł Pewds, zamykając oczy. Nie chciał na niego patrzeć, bojąc się, że chociażby szybkie spojrzenie znów doprowadzi go do płaczu. Ścisnął jego rękę, oddychając głęboko, zanim rozpoczął odliczanie. – Raz, dwa…
- Trzy – dokończył za niego Cry, pogrążając ich obu w sennym świecie.

***
Pewdie nie był zbyt zadowolony z tego, że znów trafił do Centrum. Powoli oddychając i starając się nie panikować za bardzo, wybrał pierwsze z brzegu drzwi, które wyglądały w miarę bezpiecznie i poprowadził do nich Cry’a, mając nadzieję, że jego wybór był dobry. Drzwi były jasne, fioletowe, z prostym wzorem złożonym z kwadratów. Tabliczka na drzwiach głosiła, iż jest to „Świat graffiti”, a że nazwa ta nie zapowiadała niczego strasznego, zdecydowanym krokiem postanowili wejść do środka i zobaczyć, co się tam znajduje. Trafili do lokacji, która choć dość ciemna, nie sprawiała nieprzyjemnego wrażenia. Głównie dlatego, że ciemności ich otaczające były nieco rozproszone przez kolorowe, świecące się wzory pokrywające całą podłogę. Mężczyźni nie byli w stanie stwierdzić, co przedstawiała dziwna mozaika pod ich stopami, ale na pewno ułożona była w jakiś obrazek – kolorowe kafelki nie wydawały się być ułożone przypadkowo. Występowały one w siedmiu różnych wersjach i kolorach, przedstawiając siedem różnych wzorów, nie przypominających niczego i dość abstrakcyjnych. Miało to sens biorąc pod uwagę nazwę tego dziwacznego świata, bo kafelki wyglądały rzeczywiście jak fantazyjne graffiti. Od zwykłych ulicznych malunków naściennych różniły się jednak tym, że za każdym razem gdy gracze stawali na nich, wydawały z siebie dźwięki. Chodząc po mozaice mogli więc stworzyć różne melodie, zależnie od tego, na jaki wzór nadepnęli.
- Podoba mi się to – stwierdził Pewds, patrząc pod stopy i wybierając sobie dźwięki, z których tworzył własną muzykę. – To był bardzo dobry wybór, nie uważasz?
Cry podniósł wzrok, spoglądając na przyjaciela. Pewdie zaczął się uśmiechać, świetnie się bawiąc skakaniem po podłodze i ten widok sprawił, że brunet odczuł ulgę. Jeśli coś tak prostego mogło sprawić, że Felix zapominał o swoich przeżyciach, Cry miał szczerą nadzieję, że już nigdy nie wyjdą z tego świata i nie będą zmuszeni konfrontować się z potworami lub innymi zagrożeniami.
- Tak, jest super – odparł w końcu, podchodząc do niego. - O wiele przyjemniejszy niż poprzednie.
- Też tak uważam – Pewds dokończył grać swoją melodyjkę, po czym wyprostował się i rozejrzał dookoła. – Koniec tego dobrego, trzeba się ruszyć. W którą stronę idziemy?
- Może w prawo? – Cry wskazał ręką kierunek, stając plecami do drzwi. – Wydaje mi się, że widzę coś tam na końcu…
- Jest ciemno, a ty masz wadę wzroku – uprzejmie skomentował blondyn i Cry mógł być już niemal pewien, że uprzednia panika zupełnie mu minęła. – Ale nie mam lepszego pomysłu, więc… Jak nic tam nie znajdziemy, to będzie twoja wina.
- Biorę to na siebie – odparł, bardzo spokojnie i nie przejmując się tym, jak wcześniej dogryzł mu przyjaciel. Wolno ruszył przed siebie, równając krok z Pewdie’m.
Nie rozmawiali za wiele w trakcie krótkiej wycieczki, bo wystarczyło przejść zaledwie kawałek po kolorowych kafelkach, by dotrzeć do wyraźnie zaznaczonej ścieżki prowadzącej prosto do jakiegoś całkiem dużego przedmiotu. Dopiero gdy mężczyźni podeszli bliżej i stanęli koło tej tajemniczej rzeczy, dotarło do nich, że jest to srebrny rower, wystarczająco wysoki, by mogła na nim usiąść dorosła osoba. Obok niej było otwarte jajko, granatowe, z napisem „Rower”. Pewds obszedł pojazd, oglądając jego stan, po czym zwrócił się do Cry’a z uśmiechem.
- Nareszcie nie będziemy musieli wszędzie chodzić, tylko będziemy mogli się poruszać czymś szybszym! Teraz na luzie skończymy tą grę w godzinkę.
- Zobaczymy, jazda na rowerze też wymaga wysiłku, wiesz? – skomentował brunet, jednak uśmiechnął się pod nosem, przyznając rację przyjacielowi. Na pewno wszystko pójdzie im szybciej. – Poza tym, to jednoosobowy rower.
- Siądziesz na bagażniku, nie przeginaj – odparł Pewds, już wsiadając na pojazd, żeby go przetestować. Na początku nieco się chwiał, ale już po chwili bez problemu śmigał po kafelkach, a dźwięki dobiegające zewsząd tylko to potwierdzały. W końcu jednak zatrzymał się, podjeżdżając do Cry’a i zachęcając go do przejażdżki. Cry w końcu uległ, siadając za nim i chwytając się ramion blondyna i próbując ułożyć nogi tak, aby nie przeszkadzać kierowcy i nie zahaczać nimi o koła. Zanim zdążył powiedzieć, że mogą już wracać do drzwi, Pewdie ruszył przed siebie z pełną prędkością, nie dając mu dojść do słowa i rozpoczął jazdę po całej planszy, najeżdżając na wzorzyste graffiti przypadkowo, tworząc melodie bez żadnego rytmu czy składu. Chociaż Cry planował go zatrzymać, czując, że jadą trochę za szybko i kompletnie bez celu, gdy powinni wyjść stąd i znaleźć kolejne potrzebne efekty, bardzo szybko zrezygnował ze swoich zamiarów, słysząc, jak Pewds się… śmieje. Ten dźwięk, chociaż tak słabo słyszalny wśród otaczającego ich hałasu brzmiał tak cudnie, że Cry nie miał już nawet ochoty go powstrzymywać. Tęsknił za tą jego beztroską, za jego śmiechem, tak radosnym, tak pięknym. Dlaczego miałby chcieć, żeby to się kiedykolwiek kończyło?
Po chwili bezcelowego krążenia po świecie w końcu trafili jednak na główne drzwi i do Pewdie’go niestety dotarło, że powinni się już zbierać. Niechętnie zszedł z roweru, uprzednio pozwalając Cry’owi z niego zsiąść, po czym poprowadził pojazd do drzwi, które Cry uprzejmie przed nim otworzył, pozwalając mu wyjechać z powrotem do Centrum. Chociaż nie do końca był zadowolony z tego, że musi opuścić tak przyjemny i bezpieczny świat, mimo wszystko uśmiechał się pod nosem, szczęśliwy, że znalazł tak użyteczny efekt i że udało mu się nieco pobawić i zapomnieć trochę o tym, co tak właściwie musi robić i co jeszcze go czeka. W nieco lepszym humorze zdecydował więc o kolejnej lokacji, do której się udadzą i z cichą nadzieją, że trafią na coś równie miłego, skierował się do następnych drzwi. Drzwi te były fioletowe, z czerwonym kołem u góry, a przywieszona do nich plakietka głosiła, że był to „Świat numerów”. Ostrożnie zajrzeli do środka, mając nadzieję, że nic ich nie zaatakuje od progu, ale gdy zobaczyli jasne pomieszczenie, którego ściany pokryte były figurami, stwierdzili, że wygląda to dostatecznie bezpiecznie, by móc wejść do środka. Ściany tego miejsca miały tapetę w dwóch różnych wzorach: albo przestawiały ustawione w rzędzie postaci, o trójkątnych, uśmiechniętych twarzach i ciałach wyglądających jak zamki błyskawiczne z zaledwie jedną parą rąk, po jednej ręce na każdym końcu rzędu, albo były to same twarze, fioletowe, z otwartymi ustami i biało-różowymi oczami. Wyglądały dość dziwnie, ale mimo wszystko nie były przerażające, tylko po prostu, niezwykłe. Podłoga była czarna, tym razem bez żadnych azteckich bądź inkaskich wzorów, chociaż gdy tylko mężczyźni wyszli z korytarza, który prowadził od drzwi, zauważyli, że w niektórych miejscach na ziemi widniały czerwone liczby, czasami pojedynczo, czasami w długich liniach. Przestrzeń, w której się znaleźli była ogromna i nie mieli pojęcia, jak się znaleźć w miejscu tak wielkim lecz ograniczonym ścianami. Z braku lepszego planu postanowili więc ruszyć przed siebie, mając nadzieję, że nie będą błądzić w tym przedziwnym świecie zbyt długo. Jak się jednak okazało, ich obawy nie były słuszne, gdyż po krótkiej przejażdżce wokół całkiem sporego holu z podłogą usłaną czerwonymi cyferkami zauważyli, że po lewej stronie znajduje się dziwne, kwadratowe pomieszczenie. Wyróżniało się dosyć z racji tego, że stało samotnie wśród tak dużej przestrzeni, a wejście do niego udekorowane było zerami i jedynkami. Gdy podjechali bliżej okazało się, że jest to tylko przedsionek, prowadzący do jakichś drzwi w agresywnie czerwonym kolorze z kolorowym rombem na środku. Wyglądało to dość niezwykle i jeśli lata grania w gry czegokolwiek ich nauczyły, to tego, że wyróżniające się przedmioty i wejścia na sto procent mają ważny wpływ na dalszą fabułę. Bez wahania weszli więc do środka, odkrywając przed sobą tajemnicze miejsce.
Pożałowali swojej decyzji zaraz po zamknięciu za sobą drzwi. Trafili bowiem do świata dość ciemnego, z czarną podłogą i mrokiem wylewającym się zewsząd. Różnica pomiędzy nim a światem skrytym za fioletowo-białymi drzwiami, w którym prawie utonęli w ciemnościach była taka, że tutaj przynajmniej rozstawione były wysokie uliczne lampy, których blask, chociaż nie rażąco jasny, rozświetlał choć trochę okolicę. Latarni było też dość dużo, więc na dobrą sprawę dało się spokojnie poruszać i mieć wystarczająco światła, by nie zginąć w kompletnym mroku. Nie zmieniało to jednak faktu, że miejsce to było bardzo niepokojące i mimo wszystko wywoływało w obu graczach napięcie i stres. Szybko wrócili na rower i powoli ruszyli przed siebie, slalomem jadąc między lampami. Zdecydowanie brakowało im dźwięków, które występowały tak licznie w poprzednim świecie, gdyż tutaj panowała zupełna cisza, przerywana tylko szumem opon jadących po ziemi i obracaniem się kół. Nie mieli pojęcia gdzie jechali, nie mieli nawet pojęcia gdzie mają jechać, więc po prostu jechali według własnego przeczucia, skręcając na różne strony i szukając w półmroku czegoś wyjątkowego, co mogłoby być kolejnym efektem.
- Chyba nie powinniśmy wchodzić do podświatów, wiesz? – mruknął Cry niepewnie, trzymając się kurczowo Szweda i oglądając się za siebie co chwilę przez niemijające uczucie bycia śledzonym lub obserwowanym. – Ostatnim razem niezbyt dobrze się to skończyło…
- Skoro już tu jesteśmy, to przeszukajmy to miejsce do końca – odparł Pewds, jednak niezbyt dobrze było go słychać, gdy nie mógł się odwrócić do rozmówcy, zbyt zajęty prowadzeniem. – Tym razem dostaliśmy się tu za pomocą drzwi, więc raczej będziemy mogli nimi wrócić. Jak nie, to się obudzimy.
Cry skinął głową, chociaż wiedział, że Pewdie nie jest w stanie tego zobaczyć. Nie był pewien, czy nie jest to następna pułapka bez wyjścia, która znowu spowoduje u któregoś z nich ostry atak paniki, albo co gorsza pozbawi życia. Chociaż gra na początku wydawała się dość niewinna i prosta do wygrania, im dalej szli tym bardziej dziwaczna i nieprzyjemna się stawała, właśnie przez takie potworne niespodzianki jak dziewczynki zamieniające się w czarne masy czy pokoje pogrążone w absolutnych ciemnościach, które są w stanie przerazić każdego. Chociaż ostatnie dwa światy były dość przyjemne, nie mogli być pewni tego, że następne też będą dla nich milutkie i nieszkodliwe.
Z intensywnych przemyśleń wyrwało go nagłe zatrzymanie się roweru, które mocno zarzuciło jego ciałem. Zdezorientowany patrzył, jak Pewds w pośpiechu zsiada z pojazdu i idzie przed siebie zdecydowanym krokiem, zanim podążył w jego ślady. Gdy podszedł bliżej okazało się, że Pewdie biegł do lampy, znacznie niższej niż pozostałe, bo sięgającej mu zaledwie do pasa, która osobliwa była w jeszcze jednej rzeczy: miała czerwone, duże buty i spacerowała sobie powoli po swojej własnej wyznaczonej trasie. Oczywistym stało się, że jest to następny efekt, szczególnie, gdy blondyn zagrodził drogę niezwykłemu stworkowi i tym samym uzyskał od niego czerwone jajko. Zanim Cry zdążył chociażby przyjrzeć się znalezisku Pewds otworzył je, uwalniając efekt, który sprawił, że jego głowa zmieniła się w lampę. Cry cofnął się krok widząc nagłą zmianę, ale po chwili uśmiechnął się, gdy dotarł do niego absurd wyglądu przyjaciela.
- Teraz to ty mnie oślepiasz – skomentował, widząc jak Pewdie maca się po głowie, szukając swojej twarzy i włosów.
- Zacząłeś odpowiadać na moje podrywy, idziemy w dobrym kierunku – Szwed uśmiechnął się zawadiacko, tuż po tym, jak ściągnął z siebie efekt. O wiele lepiej czuł się nie będąc człowiekiem-latarnią. – Czyżbyś przemyślał już sprawę?
- Jeszcze nie, ale myślę, że jestem blisko. Musisz być cierpliwy.
- Czekam na werdykt, sędzio.
Cry zaśmiał się pod nosem, odwracając się do mężczyzny plecami i ruszając powoli w stronę roweru, subtelnie mówiąc tym, że powinni się już zbierać. Pewds szybko załapał aluzję i usiadł za kierownicą, pozwalając Amerykaninowi usiąść na bagażniku, po czym zaczął pomału szukać drogi powrotnej. Cry natomiast pogrążył się w myślach, uspokojony faktem, że przynajmniej na razie nic mu nie grozi. Miał w końcu czas by zrobić to, co obiecywał przyjacielowi odkąd ten wyznał mu uczucia: przemyśleć na spokojnie całą sprawę. Nie było mu łatwo, bo zdecydowanie wolał odkładać tą sprawę w nieskończoność niż stanąć z nią twarzą w twarz i raz na dobre ją rozwiązać. Nie mógł jednak uciekać cały czas i udawać, że wciąż się nad tym zastanawia, bo to nie było sprawiedliwe wobec Pewdsa i wobec jego uczuć.
Z tym wszystkim był jeden, dość duży problem. Cry wciąż negował to, że wyznania Pewdie’go były na poważnie. Nie chciał do siebie dopuścić tego, że wszystko co usłyszał było prawdą, ponieważ… za bardzo go to bolało. Spędził ostatnie trzy lata na wmawianiu sobie, że powinien dać sobie spokój z tymi jednostronnymi uczuciami, na bezsensownym ignorowaniu własnych przykazów i na nieustannym podkochiwaniu się w najlepszym przyjacielu. Próbował coś z tym zrobić, wielokrotnie szukając szczęścia w związkach z różnymi osobami, ale to nigdy nie działało, bo koniec końców i tak zawsze wybierał Pewdsa. Teraz, gdy nagle okazało się, że lata cierpień zostały mu wynagrodzone, nie bardzo wiedział, jak ma na to reagować. Ma dalej trwać w tej relacji, którą znał i do której przywykł, czy może jednak warto zaryzykować i spróbować…? Z jednej strony coś w jego głowie krzyczało na niego, że nie po to tyle się męczył, żeby teraz ulegać miłosnym wyznaniom swojego obiektu westchnień, który sam nie jest pewien, co czuje. Z drugiej strony chciał zobaczyć, czy to wyjdzie. Samolubnie, egoistycznie chciał robić to, o czym wcześniej mógł tylko marzyć, nawet jeśli oznaczałoby to kompletne zawalenie całej ich przyjaźni i skazanie jej na koniec. Niestety, jego uparte sumienie mu na to nie pozwalało i już nawet nie chodziło mu o zepsucie dotychczasowej relacji, w jakiej byli. Marzia. Ona nie jest czymś, co zniknie w momencie, gdy Cry jednak zdecyduje się być z Pewdie’m w związku. Oczywiście Cry mógłby wyjść z założenia, że nigdy nie uda im się skończyć tej gry, więc powinni robić co chcą póki jeszcze mają na to okazję, ale jakoś nie potrafił. Bo co jeśli jednak stąd wyjdą? Ockną się w prawdziwym świecie, Pewds zobaczy swą dziewczynę jak najbardziej realną i żywą, tuż obok siebie i… Jaką Cry może mieć pewność, że ten moment nie sprawi, że Szwed zmieni zdanie i podejmie decyzję, że nie opłaca mu się poświęcać wieloletniego, szczęśliwego związku dla niego, dla mężczyzny mieszkającego daleko za oceanem, z którym relacja na pewno nie będzie tak prosta? Nie miał tej pewności, nawet jeśli Pewdie zapewniał go, że nigdy nie mógłby mu czegoś takiego zrobić. A nawet jeśli z nią zerwie, to głównie Cry będzie miał ją na sumieniu, bo chociaż był pewien, że Pewds będzie go próbował przekonać, że to nie jego wina, to mimo wszystko wciąż będzie jego działanie, które do tego doprowadziło. Jeśli się nie zgodzi, to przynajmniej będzie z dala od całego tego zamieszania, ale czy naprawdę tego chciał? Pocałunek, który zdarzył się tuż przed ich powrotem do snu był przyjemny dla nich obu, dla Cry’a też. Mógł sobie wmawiać, że było to spowodowane tym, że Pewdie tak desperacko szukał poczucia bezpieczeństwa, ale prawdą było, że brunet zrobił to też dla swojej własnej korzyści. Nie mógł negować swoich uczuć, swoich pragnień. Gdyby miał iść za głosem serca, już dawno przybrałby tytuł jego chłopaka. Problemem była tylko jego moralność. Moralność oraz rozsądek, które mówiły mu, że oddawanie się emocjom to fatalny pomysł i że będzie tego żałował. Tylko czy on zawsze musiał być tym rozsądnym? Czy nie mógł raz pozwolić sobie na szaleństwo, biorąc na siebie konsekwencje, jakiekolwiek by one nie były? Dlaczego nie mógł po prostu…
- Hej, gdzie teraz? – głos Pewdie’go przerwał jego myśli tak gwałtownie, że Amerykanin przez chwilę po prostu mrugał, niezbyt przytomny i próbował zrozumieć, jakie pytanie jest mu właśnie zadawane. W końcu jednak ocknął się, przetarł twarz dłońmi i rozejrzał się po Centrum, próbując znaleźć najładniejsze drzwi.
- Te liliowe? Wyglądają nieźle, co myślisz?
W kilka kroków znaleźli się przy wejściu do „Świata murali”, jak głosiła tabliczka na nim zawieszona. Pewds wzruszył ramionami, dość zadowolony z tego, że drzwi są w jasnym kolorze sugerującym brak nieprzyjemności, po czym zdecydowanie nacisnął klamkę i pchnął. Szybko napotkał jednak problem: drzwi nawet nie drgnęły, dokładnie zamknięte.
- Czyżby jednak ograniczono nam światy do dziesięciu? – zdziwił się blondyn, jeszcze raz próbując sforsować zamknięte wejście. Nic się nie zmieniło, wciąż nie dało się otworzyć.
- To nie miałoby sensu, gdyby tak było nie mielibyśmy dostępu do podświatów… Nie? – niepewnie zasugerował Cry, odwracając się by spojrzeć na resztę dostępnych opcji. Zaczął chodzić od drzwi do drzwi, szukając wolnego przejścia, ale nawet miejsca, w których już byli okazały się być zamknięte na cztery spusty. Każde kolejne wejście sprawdzał w coraz to większym zdenerwowaniu, niecierpliwie szarpiąc za klamki i nie mogąc się dostać do żadnej ze sprawdzanych lokacji. W końcu stanął przed ostatnimi drzwiami, tymi, których tak unikał: drzwiami do „Świata ciemności”, wyglądającymi niewinnie w swoich biało-fioletowych barwach lecz skrywającymi za sobą nieskończoną czerń. I oczywiście, ku jego największym obawom, te drzwi postanowiły otworzyć się bez żadnego problemu.
- Nie. Nie wchodzimy tam – Pewds znacznie pobladł, widząc, że jest to jedyna dostępna opcja. Jeszcze raz szarpnął za klamkę drzwi „Świata murali”, następnie „Śnieżnego świata” tylko po to, by potwierdzić ten niezbyt miły fakt: wszystkie miejsca były zamknięte i nie mogli się do nich dostać. Wszystkie, poza tym światem, do którego nie chcieli wracać.
- Nie mamy wyjścia – odparł Cry, jednak w głowie wypowiadał tysiące przekleństw pod adresem prawdopodobnego sprawcy tego zdarzenia. – Cholerna Alice…
- Jak mamy znaleźć tam cokolwiek? Przecież nie ma tam nic poza kompletnymi ciemnościami, nic nawet nie zobaczymy – Pewdie zaczął już trenować regularne, głębokie oddechy, wiedząc, że za chwilę znów może zacząć się dusić w kompletnej panice. Podszedł bliżej przyjaciela, stając koło niego przed wejściem do koszmaru.
- Po to mamy efekt lampy. Alice najwidoczniej stwierdziła, że skoro mamy ze sobą światło, to nie potrzebujemy sprawdzać innych miejsc, skoro „Świat ciemności” jest teraz możliwy do przeszukania.
- Nienawidzę jej.
Stali jeszcze przez chwilę przed drzwiami, zastanawiając się w którym momencie powinni wejść i dlaczego nigdy. W końcu jednak podjęli decyzję. Pewds schował efekt roweru do kieszeni, wyciągając z niej jednak czerwone jajko efektu lampy. Po krótkiej chwili wahania otworzył je, zmieniając swoją głowę w lampę, po czym skinął na Cry’a, dając mu znak, że mogą ruszać. Brunet niechętnie otworzył drzwi, które z przeciągłym skrzypieniem odsłoniły czarne wejście do świata. Dwa głębokie oddechy i jeden uścisk dłoni później, mężczyźni weszli w mrok, zamykając wrota za sobą i zdając się zupełnie na światło latarni. Nie było aż tak źle, teraz, gdy jasność chociaż trochę zwalczała otaczającą ich ciemność i przynajmniej dwa metry przed nimi były widoczne, tak, że wiedzieli po czym idą. Poza tym nie mogli jednak powiedzieć o tym miejscu absolutnie nic, nie mogli też wyznaczyć sobie drogi, którą powinni iść, bo i tak nie byliby w stanie zobaczyć później jak trafić z powrotem do drzwi wyjściowych. Z przytłaczającym ich wręcz poczuciem beznadziei wolno ruszyli przed siebie, trzymając się mocno za ręce i na ślepo wybierając sobie trasę do kolejnego efektu, o ile ten w ogóle tu się znajdował.
- Jak się trzymasz? – Cry odezwał się do przyjaciela półgłosem, który i tak był dostatecznie dobrze słyszalny. Trochę dziwnie rozmawiało się z kimś, kto zamiast głowy ma lampę, ale przynajmniej mógł być pewien, że rozmawia z właściwą osobą. – Wszystko okay?
- Tak myślę… Znaczy, boję się tak samo, ale… - głos Pewdie’go nie brzmiał przekonywująco; był słaby i roztrzęsiony i Cry bardzo starał się wmówić sobie, że spowodowane jest to nałożonym efektem, a nie zbliżającą się nieubłaganie paniką. – Z jednej strony jest lepiej, bo widzę, że tu jesteś i mogę się fizycznie upewnić… - ścisnął jego dłoń. – Z drugiej strony… Pokój, w którym znalazłem się na początku mojego koszmaru też był ciemny i oświetlony tylko jedną… słabą lampą, a potem ty…
- Nie mam zamiaru umierać – oświadczył zdecydowanie Amerykanin. – Nie mamy zamiaru umierać. Nic nam nie będzie, Pewds. To nie był proroczy sen.
- Skąd możesz wiedzieć? Jak na razie wszystko na to wskazuje.
- Ponieważ sny kierują się podświadomością, a my, chociaż we śnie, jesteśmy świadomymi ludźmi. Podejmujemy decyzje, decydujemy o swoich losach. Wiem, że ten koszmar cię przeraził i że wyglądał bardzo realnie, ale… zaufaj mi. Nie damy się zabić, nie teraz. Przeżyliśmy już przecież gorsze gry.
- Pamiętasz Outlast…? – słaby śmiech wyrwał się z ust blondyna, jednocześnie przynosząc Cry’owi ulgę. Odpowiedział uśmiechem. – Tak bardzo się baliśmy, ale o dziwo wyszliśmy z tego cało. Było trudno co prawda, ale się udało. Outlast, stary. Miałem wrażenie, że umieram jak w to grałem w domu, na komputerze, a teraz się okazało, że przy małym oszukiwaniu da się to przeżyć… tak na żywo.
- O tym właśnie mówię – przyznał mu Cry, spuszczając wzrok na ziemię. – Prawie nikt nie słyszał o tej grze, gdyby była wyjątkowo straszna na pewno już dawno mielibyśmy ją za sobą.
Pewds tylko mu przytaknął, nie odzywając się już. Jego uścisk dłoni nieco zelżał, co prawdopodobnie znaczyło, że nieco się rozluźnił i że nie boi się już tak bardzo. Cry przyjął to z ulgą, ale sam dalej był spięty, błądząc w ciemnościach. Nie czuł się bezpieczny, chociaż chwilę temu pocieszał Szweda i zapewniał go, że nic im się tu nie stanie i że to przeżyją. Nie miał tej pewności, więc jego słowa były lekkim kłamstwem, choć jego zapewnienia miały na celu uspokojenie przyjaciela, bo ich dwójka pogrążona w panice nijak nie pomogłaby im się stąd wydostać. Przynajmniej jeden musiał udawać, że nie jest przerażony i wszystko wskazywało na to, że tą osobą będzie Cry. Starając się więc zachować zimną krew, brunet spoglądał pod nogi i szukał na ziemi jakichś wskazówek prowadzących do efektu. Od czasu do czasu pod jego stopami przepływały jakieś brązowe linie, będące zapewne tylko obrazami narysowanymi na podłodze, ale nigdzie nie widział żadnych poszlak. Zrezygnowany, westchnął ciężko i przetarł twarz dłońmi. Wtedy nagle natrafił na jakiś przedmiot, który niechcący kopnął i który odpowiedział na ten niespodziewany atak metalicznym brzęknięciem. Natychmiast spojrzał na ziemię i ujrzał kuchenny nóż, leżący tuż przed nim.
- To pewnie efekt – Pewdie od razu zainteresował się rzeczą, biorąc ją do rąk. Rzeczywiście, kawałek dalej leżało otwarte fioletowe jajo z podpisem „nóż”. – I to jeszcze broń? Chyba jednak było warto się tu zgubić, nie uważasz?
Cry nie wyglądał jednak na zbyt ucieszonego. Stał zaledwie kilka kroków dalej, ale jego sylwetka nie była w pełni oświetlona, co sprawiło, że jego twarz ukryta była w półcieniu. Wyrażała niepewność zmieszaną ze strachem.
- Czy mógłbyś… oddać mi ten nóż? – spytał w końcu, wyciągając dłoń w jego kierunku. Spojrzenie, które mu posyłał było zdecydowane, ale jednocześnie pełne obaw. – Pewds, proszę. Wolałbym mieć go przy sobie.
- Aż tak się boisz? – Pewdie zadał to pytanie, ale sekundę później dotarło do niego, że było ono głupie. Cry był wyraźnie zmartwiony, tylko że nie zagrożeniem czającym się w mroku lecz faktem, że to Pewds trzyma broń w ręce. Bał się go. – Spokojnie, zajmę się nim. Jeśli coś nas zaatakuje, to szybko to unieszkodliwię.
- Nie o to chodzi, ja… Nie chcę, żebyś go miał, okay? Dam sobie radę z tego typu bronią, już walczyłem nożami. Jestem lepiej wyszkolony.
- Cry, nie musisz się mnie obawiać. Tamten wypadek w sierocińcu był jednorazową sprawą i zrobiłem to tylko po to, żeby cię ochronić – głos blondyna stał się ostrzejszy i bez ogródek nazwał problem, którego Cry nie chciał wyjaśnić. Amerykanin aż się cofnął, zaskoczony tak nagłym atakiem. – Rozumiem, że się boisz, ale… nie powinieneś się mnie bać. Nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy, przecież wiesz. Zresztą, biorąc pod uwagę doświadczenia z poprzednich gier… to ty jesteś tu bardziej nieobliczalny.
- Mówisz o tej przeklętej masce? – głos drugiego gracza także stał się głośniejszy i niezbyt przyjemny, zdradzając narastającą w nim wściekłość. Zerwał białą maskę, którą jak zwykle miał na głowie mimo tego, że co grę uparcie ją z siebie ściągał i rzucił nią o podłogę, rozbijając na dwie połowy. – Proszę, nie ma jej. Czy teraz mogę już wziąć ten nóż, jak już usunąłem zagrożenie z mojej strony?
- Cry, nie wiem, czy mogę ci ufać z bronią, tak jak ty nie możesz ufać mi. Skąd mam wiedzieć, że nic ci nagle nie odwali?
- Cóż, nie możesz tego wiedzieć. Pragnę jednak zauważyć, że we wszystkich poprzednich przypadkach korzystałem z broni będąc pod wpływem… tej dziwnej maski, która mnie opętywała czy czegoś tam innego, nie wiem. Ty jednak ostatnio byłeś całkiem świadom tego, co robisz.
Pewds spojrzał na niego chłodno, zaciskając usta w wąską linię. W końcu jednak chwycił za ostrze, kierując rączkę noża w stronę przyjaciela i pozwalając mu go zabrać. Cry odebrał go, wyraźnie zadowolony z siebie, po czym schował otworzone jajko efektu do kieszeni.
- Tylko tutaj, jak jesteśmy w ciemnościach – ostrzegł go Pewdie, powoli ruszając w dalszą drogę, tym razem w poszukiwaniu wyjścia. – Jak stąd wyjdziemy, masz go schować.
- Nie ma problemu.
W drodze powrotnej nie trzymali się już za ręce, tylko szli obok siebie. Przez pierwsze kilka minut Szwed był dość mocno wkurzony brakiem zaufania, z jakim się spotkał, ale w końcu złość minęła mu całkowicie, ustępując miejsca zmartwieniu. Nie mógł winić Cry’a za to, że się bał, ale mimo wszystko jego reakcja na sytuację sprzed chwili trochę go zaniepokoiła. Prawda, ostatnim razem temat tego, że brunet wciąż jest przerażony wydarzeniami w sierocińcu wypłynął, gdy ten obudził się w środku nocy nękany koszmarem. Z jakiegoś powodu Pewds przyjął, że skoro dawno nie poruszali tej kwestii to Cry’owi już przeszło, chociaż gdy teraz o tym myślał, głupie było z jego strony tak zakładać. Tamto wydarzenie nieźle przecież wstrząsnęło Amerykaninem, tak bardzo, że zaczynało mu się to śnić po nocach. To co widział było przecież realnym czynem, dokonanym przez Pewdie’go naprawdę, na jego oczach. Nie dało się tego porównać z złym snem, który nawiedził  blondyna parę dni temu, ani z nagraniem ze śmierci ojca Martina, które choć widział, uznał za zbyt nierealne, by w nie uwierzyć. Maska rzeczywiście robiła z Cry’em coś, czego żaden z nich nie potrafił kontrolować, ale zabójstwa, których wtedy dokonywał, nie były jego świadomym czynem. Zabicie tego mężczyzny w Rule of Rose? Pewds był świadomy wszystkiego co robił i chociaż robił to z dobrych powodów, chociaż jego celem było ochronienie przyjaciela, to niezaprzeczalnym faktem było, że zabił człowieka z zimną krwią, bez najmniejszych wyrzutów sumienia pozbawiając go głowy. Nie obwiniał więc Cry’a za jego strach i niepewność, gdy zobaczył go z bronią. Bolało go tylko, że tak bliska mu osoba się go boi i nie jest w stanie mu zaufać.
- Aż takim potworem jestem? – wyrzucił z siebie po chwili, zaskakując bruneta. Szczerze spodziewał się, że Cry zareaguje agresją, więc jego spokojny głos także był dla niego zaskoczeniem.
- Nie jesteś, Pewds. Chodzi o to, że… Naprawdę się staram wytłumaczyć sobie tą sytuację i cię usprawiedliwić przed samym sobą. Robiłeś to dla mnie, ten mężczyzna był dla nas zagrożeniem, rozumiem. Problem w tym, że wiem, że to był człowiek. Żywy człowiek. Po tym, jak zobaczyłem nagranie, na którym morduję ojca Martina… Ciężko to przeżyłem, wiesz? Strasznie się gryzłem, bo nie sądziłem, że kiedykolwiek będę w stanie zrobić coś tak potwornego jak morderstwo. Nie pamiętałem tego, ale miałem dowody na to, że to zrobiłem. Sam widok tego na ekranie wstrząsnął mną niesamowicie. Powtarzałem sobie, że to nie moja wina, że coś mnie opętało… W końcu się z tym pogodziłem – wzruszył ramionami, spoglądając w końcu na drugiego gracza. – Nie mogłem kontrolować tego, co się ze mną wtedy działo, ale dotarło do mnie, że za każdym razem gdy wchodziłem w ten… „tryb szaleństwa” to działo się to dlatego, że byłeś w niebezpieczeństwie. Stwierdziłem, że skoro robię to dla twojej ochrony, to chyba nie jest aż tak źle… Co prawda bałem się, że zrobię ci kiedyś krzywdę, całkowicie nieświadomie, ale jak do tej pory nic takiego się jeszcze nie stało…
- To nie rozwiązuje problemu, Cry.
- Wiem, ale… zacząłem traktować to już jako pewnego rodzaju pracę. W sensie, jeśli wchodziłem w ten tryb, to oznaczało, że potrzebowałeś pomocy i przy Alice: Madness Returns nie katowałem się już prawie wcale tym nagłym zmienieniem się. Kiedy jednak ty stanąłeś w mojej obronie i zrobiłeś to świadomie… To już dla mnie nie było okay. Przestała mnie boleć myśl, że jestem mordercą bez kontroli, jednak możliwość, że ty nim się stałeś przeraża mnie do teraz. Dziwię się, że ty się mnie nie boisz.
- Nie boję się, bo ci ufam. Poza tym, nawet jeśli umrę, to wolałbym zginąć z twojej ręki – oświadczył Pewds, kompletnie szokując tym  bruneta. – A tak całkowicie szczerze, wierzę, że nawet w tym „szalonym trybie”, jak to ująłeś, jestem w stanie przemówić ci do rozsądku, a jeśli nie – chociaż cię unieszkodliwić. Nie obawiam się tego, nie boję się ciebie. Nie potrafię się ciebie bać, bo za bardzo ci ufam.
- Możesz się kiedyś na tym przejechać – odparł Cry, spuszczając wzrok.
- Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Wracając do tematu… chcę, żebyś nauczył się znów mi ufać. To będzie nam potrzebne, nie damy sobie rady bez zaufania. Co jeśli następne gry będą ode mnie wymagały użycia broni? Zabronisz mi jej używać? Zostawisz mnie całkowicie bezbronnego i nieprzygotowanego do walki? To tak nie zadziała, jeśli mamy współpracować to- CO TO JEST?!
Cry podniósł wzrok, zaalarmowany krzykiem i natychmiast odskoczył, gdy zobaczył co przed nim się znajduje. Natrafili bowiem na ciemną, fioletową i zaokrągloną masę o czerwonych oczach, która niespokojnie podrygiwała w miejscu. Chociaż nie ruszała się w żadnym kierunku ani nie była w ogóle agresywna, jej nagłe wyłonienie się z ciemności dostarczyło obu graczom niezłego zawału serca. Dopiero po chwili, gdy mężczyźni upewnili się, że istota nie chce im zrobić krzywdy, postanowili ją podejść i zobaczyć ją w pełnym świetle. Stwór wydawał się nie reagować w ogóle na pojawienie się dwóch obcych ludzi w jego otoczeniu, dalej podrygując i patrząc się w przestrzeń.
- Myślisz, że to coś jest niebezpieczne? – mruknął Pewds cicho, powoli wycofując się z dala od niezwykłej postaci.
- Nie wygląda na takie, ale proponuję się stąd szybko zabierać – odparł Cry, ciągnąc go za rękaw i prowadząc w dalszą drogę przez ciemność. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że dziwny stwór za nimi podąża, choć za każdym razem gdy się obracał nic za nimi nie było. Czując coraz większe zdenerwowanie, odczuł wielką ulgę widząc znajome drzwi, przez które natychmiast wypadli i zatrzasnęli je za sobą. Cry przez chwilę czuł pokusę, by sprawdzić, czy po ponownym otworzeniu drzwi nie znajdzie za nimi czerwonych oczu stwora, ale po szybkim przemyśleniu tego stwierdził, że wolałby nie wiedzieć, czy masa rzeczywiście za nimi podążała.
- Czy ty też miałeś wrażenie, że to za nami idzie? – spytał Pewdsa, na co ten skinął głową twierdząco. – To dobrze, to oznacza, że nie jestem szalony.
- Albo że nam obu ta gra zaszkodziła na głowę – odpowiedział Szwed, ściągając z siebie efekt latarni. Cry musiał przyznać, że zdecydowanie wolał go w takiej wersji. – Jak ja się cieszę, że mamy to już za sobą. Absolutnie nie mam zamiaru tam wracać.
- Ja też nie – Amerykanin westchnął ciężko, przecierając twarz. Wrażenie, że stwór wciąż jest za jego plecami nie zniknęło nawet teraz, gdy był już w Centrum. Miał szczerą nadzieję, że to nieprzyjemne uczucie prędko mu minie. – Gdzie teraz?
- Zobaczymy, czy Alice znów postanowiła zamknąć wszystkie opcje poza tą, która jej się podoba – Pewds podszedł do drzwi najbliżej, o krwistoczerwonej barwie i nacisnął na klamkę. O dziwo, drzwi natychmiast ustąpiły, otwierając im wejście do „Świata kałuż”. Mężczyzna niepewnie zajrzał do środka, ale ten świat także okazał się dość ciemny; co prawda bez światła dało się po nim poruszać, ale mimo wszystko panował tam półmrok. – Chyba jednak tym razem mamy wybór.
- Albo udało ci się za pierwszym razem wybrać świat, który wybrała także Alice – skomentował Cry i sprawdził inne drzwi, granatowe z białymi kwadratami. Nie drgnęły, chociaż mocno ciągnął za klamkę. – Miałem rację. Chce, żebyśmy szli tam.
Pewds wzruszył tylko ramionami, jeszcze raz zaglądając do znalezionego świata i stwierdzając, że nie wygląda on tak źle jak „Świat ciemności”. Schował więc jajko z efektem lampy do kieszeni, a wyciągnął ciemnoniebieskie jajo roweru. Gdy już pojazd pojawił się przed nim, skinął na Cry’a, po czym gdy już obaj usadowili się wygodnie, ruszył przez drzwi do nowego świata.
Chlupot wody pod kołami dał mu znać, że rzeczywiście świat ten wypełniony jest kałużami, tak jak głosiła jego nazwa. Jeśliby spojrzeć na ziemię, dość wyraźnie widoczne były małe zbiorniki wody, w których odbijały się szare chmury wiszące u sklepienia. Niebo jednak w pewnym momencie rozmywało się i przechodziło w czerń, przez co okolica była dość ciemna, choć samo niebo było tego dziwnego, mleczno-popielatego koloru, które przybierało zwykle, gdy zanosiło się na deszcz. Powstała więc przez to dziwna atmosfera, gdzie ciemność była nieco rozgromiona przez światło nieba, które jednak nie zwalczało tego mroku zupełnie. Tworzyło to dość osobliwy widok i chociaż Pewds musiał patrzeć na drogę, którą jechał, Cry beztrosko rozglądał się wokół, próbując dostrzec granicę między światłem a cieniem. W całym tym miejscu nie było zbyt wiele ciekawych rzeczy. Podłoga na całej powierzchni pokryta była wodą, gdyż kałuże były jedna przy drugiej. Od czasu do czasu stała gdzieś samotnie latarnia, czasem zgaszona, czasem świecąca słabo. Ogółem rzecz biorąc nie było poza tym nic innego – raz przejechali obok jakiejś czerwonej budowli, która z jednej strony zapraszała schodami w dół do środka, ale mężczyźni zdecydowali się nie skorzystać z jej oferty i po prostu przejechali obok, bojąc się, że powtórzą sytuację ze świata różowego morza, z którego nie dało się wyjść i które napędziło im konkretnego stracha.
- Jeśli nic tu nie znajdziemy, będę wściekły – powiedział Pewds w końcu, chyba nieco znudzony i poirytowany nieprzyjemną ciszą, przerywaną szuraniem opon po ziemi i odgłosem rozpryskujących się na wszystkie strony kałuż.
- Alice nie wysłałaby nas tu na darmo – stwierdził Cry, wzruszając ramionami. – Chociaż konsekwentnie próbuje wywołać u nas traumę do końca życia i choć gnębi nas kiedy tylko może, to mimo wszystko wątpię, że wysłałaby nas do pustego świata, żebyśmy pojeździli w kółko. Myślę, że po prostu lubi wysyłać nas w ciemne miejsca, bo niezbyt dobrze nam się kojarzą.
- Nie byłbym taki pewien. Być może bawi ją patrzenie, jak bezsensu chodzimy szukając rzeczy, której nie ma? Zresztą, coś za spokojnie się zrobiło. Myślisz, że naprawdę wysłałaby nas do gry, gdzie nic nas nie chce zabić? Szczerze w to wątpię. Poza tym, co jest takiego złego w świecie pełnym kałuż?
- Mogą nam się zamoczyć skarpetki.
- Skończ, to naprawdę nie jest nic aż tak strasznego.
- Nie rozumiesz. Mokre skarpetki to koszmar, najgorszemu wrogowi bym nie życzył – Cry westchnął, po czym kontynuował. – Wracając, myślę, że tym razem bawi się naszymi strachami i naszymi koszmarami. Wie, że boisz się ciemności, wie, że boję się ciebie z bronią w ręce, wie, jak sprawić, że poczujemy się nieswój, zagubieni, przerażeni. Nie robi tego pierwszy raz.
- Nie? Nie przypominam sobie, żeby już wcześniej wykorzystywała moje fobie – Pewds zrobił kolejny zakręt, mając zamiar objechać cały świat dookoła.
- Nigdy cię nie nawiedzała mówiąc, że umrę? Bo mnie zaczęła tak straszyć już w pierwszej grze. W trzeciej też to wykorzystała, po prostu lubi się nade mną znęcać i powtarzać mi w kółko, że umrzesz, że nie umrzesz… Nigdy cię nie gnębiła?
- Nie, szczerze mówiąc chyba ani razu nie odezwała się do mnie osobiście, kiedy ciebie nie było w pobliżu… Nie mam z nią takich prywatnych rozmów – Pewdie zatrzymał się niespodziewanie, jak zwykle zaskakując przyjaciela i sprawiając, że wpadł mu na plecy, nie trzymając się bagażnika wystarczająco mocno. Zszedł z roweru, dał zejść Cry’owi, po czym podszedł do podłużnego przedmiotu, już drugi raz zadziwiając bruneta swoją spostrzegawczością.
- Jakim cudem je widzisz? – Cry chwycił w dłoń rzecz, która okazała się być czerwoną parasolką. Na jej rączce zawieszone były obie części porcelanowego jaja koloru bordowego, z odpowiednim podpisem. Gdy tylko mężczyzna otworzył parasol, z nieba lunął deszcz i Pewdie musiał podejść bliżej przyjaciela, żeby nie zmoknąć.
- Po prostu nie jestem ślepy – odparł drwiąco, za co został wypchnięty poza zasięg parasolki, pod którą natychmiast wrócił. – Żartowałem, stary, nie spinaj się tak. Mamy efekt, możemy spadać, nie? Chyba, że chcesz pobawić się w typowe romansidło i całować się w deszczu…?
Cry uśmiechnął się do niego, po czym zaczął powoli się nachylać. Pewds od razu przysunął się bliżej, zaskoczony zgodą drugiego gracza i zamknął oczy, własnymi ustami łapczywie szukając ust Amerykanina. Tym większe było jego zaskoczenie, gdy zamiast namiętnego pocałunku poczuł, jak twarz oblewają mu lodowate strugi deszczu, po tym jak Cry gwałtownie się odsunął wraz z parasolem, zostawiając go na pastwę nieprzyjemnej pogody.
- Ty draniu! Jak śmiałeś! – krzyknął ze śmiechem, z impetem kopiąc w kałużę i ochlapując spodnie przyjacielowi, który natychmiast wydał z siebie oburzony okrzyk.
- Moje skarpetki!
- Oby ci przemokły, ty pieprzony debilu.
- Coś ty powiedział? – Cry natychmiast mu oddał, także chlapiąc go wodą z kałuży i natychmiast się odsuwając, by nie dostać odpłaty. Przez chwilę biegali dookoła, śmiejąc się, chlapiąc i rzucając do siebie wyzwiskami, aż im się znudziło. Brunet zamknął parasol, co spowodowało także, że deszcz przestał padać, a potem jeszcze przez chwilę szarpał się z oburzonym Pewdsem, który chciał zabrać mu parasolkę by móc także zlać go deszczem, a samemu schować się pod nią bezpiecznie. Nie udało mu się to jednak, więc po chwili stwierdził, że odpuści i ogłosił chwilowy rozejm, wracając na rower. Cry chętnie się zgodził na zawieszenie broni, chowając zamknięty efekt razem z resztą do bluzy, po czym dołączył do przyjaciela i ruszyli w drogę powrotną. Tym razem do drzwi i tym samym do Centrum dotarli nieco szybciej i w znacznie lepszych nastrojach, poprawionych chwilą zabawy na poziomie zdecydowanie dobranym do ich wieku. Pewdie był jeszcze bardziej zadowolony faktem, że Cry zaczął znów się zachowywać swobodnie w jego towarzystwie i choć trochę szkoda mu było, że nie dostał wyczekiwanego pocałunku, to mimo wszystko cieszył się, że między nimi jest już trochę lepiej.
Następnego świata musieli się trochę naszukać, ponieważ Alice znów postanowiła im ograniczyć opcję do jednej, wybranej przez siebie. Zdołali więc obejść niemal wszystkie wejścia, zanim dotarli do czarnych, wyglądających na stalowe drzwi. Ustępując bez szarpania za klamkę dały znak, że są wejściem do świata, którego szukali. Chociaż nie widzieli dobrze, co jest w środku, za drzwiami było dość jasno, co szybko przekonało graczy do wejścia do środka. Wystarczyło jednak, że przekroczyli próg, a natychmiast zmienili swoje zdanie na temat tego miejsca. Dookoła drzwi porozstawiane były świece, ustawione w grupkach i wianuszkiem otaczające wejście. Pewds niemalże natychmiast odwrócił się do drzwi i bez oglądania się za siebie otworzył je na oścież, szybko wracając do Centrum. Cry wyszedł za nim, nieco zdezorientowany tak nagłym działaniem blondyna. Zanim zdążył spytać, co się stało, Pewdie odwrócił się do niego, blady i oddychający głęboko i powoli, wyraźnie zdenerwowany i w nie najlepszej formie.
- Pamiętasz tamten koszmar, o którym ci mówiłem? – powiedział słabo, przecierając twarz dłońmi. Cry skinął głową, potwierdzając, że jeszcze nie zapomniał. – Tam były świeczki.
- Gdzie, w tym pokoju, w którym się spotkaliśmy?
- Nie, tam gdzie pobiegła Marzia, ten pokój na końcu ciemnego korytarza – Pewds lekko się trząsł, gdy o tym opowiadał. – Tam były świeczki. Tam, gdzie zginęła.
- Boisz się, że znów ją tam zobaczysz? Boisz się, że pojawi się tam ten potwór? – Cry trzymał go za ramię, próbując sprawić, żeby Pewds spojrzał mu w twarz.
- Boję się, że ty znikniesz – odparł, spoglądając mu w końcu w oczy. Był przerażony. – Nie chcę widzieć cię w kałuży krwi, rozumiesz?
Cry przytaknął, jeszcze przez chwilę patrząc się na jego niemalże białą twarz. W końcu oderwał od niego wzrok, sięgając do kieszeni i po chwili wyciągając efekt noża, który natychmiast uwolnił.
- Mam się czym bronić, nie martw się o mnie. Dasz radę tam wejść? Jeśli nie, mogę iść sam.
- Nie puszczę cię samego! – głos Szweda był spanikowany i wyższy niż zazwyczaj. – Idę tam, nie ma mowy, żebyś popełnił ten sam błąd co Marzia. Nie zostawisz mnie tu.
- Okay, nie zostawię – brunet uniósł ręce w poddańczym geście, próbując uspokoić nieco przyjaciela. Szczerze wolałby, żeby Pewdie został w Centrum, bo nie chciał widzieć go przerażonym i bliskim histerii przez całą drogę. Chciał dla niego jak najlepiej, chociaż prawdą było, że Pewds nie wytrzymałby sam ze świadomością, że nie wie, gdzie i w jakim stanie jest Cry. – Dam ci czas na uspokojenie się, jak będziesz gotów, to idziemy, okay?
- Tak – odparł tylko, biorąc kilka głębszych wdechów. Starał się nie sprawiać wrażenia zmartwionego, ale wiedział, że Cry nie da się na to nabrać. Za dobrze go znał.
W końcu Pewds zdecydował się na ruszenie do „Świata świec”, uprzednio łapiąc Amerykanina za dłoń i ściskając ją mocno. Gdy ponownie przekroczyli próg drzwi, natychmiast poczuł się sparaliżowany strachem i musiał wrócić do głębokich oddechów. Cry od czasu do czasu zerkał na niego, ale zawsze przecząco kręcił głową, dając znać, że wszystko z nim w porządku. Oczywiście, nie było z nim ani trochę w porządku i najchętniej już dawno by stamtąd wybiegł i nigdy nie wracał. Szczególnie wtedy, gdy świece, tak gęsto porozstawiane przy drzwiach zaczęły znikać, zostawiając ich w ciemnościach rozświetlanych tylko małymi, widocznymi z daleka płomieniami. Chociaż Pewds czuł się tym przytłoczony, a jego strach ani trochę nie malał, przynajmniej dawało mu to jakąś drogę, którą mógł się poruszać, od świeczki do świeczki, aż nie dojdzie do następnego efektu. W momentach, gdy ogarniała ich ciemność Cry ściskał dłoń blondyna nieco mocniej i w takim uścisku trzymał ją aż nie znaleźli się z powrotem w pobliżu światła. Pewdie był mu za to ogromnie wdzięczny, bo w mroku nigdy nie mógł stwierdzić, czy wciąż jest przy nim, więc możliwość trzymania fizycznego kontaktu bardzo mu pomagała. Niestety, nie zmieniało to jednak faktu, że im dłużej przebywał w tym świecie, tym więcej rzeczy mu się wydawało, tym częściej widział cienie przemykające mu przed oczami i tym więcej modlił się, żeby ten koszmar jak najszybciej się skończył, bo już drugi raz tej nocy miał wrażenie, że powoli zatraca się we własnym szaleństwie. W tym przekonaniu utwierdził go tylko widok małego stworka, który przebiegł pod jego nogami, trzymając coś w ręce.
- Co to było? – głos Cry’a zaskoczył go, szczególnie, że mężczyzna patrzył się w kierunku, w który pobiegł niewielkich rozmiarów człowieczek. – Może kolejny efekt?
- O czym mówisz? – Pewds zaczął patrzeć za karłem, w końcu dostrzegając go niedaleko prawej nogi bruneta. Szybko zagrodził mu drogę i ze zdziwieniem stwierdził, że stworek wpadł na niego, po czym czmychnął w bok, zostawiając po sobie malutkie, białe jajeczko. – Boże, a ja myślałem, że znowu mam zwidy…
- Nie lekceważ ich, bo przegapimy efekty – stwierdził Cry, podnosząc jajko i otwierając je. Ku przerażeniu Pewdie’go, Amerykanin zniknął nagle, rozpływając się w powietrzu. Zaczął za nim wołać, nie spodziewając się takiej sytuacji. Czyżby naprawdę zniknął?
- Hej, stary, spokojnie – Cry znów pojawił się, tym razem za nim. Blondyn rzucił mu się w ramiona, przytulając mocno, przy okazji mocno zaskakując tym drugiego gracza. – Hej, nic się nie dzieje. To tylko efekt zmniejszający, oddychaj… Pewds?
- Ja… przepraszam – wymamrotał, ale fakt, że cały się trząsł naprawdę zaniepokoił Cry’a. – Myślałem, że ty… Nie wiem, nie myślę już racjonalnie…
- Spokojnie, oddychaj – Cry nie sądził, że coś takiego może doprowadzić Pewdie’go do paniki. Naprawdę zaczął żałować, że nie kazał mu zostać w Centrum. Najwidoczniej, chociaż ta gra nie chciała im zrobić krzywdy, bardzo silnie działa na ich psychikę, szczególnie Pewdsa. Brunet pomyślał, że w pewnym sensie jest to gorsze od wszystkich fizycznych krzywd, jakich doznali podczas całej tej rozgrywki. – Przepraszam, że tak cię wystraszyłem, nie chciałem tego. Mamy efekt, więc możemy już wracać. Zbierajmy się stąd szybko, okay?
Pewds skinął głową, jeszcze chwilę zostając w jego ramionach, zanim odsunął się i ruszył w drogę powrotną. Wciąż czuł się roztrzęsiony, co było dla niego niemalże takim samym zaskoczeniem, jak dla Cry’a. Nie sądził, że nawet chwilowe zniknięcie przyjaciela będzie go w stanie tak mocno przerazić. Choć nic się nie stało, zareagował bardzo gwałtownie na taką sytuację i musiał przyznać, że był tym dość zdziwiony. Nie czuł jednak, że jego myśli i reakcje są racjonalne i chyba właśnie to dziwne poczucie oderwania od rzeczywistości powodowało u niego największy niepokój. Gdyby nie myśl, że już za chwilę będzie mógł wyjść z tej gry pełnej koszmarów, już dawno by się załamał. Byli jednak tak blisko, został im tylko jeden, ostatni efekt i będą mogli wyjść z tego safe pointu, który okazał się podstępną pułapką i iść, znaleźć następną przystań, następną grę i żyć nadzieją, że już nigdy więcej nie wrócą do tej przeklętej gry.
Próbowali odnaleźć drogę powrotną po swoich śladach, ale stojąc przy karle nie potrafili już stwierdzić, z której strony nadeszli. W zasięgu ich wzroku były tylko świece oraz fioletowy namiot – po wykluczeniu tego drugiego wciąż zostały im trzy różne kierunki, w które mogli się zwrócić. Żaden z nich nie pamiętał, skąd przyszli, więc obrali drogę przed siebie mając nadzieję, że tak jak większość przebytych światów ten też będzie się zapętlał i doprowadzi ich koniec końców do drzwi. Nie zabrało im jednak zbyt dużo czasu by zorientować się, że obrana przez nich droga nie była właściwą. Po przejściu zaledwie kilkunastu kroków w ich polu widzenia zamajaczył bowiem zarys jakiegoś dużego przedmiotu, a chwilę później stało się jasne, że było to łóżko, otoczone świecami. Jego położenie w tym miejscu nie miało za wiele sensu, dlatego od razu przykuło ono uwagę graczy, którzy postanowili podejść bliżej.
- Myślisz, że to efekt? – spytał Pewds, ostrożnie omijając świeczki i starając się nie podpalić sobie przypadkiem ubrań.
- Dwa w jednym miejscu? Mało prawdopodobne – Cry dotknął łóżka, ale nie wykazało ono żadnych magicznych właściwości, dalej stojąc w miejscu. – Nie, to nie efekt. Może przejście do innego świata? Nie wiem, nie chcę sprawdzać, wolę znaleźć wyjście…
- A to? – Pewdie wskazał postać spacerującą niedaleko łoża. Chociaż była w pewnej odległości od mężczyzn, mogli wyraźnie ujrzeć, że jest to podobne do człowieka stworzenie, z brązowymi włosami spiętymi w dwa kucyki, ubrane w różowo-fioletową sukienkę i uśmiechające się szeroko. Od człowieka różnił go tylko długi, zakrzywiony dziób, upodobniający ją do jakiegoś drapieżnego ptaka.
- Nie jestem pewien… W sumie, większość efektów dostawaliśmy od wyróżniających się jakoś postaci, więc może… - brunet obszedł łóżko, podchodząc nieco bliżej stwora, ale w momencie gdy ten obrócił się do niego stało się jasnym, że nie jest kimś, kogo chciałby spotkać. Niepokojący uśmiech istoty stał się bowiem jeszcze bardziej niepokojący, gdy postanowiła ruszyć w kierunku gracza szybkim krokiem i zacząć go gonić. Cry nie miał zamiaru sprawdzać, czy postać chce mu pomóc czy zaszkodzić, tylko prędko założył opcję drugą i zaczął uciekać, po drodze zgarniając przyjaciela.
- Co to jest? – Pewds był trochę zdezorientowany, ale nie trzeba było mu powtarzać dwa razy, kiedy usłyszał hasło „uciekaj”. Potwór nie był na tyle szybki, by musieli biec, ale mimo wszystko zmuszeni byli iść dość sprawnie, by nie zostać dogonionymi.
- Nie wiem i nie chcę sprawdzać – odparł Cry, oglądając się za siebie nerwowo. Postać wciąż za nimi podążała, sprawiając wrażenie jakby sunęła się po ziemi. – Zbierajmy się stąd natychmiast.
- Nie prościej będzie go zabić? Mamy nóż, nie jesteśmy bezbronni.
- Nie stanowi dla nas jeszcze realnego zagrożenia. Jak zacznie biec albo atakować, to odpowiemy tym samym – Cry nie tracił zimnej krwi, chociaż tak naprawdę bardzo nie miał ochoty na konfrontację ze stworem, którego nie znał i u którego nie mógł stwierdzić, jaka będzie reakcja na poszczególne działania. Tak długo, jak dawali radę przed nim uciec, było dobrze.
Problem pojawił się wtedy, gdy istota zaczęła przyspieszać i zmusiła ich do przejścia w lekki trucht, a potem w bieg. Gracze chwycili się za dłonie, żeby nie zgubić siebie nawzajem, a w przypadku złapania przez potwora, by razem stawić czoła konsekwencjom. Drzwi nie chciały pojawić się w zasięgu ich wzroku; udało im się znów trafić na karła, w pewnym momencie wpadli też w tłum dziwnych, białych stworków o dwóch nogach i głowie w kształcie lejka, które akurat nie ruszały się za bardzo, pozwalając się wyminąć. W końcu jednak ujrzeli jasną łunę niedaleko i z wielką ulgą przyjęli wiadomość, że unosiła się ona nad wianuszkiem świec otaczających drzwi, a nie tych rozstawionych obok łóżka. W klika sekund dobiegli do szarych wrót, w pośpiechu szukając na nich klamki, by w końcu otworzyć je, wydostać się do Centrum i zatrzasnąć je przed samym potworem, który na szczęście nie zdążył się za nimi przecisnąć. Siedząc na ziemi w azteckie wzory i łapiąc oddech, mężczyźni słyszeli tylko łupanie w drzwi, które w końcu też ustało.
- W następnym świecie łapiemy efekt i już nigdzie nie błądzimy, co ty na to? – Pewds położył się na plecach, chowając twarz w dłoniach i oddychając głęboko. Człowiek-ptak nie był co prawda cieniem z ostrymi pazurami, ale wystarczył jego niepokojący uśmiech, żeby Szwed mógł poczuć strach. Wraz ze zniknięciem ciemności i świec poczuł się jednak znacznie spokojniejszy, a widząc, że Cry’owi także udało się wydostać naprawdę odczuł wielką ulgę.
- Jestem bardzo za. A jeśli zobaczymy coś wyglądającego podobnie do tamtego cholerstwa, to uciekamy jak najdalej, nawet jeśli nie będzie nas gonił.
- Załatwione, nie mam zamiaru znów się bawić w berka z… tym czymś.
Jeszcze chwilę siedzieli na ziemi, zastanawiając się gdzie iść dalej, łapiąc oddech, próbując zapomnieć o niedawnym zagrożeniu. W końcu jednak Pewds podniósł się, ręką tylko wskazując przyjacielowi, że ma jeszcze odpoczywać, po czym ruszył wzdłuż drzwi, szukając tych udostępnionych im przez Alice i znajdując je dość szybko, gdyż były to te znajdujące się tuż obok wejścia do „Świata świec”. Wyglądały podejrzanie w swojej ciemnej, granatowej barwie i z rysunkiem pary oczu o czarnych źrenicach. Tym bardziej niepokojące wydały się blondynowi, gdy przeczytał na tabliczce, że świat za nimi nosi nazwę „Świata gałek ocznych”.
Zawołał do siebie Cry’a, wciąż z dłonią na klamce lekko uchylonych drzwi. Gracz natychmiast do niego podszedł, przyglądając się drzwiom dokładnie.
- Nie wygląda najlepiej – skomentował, próbując dostrzec coś w niewielkiej szparze. Po drugiej stronie było jednak ciemno i to ten fakt głównie zaniepokoił mężczyznę.
- Nie brzmi najlepiej – dodał Pewds, zastanawiając się, czy rzeczywiście znajdzie wewnątrz gałki oczne, jak sugerowała mu nazwa. Metaforą to raczej nie było, a biorąc pod uwagę to, że wygląd każdego świata zgadzał się zawsze z jego nazwą, było spore ryzyko, że to co ujrzą w środku zdecydowanie im się nie spodoba. – Co teraz?
- Plan się nie zmienia – Cry westchnął, ale wyraz jego twarzy nie nosił żadnych oznak niepewności. – Alice wybrała dla nas to wejście, nie mamy niestety wyboru. Wchodzimy, znajdujemy efekt, jak widzimy coś podejrzanego to uciekamy. Proste.
- Ta, proste… - mruknął niepewnie Pewdie, ale otworzył drzwi i posyłając ostatnie pytające spojrzenie w stronę przyjaciela, przekroczył powoli próg.
To, co znalazł w środku, niezbyt mu się spodobało. Jak w poprzednich trzech przypadkach, zewsząd otaczała ich czerń. W świecie tym było jednak całkiem jasno, chociaż żaden z graczy nie mógł stwierdzić, gdzie znajdowało się źródło tego dziwnego, przyćmionego światła. Oboje jednak żałowali, że ten świat nie przypominał jednak „Świata ciemności”, ponieważ… Nie chcieli widzieć tego, co się tu znajdowało. Od progu, gdy tylko przeszli przez drzwi, zauważyli, że dookoła wejścia leży kilka gałek ocznych sporych rozmiarów, o czerwonych tęczówkach. Każda leżała w małej kałuży krwi i skierowana była w inną stronę, patrząc w różnych kierunkach. Nie poruszały się, ale sama ich obecność wystarczyła, by wprawić Pewdie’go i Cry’a w silny dyskomfort. Gracze wolno przeszli obok nich, czując, że niestety prawdopodobnie cała ich podróż przez ten świat będzie pełna takich otóż nieprzyjemnych widoków. Nie musieli iść zbyt daleko, by przekonać się, jak bardzo się nie pomylili. Po gałkach natrafili bowiem na ręce, które mniej więcej od łokcia wystawały z ziemi. Były nieruchome – ruszała się tylko dłoń, ruszając palcami jakby chciała coś złapać. Dłonie były jednak całkiem puste, a każda z nich miała na środku głęboki otwór. Po wyminięciu ich znaleźli się koło dwóch postaci, wyglądających nieco jak duchy. Obie miały ciemne włosy i twarz będącą grymasem bólu, różniły się tylko tym, że jedna z nich była niebieska, a druga biała. Po obu ich stronach umieszczone były ręce, przez co wyglądało to, jakby należały one do tych dziwnych duchów, które zrozpaczone próbują domagać się oddania im czegoś, co utraciły za życia. Następnie, gdy mężczyźni prędko wyminęli niezwykłe postaci, napotkali niesamowite przejście, w którym ścieżka wyłożona otwartymi szeroko oczami strzeżona była przez dwa rzędy rąk. Im dalej gracze podążali w głąb świata, tym dziwniejsze rzeczy spotykali i tym większe było ich przerażenie. Nic nie próbowało ich tu zabić, a nie było też tak ciemno, by bali się tego, czego nie widzą. Woleliby jednak to, niż oglądanie ludzkich kończyn i organów porozrzucanych po ziemi, ułożonych w dziwne wzory, albo, co gorsza, poruszających się nerwowo. Zostawiało to u nich irracjonalne, silne uczucie niepokoju, dyskomfortu i obrzydzenia, a okropna świadomość tego, że to mogą być pozostałości po innych będących tu ludziach sprawiała, że obaj chcieli się stamtąd jak najszybciej wynieść. Końca potwornych widoków nie było jednak widać, a gdy trafili na kolejną parę duchów, ich strach nagle wzrósł.
- Powiedz mi, że nie zatoczyliśmy właśnie koła – wymamrotał Cry słabo, patrząc na postaci przed nim. Były to takie same duchy, jakie widzieli przed chwilą; teraz jednak z ich oczu i ust wypływały potoki czerwonej cieczy, która prawdopodobnie była krwią.
- Mam nadzieję, że nie – odparł Pewds, a obraz Marzii plującej szkarłatną posoką znów pojawił się w jego umyśle. Zanim zdążył odgonić natrętną myśl, szybko zmieniła się ona w wyobrażenie rannego Cry’a. Szwed wziął głęboki oddech, zanim spojrzał na przyjaciela. – Zmieńmy kierunek, jeśli to nie pomoże, to mamy przesrane.
Skręcili na prawo od duchów, kierując się w czarną pustkę. Przeszli obok przerażająco wyglądającej paszczy potwora o niebieskiej skórze i głowie pokrytej czerwonymi włosami, która szeroko rozwarta zapraszała do swojego wnętrza. Znów, po bokach głowy stały dwie ręce, machając w powietrzu, a przed otwartymi ustami rozlana była spora kałuża krwi. Tak zachęcająco wyglądający widok spowodował, że gracze przyspieszyli tylko kroku, chcąc znaleźć się jak najdalej od potencjalnego niebezpieczeństwa. W końcu zobaczyli coś, co na pewno wyróżniało się w tej okolicy: była to skacząca dookoła ludzka noga w ziemistym kolorze. Mężczyźni zaszli ją z obu stron, spodziewając się, że będzie to efekt, ale nawet po tym, jak Pewds chwycił ją w ramiona, nie udało im się uzyskać od niej jajka z efektem. Zdezorientowani, postanowili iść dalej, pozwalając nodze uciec od nich. Następna spotkana przez nich osobliwość nie była już jednak zmyłką. Wystarczyło, że przeszli kilka kroków dalej, a napotkali kolejną rękę, lecz tym razem nieruchomą. Gdy podeszli do niej bliżej, okazało się, że to dlatego, że w zagłębieniu w środku dłoni umieszczone jest jajko, brązowe i z dużym czarnym okiem, które wydawało się uważnie obserwować graczy.
- Teraz na pewno trafiliśmy na efekt – Pewds uśmiechnął się lekko, ale nie uśmiechała mu się za to perspektywa zabrania stamtąd jaja. Po kilku głębokich wdechach w końcu zbliżył się do otwartej dłoni i szybkim ruchem wyciągnął z niej owalny przedmiot, unikając palców, które nagle ożyły i zamknęły dłoń w pięść, a potem wyciągnęły się do góry, próbując sięgnąć złodzieja. Pewdie odsunął się jednak na tyle daleko, by ręka nie była w stanie zrobić mu krzywdy i w odpowiedniej odległości postanowił dopiero sprawdzić właściwości efektu. Po otworzeniu jajka nie znalazł jednak żadnych przedmiotów, ale sądząc po przerażonej minie Cry’a i jego nagłym cofnięciu się o kilka kroków, znów coś się stało z jego głową.
- Pewds, ściągaj ten efekt, proszę – jego głos był zdecydowany, ale spojrzenie już niezbyt pewne. – Wyglądasz przerażająco.
- Co mi się zaś stało?
- Masz ogromną dłoń z okiem w środku zamiast głowy.
Blondyn skrzywił się, chociaż prawdopodobnie nie było tego widać. Sięgnął ręką miejsca, gdzie powinna być jego twarz i rzeczywiście natrafił na miękką skórę, a po chwili dotykania także na coś wilgotnego.
- Nie pchaj sobie palców do oka, tylko to ściągnij – warknął Cry, zabierając mu jajko i zamykając je. Kiedy już wrócił do normy, brunet włożył mu jajo w kieszeń bluzy i skinął głową, że powinni się już zbierać, na co Pewds ochoczo przystał.
- Wszystkie efekty, spadamy stąd – oświadczył radośnie, szukając przez chwilę efektu roweru, a potem uruchamiając go i wraz z przyjacielem ruszając w drogę powrotną. Ten sposób był znacznie szybszy, a kiedy nie musieli się przejmować szukaniem efektu mogli po prostu przejechać przez cały teren, aż nie znajdą drzwi.
Podczas drogi znaleźli jeszcze kilka osobliwych rzeczy. Gdy już przejechali obok rozwartej gęby niebieskiej głowy i skręcili nieco, natrafili na usta w parze z oczami, które sugestywnie się do nich uśmiechały. Następnie musieli przebyć las rąk, z czego Pewdie oczywiście musiał sobie zażartować, chociaż grupa kilkudziesięciu dłoni drapiących przestrzeń nad sobą nie była wcale taka zabawna, gdy musieli przejechać tuż obok nich. Gdy jednak wrócili się do krwawiących duchów i ścieżki z oczu wiedzieli już, że niewiele im zostało do końca i wkrótce z wielką ulgą przywitali widok granatowych drzwi, które tak jak wcześniej uważnie się im przyglądały. Po wyjściu do Centrum Felix schował efekt roweru z powrotem do jajka i ułożył je na środku pomieszczenia. Cry dołączył do niego, wyciągając także swoje efekty i po chwili na ziemi stało już wszystkie dziesięć jaj, w różnych kolorach. Nic szczególnego się nie stało, więc gracze doszli do wniosku, że muszą się obudzić sami. Uszczypnięcie w dłoń jednak nic im nie dało, więc ze zdziwieniem rozejrzeli się po pomieszczeniu. Coś przegapili?
- Mamy ich na pewno dziesięć? – Cry wrócił do jajek i przeliczył je. Neon, rower, żaba, nóż, ręka, kot, lampa, karzeł, śnieżna kobieta, parasol. Wszystkie dziesięć efektów, które mieli zebrać. Otoczenie jednak się nie zmieniło, a oni wciąż siedzieli w świecie snów.
- Może… wyjściem są tamte drzwi? – zasugerował Pewdie, wskazując miejsce, w którym się znaleźli gdy przybyli tu po raz pierwszy, czyli u progu drzwi, wyglądających jak wejście do ich sypialni. – Myślisz, że to możliwe?
- W najgorszym wypadku jest to kolejny świat, z którego po prostu wyjdziemy, jeśli nie pozwoli nam się obudzić – wzruszył ramionami Cry, kierując się do drzwi. Stanął przed nimi, po chwili obok niego zjawił się Pewds. Chociaż chwilę się wahał, w końcu nacisnął klamkę i razem przeszli przez drzwi.
Pewdie leniwie otworzył oczy, czując ogólne zmęczenie. Trochę go to rozbawiło; człowiek po kilku godzinach snu jest zwykle wypoczęty, nie padnięty. Naprzeciw niego leżał Cry, który z głuchym jękiem obrócił się na plecy i przetarł twarz, zanim podniósł powieki by spojrzeć na blondyna, a potem na zegar. Była szósta, a na dworze już dawno wzeszło słońce. Obaj uśmiechnęli się radośnie, wiedząc, co to oznacza: udało im się. Skończyli już siódmą grę, choć w męczarniach, i chociaż marzyli o kilku dobrych, niezmąconych już koszmarami godzinach snu, nie mogli się zmusić do zaśnięcia w tym miejscu, podejrzewając, że zamiast spokoju znów trafią do przeklętego Centrum, o którym woleli już zapomnieć. Rozwiązanie było więc proste – ogarnąć się, zjeść coś i jak najszybciej znaleźć kolejny safe point, by tam móc zasnąć bez przeszkód.
Żaden z nich jednak nie wstawał. Cry cały czas próbował osłonić się od promieni słońca wpadających przez okno, a Pewds bezwstydnie się na niego patrzył, podziwiając jego twarz. Gdy jednak brunet odwrócił się do niego, mężczyzna spuścił wzrok, udając, że nic takiego nie robił. Nie chciał się narzucać za bardzo. Nie teraz, kiedy Amerykanin stwierdził, że jest coraz bliżej wniosków odnośnie tej sytuacji, kiedy już prawie mu odpowiedział. Podniósł się na łokciu, chcąc go przeprosić, by mógł wstać i wyjść do kuchni, ale zauważył, że Cry nie przestaje się na niego patrzeć.
- Pewds?
- Chciałem zrobić nam coś do jedzenia – wytłumaczył się, uśmiechając się uprzejmie. – Powinniśmy się stąd szybko zbierać, bo wolałbym zasnąć gdzieś, gdzie nic mi nie będzie grozić koszmarami.
- Czy myślisz, że to będzie miało sens?
Pewdie czuł się zaskoczony tym pytaniem, tak nagłym i kompletnie ignorującym jego wcześniejsze słowa. Przez chwilę miał nadzieję, że chodziło o spanie, chociaż ta opcja brzmiała dość absurdalnie, ale Cry szybko rozwiał jego wątpliwości.
- Nie mogę ci powiedzieć żadnych konkretów, jeśli mi nie odpowiesz. Mam nadzieję, że jesteś świadom tego, co robisz, więc pytam: Czy twoim zdaniem ten związek będzie miał jakikolwiek sens?
- Dla mnie tak – odparł poważnie, spoglądając mu w oczy. – Wiem, co robię, wiem, co czuję. Dla mnie ma sens, Cry, jeśli tylko obaj tego chcemy. Bo jeśli którykolwiek z nas ma się czuć w tym źle, to nie, wtedy to nie zadziała. O to ci chodziło?
Brunet skinął głową, ale widać było, że jeszcze nad czymś intensywnie myśli.
- Jakby to miało wyglądać? Jak… W takiej relacji jeszcze cię nie znam, jak my będziemy…
- Nie zmieniaj niczego – Pewds uśmiechnął się ciepło, kładąc dłoń na głowie Cry’a i przeczesując wolno jego włosy. – Zachowuj się jak wcześniej, rozpracujemy to sobie. Nic się nie musi zmieniać, dorzucimy do tego po prostu rzeczy, które robią ludzie zakochani. Gotowe.
- Nadal nie jestem pewien… - Cry westchnął, ale odpowiedział uśmiechem. Szczerym, niewymuszonym i pełnym, po raz pierwszy od pewnego czasu. – Sądzisz, że jak wrócimy do rzeczywistości to to przetrwa? Wiesz, z Marzią może to wyglądać nieco inaczej…
- Cry, powiem ci szczerze i nie będę cię oszukiwał. Opcje są tylko dwie, gdy już wrócimy: albo zerwę z Marzią i będę z tobą, albo z nią nie zerwę i z pełną odpowiedzialnością usunę się z twojego życia, żebyś nigdy więcej nie musiał patrzeć na mój zdradziecki, obrzydliwy ryj. Nie widzę innej opcji. Albo stracę ją, albo ciebie, wybór nie jest łatwy, ale nie jestem taką świnią, żeby domagać się kontaktu z osobą, której zrobiłem krzywdę. Pytanie jest do ciebie, czy chcesz zaryzykować? Jeśli teraz powiesz mi nie, przestanę do ciebie zarywać, przestanę sypać podtekstami, będę trzymał dystans. Jeśli powiesz tak… To jestem gotowy z tobą być - Cry skinął głową, jeszcze przez chwilę się zastanawiając. Miał dużo do stracenia, ale także tak wiele do zyskania. – Zastanowiłeś się już?
- Nie, i także będę z tobą szczery: pewnie będę się zastanawiał do samego końca, jakikolwiek on nie będzie – Amerykanin stracił natychmiast swoją niepewność, jasno mówiąc co ma na myśli. Już prawie udało im się dojść do porozumienia, nie mógł tego teraz zepsuć. – Kieruję się własnym dobrem i wpojonymi zasadami moralnymi, co tworzy mi niezły konflikt, ale… Żyje się raz. W takiej sytuacji nie mogę być pewien tego, czy za dwa dni nie będę martwy, więc… Tak, chcę z tobą być. Marzyłem o tym od tak długiego czasu, że skoro sam tego chcesz, to nie pozostaje mi nic innego, jak się zgodzić. Będę miał wątpliwości i zastrzeżenia, ale ogółem, spróbujmy. Jeśli nie wyjdzie, wrócimy do przyjaźni, jak wyjdzie, to zobaczymy co dalej. No i w sumie… Tyle w temacie.
Było im o wiele lżej, gdy już wszystko z siebie wyrzucili. Pewds jeszcze przez chwilę analizował wypowiedź swojego niegdyś przyjaciela, zanim nachylił się do niego powoli, by utonąć w serii długich, leniwych pocałunków, które nareszcie dawały im pełną satysfakcję. Czuli się, jakby poziom endorfiny skoczył im niebezpiecznie do góry, wypełniając ich myśli i ciała przyjemnym uczuciem szczęścia. W końcu odsunęli się od siebie, rozpromienieni jak nigdy. Cry położył się na łóżku, przytulając się do Pewdie’go czule i rozkoszując się tą chwilą. Nie było niezręcznie, choć spodziewał się takiego obrotu spraw. Było przyjemnie, było ciepło, a bliskość drugiego ciała dawała mu poczucie bezpieczeństwa.
- Myślisz, że coś z tego będzie? – spytał jeszcze raz, chcąc się upewnić, że nie było to tylko cudownym, dla odmiany, snem.
- Ciii, nie psujmy tej chwili zbędnymi słowami – Pewds zaśmiał się, znów patrząc się Cry’owi w oczy. Świadomość, że może to robić bezkarnie bardzo go cieszyła, bo niesamowicie lubił wpatrywać się w ich błękit. – Masz piękne oczy, wiesz?
- Uh, zaleciało tanim podrywem – mruknął w odpowiedzi brunet, za co został dźgnięty pod żebra. – Jezu, po co ta agresja… Chciałbym powiedzieć ci to samo, ale bez okularów nic nie widzę. Podasz mi je, proszę?
Pewds sięgnął ponad nim do nocnej szafki, chwytając jego okulary, po czym wsunął mu je na nos, przy okazji kując go w ucho. Cry zaśmiał się, poprawiając okulary na nosie tak, by leżały na swoim miejscu, po czym ponownie spojrzał na Pewdie’go.
- No, ale teraz mam miły widok – skomentował, pozwalając by Pewds nachylił się do niego jeszcze raz i by złożył na jego ustach krótki pocałunek.
- Idę do kuchni robić jedzenie, konkretne życzenia?
- Cokolwiek, co napełni mój żołądek.
Blondyn wyszedł z pokoju, zostawiając Cry’a samego. Mężczyzna obrócił się na plecy, by spojrzeć na sufit. Nieustannie się uśmiechał.
To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry wieczór państwu!
Nowy rozdział! Który nawet mi się podoba! W CZASIE KRÓTSZYM NIŻ MIESIĄC. Och, widać, że wakacje i luzik arbuzik dobrze na mnie wpływają :D (Zresztą ostatnie dziesięć stron albo i lepiej napisałam będąc na wsi, a tam naprawdę mi się dobrze pisało. Chyba będę częściej wpadać z odwiedzinami xD).
Ogółem nie za wiele mam do powiedzenia na temat tej części. Jest dobra, podoba mi się niemalże w całości i chociaż nie jestem stu procentowo pewna końcówki, to wiem, że mogło być znacznie gorzej. Osobiście bardzo podobało mi się pisanie o tych nieco mroczniejszych światach, choć tak naprawdę poza "Światem graffiti" każdy z tych światów jest dość niepokojący, chociażby pod względem muzyki, która gra w tle. Gorąco polecam posłuchać, pisze się do tego fajnie xD Poza tym, Pewds i Cry w końcu odważyli się zacząć związek, a to coś, na co pewnie wszyscy czekali przez ostatnie dwieście siedemdziesiąt stron tekstu xD Co im z tego wyjdzie? To w następnych rozdziałach :DROZDZIAŁ ÓSMY PRZED NAMI, CHWALMY PANA *zaciesz jak małe dziecko*. Ludzie, ile ja na to czekałam. Tak mniej więcej od początku pisania, a tak bardzo chciałam to zacząć, nie macie pojęcia. Rozdział ósmy będzie świetny. Dużo wszystkiego, co lubicie, parę wyjaśnień i ciągnięcie różnych wątków, ogólnie: będzie się działo, zostańcie ze mną. Być może uda mi się jeszcze coś napisać do września, ale niestety obawiam się, że mimo moich szczerych chęci najprawdopodobniej wrócę do dwumiesięcznego trybu publikowania. Niestety, wakacje się prawie skończyły i chociaż pomysły, wena i ochota jest, to czasu może mi braknąć :c Obiecuję wam jednak, że będzie super, także mam nadzieję, że rozdział nr osiem spodoba się wam tak bardzo, jak mi (a na razie jest sam pomysł tylko xD).

Koniec gadania, bo zanudzam, pora na przypis:
1. Człowiek-ptak wspomniany w "Świecie świec" zwie się Toriningen i gdy złapie główną bohaterkę, Madotsuki, zwykle wysyła ją do lokacji, z której jest ciężko wyjść, albo nie da się wyjść bez przebudzenia się. Po dźgnięciu Toriningena zmienia się on w wersję "szaloną", przez co staje się szybszy i jeszcze trudniej mu uciec. Toriningen znajdujący się w "Świecie świec" jest pod tym względem wyjątkowy, ponieważ jest znacznie szybszy niż Toriningeny w innych światach, a w wersji szalonej jest nie do prześcignięcia.
2. "
Ciii, nie psujmy tej chwili zbędnymi słowami" - dialog inspirowany dialogiem z gry "Legend of the Brofist", w której Cry pyta się Pewdsa "Do you think there is something between us?", na co ten odpowiada mu "Shhh, let's not ruin this moment with words".

To tyle w dzisiejszym odcinku, do zobaczenia w rozdziale ósmym!
Brofist!
~Maru <3

Komentarze

  1. AAAAAAAAAHKHAFKOLAHFKLGI;DLIGP;VDL.VNAKFDBHLV

    Jak zajebiście jest być pierwszą osobą, która czyta to cudo xD Kocham to tak mocno, omg, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału AAAAAAAA!!!
    Z resztą, sama widziałaś jaki zapewniłaś mi fangirling XD
    Pozdro bro, do zo wkrótce xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddychaj, rzekomo to pomaga XD
      Jezu, cieszysz się tym, że jesteś jedyną osobą, której ufam na tyle, żeby jej to dać do korekty - przecież ja cię jawnie wykorzystuję do własnych celów xD
      JA TEŻ SIĘ GO NIE MOGĘ DOCZEKAĆ. Stranger Things najpierw, ale potem lecimy z koksem. No i widziałam, chociaż kamera ci się lubiła przycinać xDDD

      Usuń
  2. *fangirling level over 9000* KYAAAAAAH~!!! KOOOOCHAAAAAM! KOCHAMKOCHAMKOCHCAMKOCHAMKOCHAM!!! W KOŃCU!!
    A PO TEJ ZAPOWIEDZI, ŻE ROZDZIAŁ 8 BĘDZIE PEŁEN TEGO, CO LUBIMY I W OGÓLE BĘDZIE ZACNY, TO KJHGFVBDNMKEUHGVFC <3 <3 <3
    KOCHAM TO, KOCHAM CIEBIE I KOCHAM TĘ DWÓJKĘ! KYAAA!!!
    *mózg.exe has stopped working*
    Wybacz, nie napiszę niczego długiego i produktywnego, bo... boo... BO NIE MOGĘ W TAKIM STANIE, MJBEKEHCDCC <3
    POZDRAWIAM~! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woah, twój entuzjazm mnie przytłoczył, nie wiem, jak reagować na ten fangirling xD
      8 rozdział jest supi, postaram się z nim w miarę szybko skończyć, ale zmieniłam kompa i teraz będzie mi trochę trudno się przyzwyczaić do klawiatury, chociaż myślę, że to najmniejszy problem xD
      Omg, jestem kochana <3 I wgl to czuję cię, też ich kocham xD

      O nie, brak długiego produktywnego komentarza, jak ja to przeżyję :c No cóż, trudno, niepowstrzymany, nieogarnięty fangirling też może być, wyraża więcej emocji xD
      Pozdrawiam także, dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  3. TEN ROZDZIAŁ JEST
    TAKI PIĘKNY
    CIESZYŁAM SIĘ JAK GŁUPIA JAK WRESZCIE ZACZĘLI BYĆ RAZEM
    NIE MOGĘ ODDYCHAĆ
    UMRĘ NA 8 ROZDZIALE PRZEZ ZA DUŻY FANGIRLING

    *trochę się uspokaja*
    No i ogólnie znowu się zachwycałam opisami, bo były bardzo szczegółowe.
    Pozdrawiam i Kocham za te wszystkie rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ
      CI TAK BARDZO XD
      Omg, bardzo bałam się tego fragmentu, jest presja duża, jak ludzie na to czekają od samego początku, nie chciałam wam dawać byle czego. Cieszę się, że mimo wszystko wyszło i was to cieszy <3
      Postaraj się oddychać, to ważne xD
      Nie wiem czy przez zbyt duży fangirling, ale 8 jest bardzo ważny i emocjonalny i dobry. Zobaczysz :D

      Ojej, dziękuję <3
      Pozdrawiam ciepło <3

      Usuń
  4. Narobiłaś mi niezłego smaka na rozdział ósmy >.<
    A... No i tego... *fangirl mode activated*
    AGAGSJJJAJZGAHSJDKSVSGXJJDJ
    Całują się! Są razem! Skaczmy z radości! Awawawa >3<
    *nosebleed*
    *rainbow*
    *kawaiiiii*
    *fangirl mode off*
    Okay. Spokój xD
    Także ten, opisy cudne. Uwielbiam psychiczne znęcanie się na bohaterach. Nwm...tak po prostu. Schiza jest fajna xDD
    Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie mogłam przestać się śmiać, kiedy wyobraziłam sobie Pewdsa z lampą zamiast głowy XD
    No i jestem ciekawa następnej gry <3
    Zostanę do samiutenkiego końca~! Trzeba podwyższyć lvl fangirlu... O ile to jeszcze możliwe xD
    Pozdrawiam. Weny życzę i czasu, bo czas jest złotem, a szczególnie wtedy, gdy wykorzystują go zacni pisarze *nudge, nudge, wink, wink* xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, czo się stało z komentarzem? :O

      Usuń
    2. Nie wiem, ale chyba już ogarnęłam wszystkie zdublowane komentarze, także się nie martw :D

      Właśnie po to to napisałam, bo cieszę się rozdziałem 8 odkąd pamiętam i nie chciałam fangirlować na niego sama. Poza tym jestem podekscytowana waszą reakcją na jego fabułę jak nigdy, więc zależy mi. Poza tym, lubię was gnębić nieznanym :D
      Nareszcie razem, hmm? Rozumiem fangirling, kazałam wam na to czekać 7 rozdziałów xD
      Dziękuję <3 Ano, powiem, że będzie jeszcze lepiej. Alice i ja to praktycznie to samo, lubimy się nad nimi znęcać xD
      Nie moja wina, wiń grę za takie śmieszne efekty xD
      Będzie fajna, aj promis.
      Ojej, jak super :D Nie wiem czy możliwe, ale zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby ci w tym pomóc! Dziękuję za życzenia, bardzo przydatne <3
      Wcale nie jestem zacna xDDD

      Usuń
  5. O Boże.To jest naprawdę zbyt piękne xD Ale od początku...
    No więc odwiedziłem sobie twojego bloga w czerwcu. I co widzę? Nowy rozdział! Nareszcie! No i tak czytam, czytam dochądzę do końcówki i... ściana. I w mojej głowie dzieje się mniej więcej to: "Ale co? Ale jak to? Że już? Że teraz? Że tak poprostu? Boże Cry ty pieprzony nieczuły idioto! Powinieneś rzucić się Pewdiemu na szyję!"
    No i po tym stwierdziła, że za dużo emocji, z jednej strony radość z drugiej... No cóż lekki wkurw. No i tak myślałam co ja mam napisać jak to skomentować. Mam symbolicznie wykrzyczeć w komentarzu jakim to Cry jest dupkiem, czy może wręcz przeciwnie zacwhycąć się tym, że to wreszcie był ten momęt kiedy powiedzieli sobie prawdę, kiedy się otworzyli. I tak myślałam i myślałam co napisać. Aż w końcu wymyśliłam... weszłam na bloga z gotowym barwnym i emocjonalnym komentarzem w główkę. I patrzę... A tu kolejne 2 rozdziały i cały misterny plan diabli wzięli. Tak dokładnie nad pieprzony komentarzem zastanawiałam się ok. 2 miechy. Wybacz za słownictwo ale jestem zrozpaczona własną głupotą. No i przeczytałam teoretycznie nowe a przynajmniej dla mnie 2 notki praktycznie jednym tchem. No ateraz koniec żalenia się z moich problemów egzystencjalnych. Chyba czas przejść do czegoś odnośnie rozdziału... tak mi się chyba wydaję xd
    Cudowne! Brak słów. Piękne po prostu. Fajnie, że zaczęli się tak przed sobą otwierać. Zaczynają zauważać jak bardzo im na sobie zależy, szczególnie Cry, który widzi jak bardzo Pewnie przeżył jego zniknięcie i jak bardzo go potrzebuję. No i odezwała się już trochę zszargana tym wszystkim psychika chłopaków. To, że sobie nie ufają w kwestii tak ważnej jak posiadanie przez któregoś z nich broni jest dość niepokojące :/ Bardzo zaciekawiło mnie też odniesienie do osób panseksualnych. Cry jest cholernie inteligętny i mówię tu i o tym prawdziwym i tym w opowiadaniu. To po prostu widać. Dlatego też w tej kwestii spodziewałam się złożonej odpowiedzi.Ale nie spodziewałam się aż takiej powagi i użeczywistnienia. Większość opowiadań o tej tematyce jeśli już chce wyjść na bardziej wiarygodne pisze o orientacji biseksualnej, z czego duża grupa ludzi nie zna tego określenia i nie wie o czymś tego typu a tym bardziej jeszcze większa grupa ludzi nie zna określenia takiego jak panseksualizm, co prawdopodobnie u wielu osób doprowadziło do podobnej konsternacji jak u Pewdiego. A teraz schodzimy z poważnych tematów xD Yep. Część humorystyczną również trzeba poruszyć, tak samo jak moje głupawe skojażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie pchaj sobie palców do oka tylko to ściągnij" i tutaj z niewiadomych przyczyn dostałam głupawki, wyłam że śmiech i nie wiem czy to przez tak dziewczyną sentencję, której nigdy nie spodziewałam się przeczytać/usłyszeć czy przez to, że wyobrażałam sobie Pewdiego z ręką zamiast głowy macającego się po oku i zniesmaczonego wydzierającego się na niego Cry'a xD
      Po prostu ryłam ze śmiechu i nie mogłam się powstrzymać i powtarzałam sobie tylko pod nosem dławic się własnym głupim chichotem "co ja czytam!? XD CO JA CZYTAM!? xDDD"
      Łużko otoczone świecami hmmmmmmm... Nie no wybacz ale jestem cholernie zboczona i mój były Ci to potwierdzi xD nie ma żeczy która nie kojażyła by mi się z wiadomo czym a takie coś jak łóżko i świece to dla mnie raczej po prostu mało subtelna aluzja xD
      Tanie podrywu Pewdsa i oburzony Cry, pięknę po prostu trudno się nie uśmiechnąć :)
      I co za debil wymyślił świat gałek ocznych?! Nie no przepraszam gra definitywnie japońska. Ja bardzo lubię medycynę, i widziałam już różne rzeczy, które ludzie określają jako co najmniej obrzydliwe ale mnie to nie rusza (typowa racjonalna znieczulica naukowa) poza jednym malutkim wyjątkiem. Głupie gałki oczne, nienawidzę po prostu. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl, po prostu urazy oczu czy same gałki oczne, które nie znajdują się tam gdzie ich miejsce, po prostu nie, nope, nope, nope, nope, NOPE, NO! I jeszcze to się tak w ciebie wpatruje Ughhhhhh trauma. Anyway.
      Nie mogę się oczywiście doczekać rozdziału 8 na który zrobiłaś mi wielkiego smaka. Trochę szkoda, że wracasz do swojego trybu pisania w stylu "1 post na 2 miechy" xD no ale cóż trudno się mówi, ale i to ma swoje plusy bo koniec opowiadania zbliża się nieubłaganie niestety :(
      Pozdrawiam i życzę duuuuuuuuużo weny.
      Brofist!

      Usuń
    2. Yep. Musiałam to podzielić na pół bo pojawiła mi się informacja: "Twój kod HTML nie może zostać zaakceptowany: Wartość musi mieć co najwyżej 4096 znaków". XD
      Jeszcze raz Brofist!

      Usuń
  6. Duzo rzeczy które lubię...? ( ͡° ͜ʖ ͡°) No cóż... Jest naprawdę dużo fajnych rzeczy które lubię w opowiadaniach...
    Szczególnie w gejowych...
    Szczególnie w romansach... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Zgadza się - jedzenie lodów!
    Oczywiście takich śmietankowych ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Dobra, już kończę xD
    Rozdział jak zwykle 10/10, dużo przytulania i w ogóle fuafua :3
    Wincyj takich, one zdecydowanie poprawiają mi nastrój!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Jeśli bardzo potrzebujesz to zmień nagłówek, ale wtedy czas oceny znów się wydłuży, gdyż już kończę czytać opowiadanie i ocena jest dosłownie na finiszu. :)

    Mediate, o-pieprz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Okej, wiem, że nauka, koledzy itp. to ważna część życia i jeśli będę Cię popędzać to możesz zamknąć się w sobie.Problem w tym, że ja już nie wytrzymuje.Proszę, jestem niecierpliwa i bardzo chce zobaczyć nowy rozdział. No, to tyle z narzekania. Nie będę słodzić,rozdział jak zawsze super, a, że nie komentowałam ostatnich rozdziałów, masz tu małe wypracowanko.Tak pytałam o więcej romantyzmu i dostałam. Cieszę się z tego niezmiernie. Chciałam też Ci podziękować za fanfik o Hannibalu.Specjalnie obejrzałam cały serial, by przeczytać twój wpis i był wspaniały ( oczywiście nadal mam złamane serce, ale....).Powodzenia w pisaniu dalej ^.^

    OdpowiedzUsuń
  9. Na http://o-pieprz.blogspot.com pojawiła się ocena twojego bloga.

    Pozdrawiam,
    Mediate

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty